Pierwszy tydzień zimowych igrzysk olimpijskich nie był łatwy dla polskich kibiców. Nasi sportowcy rozczarowują, bo długo żaden z nich nie potrafił zdobyć medalu. Udało się dopiero w sobotę, a to za sprawą Kamila Stocha. Polski skoczek był najlepszy na dużej skoczni po bardzo emocjonującym konkursie, w którym nieznacznie pokonał Andreasa Wellingera.
W sobotę odbyła się jedynie ceremonia kwiatowa. Wręczenie medali zaplanowano dopiero na kolejny dzień. W niedzielę o godzinie 11.15 bohaterowie sobotniego konkursu odebrali swoje nagrody.
Pierwszy na podium stanął Robert Johansson, który zajął trzecie miejsce. Po nim srebrny krążek odebrał Andreas Wellinger. Po chwili w końcu nastąpił długo wyczekiwany moment. Na najwyższym stopniu znalazł się Stoch, któremu na szyi zawieszono najcenniejszy laur dla sportowca.
Medal wręczała legenda polskiego sportu, czyli Irena Szewińska, która siedem razy stawała na olimpijskim podium. Towarzyszył jej prezes PZN Apoloniusz Tajner.
Następnie z głośników rozbrzmiała melodia Mazurka Dąbrowskiego. Stoch nie krył wzruszenia. Dla Polaków to z pewnością najpiękniejszy obrazek zimowych igrzysk olimpijskich w Pjongczangu. Oby nie ostatni.
Podczas niedzielnej ceremonii Stocha oklaskiwali jego koledzy z kadry. Trener Stefan Horngacher zdecydował, że wszyscy zrezygnują z udziału w treningach.
30-letni skoczek z Zębu trzeci raz w karierze zdobył olimpijskie złoto. Na poprzednich igrzyskach w Soczi był mistrzem na normalnej i dużej skoczni. W poniedziałek będzie mógł powiększyć swój imponujący dorobek. Na ten dzień zaplanowane są zawody drużynowe, w których Polacy są w gronie faworytów do medali.
ZOBACZ WIDEO: Ząb szykuje huczne powitanie Kamila Stocha. "Jesteśmy mu to winni"
A nie będzie to łatwe. Sam jeden Stoch drużynowego medalu nie zdobędzie, pozostali też muszą równo skakać i daleko.
Jeden złoty medal a wszyscy "jarają się" jak głupki.
Zobaczcie jakie kraje mają więcej medali.
Wolałbym aby "na pudle" choćby z brą Czytaj całość