"To cud". Ester Ledecka zaszokowała świat

Getty Images /  Ezra Shaw / Na zdjęciu: Ester Ledecka
Getty Images / Ezra Shaw / Na zdjęciu: Ester Ledecka

Amerykańska telewizja przed jej zjazdem zdążyła już ogłosić złotą medalistkę w supergigancie. Snowboardzistka Ester Ledecka sprawiła gigantyczną sensację i z dalekim numerem startowym sięgnęła po mistrzostwo. Nie tylko Czesi oszaleli na jej punkcie.

Czechom opadły żuchwy z wrażenia, dziennikarze na złamanie karku lecieli na stok. Większość z nich obserwowała ukochany sport - hokej. Akurat reprezentacja mierzyła się z Kanadyjczykami. Jeśli ktoś miał zdobyć złoto w Pjongczangu, to raczej łyżwiarka szybka Martina Sablikova. Na Ester Ledecką liczono w rywalizacji snowboardzistów, przecież to mistrzyni świata na desce. Sam fakt, że wywalczyła kwalifikacje w narciarstwie alpejskim był historycznym wynikiem, drugiej takiej zawodniczki po prostu nie ma. Nie oczekiwali niczego po 43. narciarce Pucharu Świata.

"To cud" - pisali Czesi po supergigancie. - Gdy dojechałam do mety, wydawało mi się, że to pomyłka, jakieś problemy z pomiarem czasu. Myślałam, że może ominęłam bramkę - mówiła w wywiadzie dla "Denik Sport". Z rozdziawionymi ustami wpatrywała się w tablicę, ludzie wokół zaczęli jej gratulować. To nie był błąd, Czeszka, startująca z 26. numerem, na nartach pożyczonych od wielkiej Mikaeli Shiffrin, pokonała o 0,01 s Annę Veith. Austriaczka już zaczynała się cieszyć, odpisywała na smsy z gratulacjami. Bo w czym mogła jej przecież zagrozić zawodniczka, która zaledwie raz znalazła się w dziesiątce Pucharu Świata?

Amerykańska telewizja NBC uważała podobnie. Po przejeździe 19 zawodniczek ogłosiła, że Veith zgarnęła złoto. Reszta stawki miała walczyć co najwyżej o miejsce w drugiej dziesiątce, anomalią byłaby ścisła czołówka. Ledecka zaczęła szybko, jechała bez żadnej presji i, choć nikt w to nie wierzył, utrzymała tempo do końca trasy. Sprawiła największą sensację w Korei, nawet Stefan Hula i jego niedoszłe złoto na średniej skoczni nie odbiłoby się takim echem w świecie. A sama Czeszka tak bardzo nie spodziewała się dobrego wyniku, że... nie przygotowała makijażu i na konferencji pojawiła się w goglach, bo nie chciała pokazać się "saute".

Sport miała we krwi. Jej dziadek zdobył dwa krążki olimpijskie w hokeju, dla Czechosłowaków stał się jednym z bohaterów - uczestników słynnego meczu z ZSRR na MŚ 1969. Nasi południowi sąsiedzi pokonali braci ze wschodu, jako że stało się to kilka miesięcy po stłumieniu Praskiej Wiosny, w kraju wybuchła euforia, która przerodziła się w antyradzieckie protesty. Z Ledeckich najbardziej znany jest jednak ojciec Ester, Janek, gwiazda tamtejszej sceny pop. Córka wystąpiła nawet w jednym z jego teledysków.

Dla narciarki (snowboardzistki?) to nie koniec igrzysk. Za tydzień start w slalomie równoległym na desce. Niezależnie od wyników, już została gwiazdą, piszą od niej pod każdą szerokością geograficzną. Jej wyczyn będzie wspominany przez wiele lat. Nie tylko przez Czechów.

ZOBACZ WIDEO: Michał Kłusak: Miałem okazję zjeżdżać, odczuwając -60 stopni Celsjusza. Usta puchną jak po operacji

Komentarze (2)
avatar
Mariusz Skórka
17.02.2018
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
To cudowne i gratuluje ESTER wșpanialego sukcesu ...i ciesze sie ze dzieki wielkïemu mistrzowi Kamilowi nie jestesmy w grupie egzotycznych krajow bez medalu 
avatar
Kri100
17.02.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Tak, to naprawdę spora niespodzianka. Na szczęście sport nie jest przewidywany do końca. Pytanie - czy odda narty Schiffrin?