Korea pisze historię
Zimowe igrzyska olimpijskie stały się okazją, aby zwaśnione kraje wystawiły wspólną reprezentację. W hokeju na lodzie pań oglądamy w boju Koreanki z północy i południa. - Chciałabym, aby zespół otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla. Jako ktoś, kto rywalizował na czterech igrzyskach, wiem że nie chodzi o konkretne osoby, o zespół, o kraj. Chodzi o moc tego, co ta drużyna zrobiła - powiedziała Angela Ruggiero, członkini amerykańskiego komitetu olimpijskiego.
Wspólny zespół nie jest jedynym gestem pojednania. Delegacja z Korei Północnej pojawiła się na ceremonii otwarcia igrzysk w Pjongczangu, sportowcy obu krajów wyszli na arenę pod jedną flagą. Kim Yo Jong, siostra wodza Korei Północnej Kim Dzong Una, jest pierwszym członkiem rządzącej dynastii, który pojawił się na terenie wroga od 1953 roku, czyli od zakończenia wojny koreańskiej.
Sport na dalszym planie
W tle tego wszystkiego, sport zszedł na dalszy plan. Koreanki z kretesem przegrały trzy spotkania (0:8 ze Szwajcarią, 0:8 ze Szwecją i 1:4 z Japonią). Miejscowa prasa bardzo niechętnie porusza temat tego, że chociażby południowokoreańscy kibice byli negatywnie nastawieni do pomysłu. Decyzję o połączeniu reprezentacji podjęto bardzo późno, co zdaniem wielu negatywnie wpłynęło na medalowe szanse zespołu.
Co więcej, ustalono limit Koreanek z północy, które muszą wystąpić w każdym meczu. Brak też nici porozumienia pomiędzy zawodniczkami. Trener reprezentacji już wcześniej narzekała, że Koreanki niezbyt dobrze mówią po angielsku. Teraz dochodzi do tego wewnętrzny konflikt, bo język zawodniczek z północy nieco się różni. Więcej tu działania na siłę, niż faktycznej idei czystego sportu i igrzysk olimpijskich.
Sokeel Park, dyrektor ds. badań i strategii organizacji "Wolność w Korei Północnej", również jest negatywnie nastawiony do pomysłu. Uważa, że południowokoreański rząd źle odczytał nastroje społeczne w tej kwestii.
- Myślę, że wielu młodych Koreańczyków z południa sympatyzuje ze swoją reprezentacją, z dziewczynami grającymi w hokeja. One przygotowywały się od kilku lat do tak ważnej imprezy, najpewniej to ich jedyny występ na igrzyskach. Tyle, że potem głos zabrali starsi panowie politycy i zakłócili projekt żeńskiej reprezentacji Korei Południowej - powiedział.
Trener Korei zmienia poglądy
Warto również prześledzić wypowiedzi Sary Murray. Kanadyjka prowadzi koreańską reprezentację od 2014 roku. Pracowała pod kątem jak najlepszego przygotowania zawodniczek do imprezy życia, jaką dla miejscowych są igrzyska olimpijskie rozgrywane w ich kraju. Na kilkanaście dni przed ich rozpoczęciem, jej czteroletni plan treningów wziął w łeb. Wszystko za sprawą nowych zawodniczek z Północy.
- Trudno jest mieć w zespole 35 graczy, którzy pochodzą z dwóch różnych, niedogadujących się krajów. Dziewczyny siedzą w tej samej szatni, muszą grać razem, poznały się na 10 dni przed igrzyskami. Sytuacja jest niecodzienna - mówiła niedawno Murray w ekskluzywnym wywiadzie dla "CBC".
Murray przegrała z polityką. W styczniu wybrała do kadry 23 zawodniczki. Gdy w połowie stycznia wróciła do Seulu ze zgrupowania południowokoreańskiej reprezentacji w USA, spotkała się z nieprzyjemną sytuacją. Powiedziano jej, że do zespołu dołączy kilka Koreanek z północy. - To niebezpieczne. Głównie dla chemii zespołu, bo dziewczyny od dawna trenowały razem. Nie mieliśmy wielu informacji na ten temat. Dopiero na lotnisku nas poinformowano o pewnych faktach - dodała.
Murray, w ramach wsparcia, otrzymała asystenta trenera... z Korei Północnej. Tym samym jej sztab znacząco się powiększył, bo wcześniej miała do dyspozycji dwóch trenerów z południa. Razem z reprezentacją pracują też dwaj nieznajomi przedstawiciele północnokoreańskiego reżimu. Nikt nie powiedział Kanadyjce jaką rolę pełnią, co dokładnie robią. Mieszkają jednak razem z reprezentacją i należy przypuszczać, że to tajni agenci.
Murray niedawno zmieniła poglądy. Zaczęła twierdzić, że czerpie radość z prowadzenia koreańskiej reprezentacji, że bierze udział w czymś wielkim. Skąd taka nagła refleksja u kanadyjskiej pani trener? Tego nie wiadomo.
Dlaczego wybrano akurat żeńską reprezentację hokeja do promowania wyższych idei? Tego nikt nie wie. Kobieca kadra Korei Południowej zajmuje 24. miejsce w światowym rankingu. Na igrzyskach olimpijskich występuje tylko dlatego, że jest gospodarzem imprezy w Pjongczangu. Część ekspertów głosi tezę, że padło na Koreanki grające w hokeja, bo nie mają one większych szans na medal. To teza bardzo niebezpieczna, bo pokazująca, że MKOL stawia wyżej politykę niż sport.
ZOBACZ WIDEO Michał Bugno z Pjongczangu: Dla hejterów kpiących z wyników Polaków mam pewną radę
MKOL potrzebuje sukcesu
Tyle że MKOL potrzebuje sukcesu. Organizacja walczy z oskarżeniami o korupcję, choć na mniejszą skalę niż jeszcze do niedawna FIFA. Nie pomagają jej też wpadki związane z dopingiem. Negatywnie na wizerunku komitetu odcisnęły się wydarzenia z igrzysk olimpijskich w Soczi, gdzie Rosjanie do perfekcji opanowali tuszowanie dopingowych wpadek swoich sportowców.
- Z poziomu administracji MKOL nie było żadnych nacisków ani wzmianki, by reprezentację Korei mianować do Pokojowej Nagrody Nobla. Oczywiście, poszczególni członkowie komitetu mogą mieć swoje poglądy na ten temat. Nie poruszaliśmy jednak takiego pomysłu - powiedział Mark Adams, rzecznik MKOL.
Nie wszystko rysuje się jednak w jasnych barwach. Wprawdzie Korea Południowa i Stany Zjednoczone zawiesiły program ćwiczeń wojskowych w trakcie igrzysk, ale Korea Północna i tak robi swoje. W stolicy w przeddzień otwarcia IO odbyła się parada wojskowa. Ostatecznie odwołano szereg imprez kulturalnych, które miały się odbyć we współpracy z sąsiadem z południa.
- Tu chodzi o sport, MKOL przedstawił sprawę jasno. Chodzi o to, że sport potrafi budować mosty, otwierać nowe drzwi - odpiera zarzuty Thomas Bach z MKOL. - Dałyście z siebie wszystko, walczyłyście. Przyjdzie taki dzień, że zrozumiecie jaki ten mecz miał znaczenie - mówił Bach po jednym z ostatnich spotkań Koreanek.
Co na to Korea Północna?
Reżim z Północy przyzwyczaił już do swoich zagrywek politycznych. W ostatnich latach bardzo często szedł na ustępstwa, w zamian za konkretne korzyści materialne, by później wracać do swojego programu nuklearnego. Na razie północnokoreańska prasa spokojnie podchodzi do tematu. W artykułach poświęconych hokejowej drużynie nie ma wzmianek o wynikach, są za to pochwały za "umiejętną grę krążkiem". - Koreanki są w stanie porozumieć się w jednym języku i połączyły swoje wysiłki. Te mecze pokazują, że mamy jeden naród koreański i nie można go w żaden sposób podzielić - czytamy w reżimowej prasie.
Moon Jae-in, prezydent Korei Południowej, wygrał ostatnie wybory z hasłem o zjednoczeniu obu narodów. Jemu również podoba się narracja MKOL i wspólna reprezentacja w Pjongczangu. Eksperci krytykują jednak ten ruch.
- Źle się stało, że południowokoreańscy sportowcy, którzy trenują od lat, nagle stracili miejsce w drużynie narodowej ze względu na źle zaplanowany gest pojednania z Koreą Północną. Zawodnicy nie powinni poświęcać swojej kariery sportowej romantycznemu, nacjonalistycznemu poglądowi, że dwie Koree są, na pewnym poziomie, tym samym krajem - stwierdził profesor Kim Young Ho z Uniwersytetu Sungshin w Seulu.
Profesor, który działa na rzecz prawa człowieka w Korei Północnej i w przeszłości brał udział w rozmowach dotyczących zjednoczenia, wskazuje, że jednego państwa chcą głównie osoby starsze. Wśród osób, które skończyły 60 lat, wiara w jedno koreańskie państwo wynosi ok. 50 proc. Wśród 20-latków jest to ledwie 20 proc.
- Wielu młodych postrzega Kim Dzong Una jako dyktatora, który przypadkiem odziedziczył kraj po swoim dziadku i ojcu. Krytykują fakt, że zagraża nie tylko Korei Południowej, ale całemu światu. Tyle że większy wpływ na wyniki wyborów mają starsi. Podobnie jest zresztą w innych krajach. Iluzja i mit romantycznego nacjonalizmu jest tak mocno zakorzeniona wśród starszych Koreańczyków z Korei Południowej, że Korea Północna wykorzystuje ten nastrój do propagowania "narodowej współpracy". W swoim przemówieniu noworocznym Kim propagował ten pomysł, nazywając igrzyska olimpijskie w Pjongczangu "wielkim wydarzeniem narodowym" - dodał Young Ho.
Południowokoreański profesor wskazuje też na aspekty, o których nie mówi się przy okazji igrzysk, bo nie pasują do retoryki MKOL. - Zjednoczenie Korei, jeśli kiedykolwiek nadejdzie, musi opierać się na stworzeniu wspólnego systemu politycznego i gospodarczego, a nie tylko na etniczności. Zjednoczone państwo nie może w żadnym wypadku posiadać broni jądrowej - zakończył Young Ho.