Barbara Toczek: Niemieckie skoki? Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej

Getty Images / Lars Baron / Na zdjęciu: Andreas Wellinger
Getty Images / Lars Baron / Na zdjęciu: Andreas Wellinger

Igrzyska olimpijskie w Pjongczangu utwierdziły w przekonaniu, że skoki narciarskie u naszych zachodnich sąsiadów dawno nie miały się lepiej. Po latach kryzysu Niemcy znów wspinają się na szczyt. I wszystko wskazuje na to, że nieprędko z niego zejdą.

W Korei Niemcy prawie oszaleli ze szczęścia: Andreas Wellinger zalewał się łzami, Markus Eisenbichler wykonał taniec, po którym został okrzyknięty niemieckim Piotrem Żyłą, a Werner Schuster ponoć zwichnął sobie rękę, gdy wymachiwał nią w geście triumfu po konkursie na skoczni normalnej. Powodów do radości mieli pod dostatkiem. Przed wylotem do Pjongczangu trener przekonywał, że ich celem jest wywalczenie dwóch krążków. Misja wykonana, z nawiązką.

Swoje marzenie z dzieciństwa już w pierwszym konkursie spełnił 22- letni Wellinger. Tydzień później zgarnął srebro na dużej skoczni. - To absolutne szaleństwo, że po raz drugi mogę uczestniczyć w ceremonii medalowej - mówił rozentuzjazmowany. W dorzuceniu do kolekcji trzeciego krążka pomogli mu koledzy: Richard Freitag, Karl Geiger i Stephan Leyhe. Potrójny sukces trzeba było porządnie uczcić. Piwo z beczki w Deutsches Haus nalewał sam mistrz olimpijski z tygodniowym stażem.
 
Medal zdobyty w drużynie jest potwierdzeniem, że Niemcy "w międzyczasie" zdążyli stworzyć zupełnie nowy, silny zespół. "W międzyczasie",  bo jeszcze cztery lata temu stanęli wprawdzie na najwyższym stopniu podium, ale z ówczesnej drużyny ocalał jedynie znakomity Wellinger. Severina Freunda (znowu) wyeliminowała kontuzja, a Andreasa Wanka i Marinusa Krausa - brak formy.
 
Dla Niemców pokrzepiające mogą być nie tylko medale, ale i fakt, że walczył o nie młody i obiecujący zespół. Średnia wieku srebrnych medalistów to 25 lat (dla porównania, brązowych medalistów - 29,5). I nie potrzeba było nawet dawnego lidera Freunda, by być konkurencją dla innych zespołów. Matthias Bielek, komentator niemieckiego Eurosportu, mówi mi zresztą, że taki głównodowodzący wcale nie jest niezbędny.
 
- Najlepsze jest to, że niemiecka drużyna wcale nie potrzebuje teraz lidera. Team bardzo dobrze sobie radzi. Z każdym sukcesem jednak Andreas wyrasta coraz bardziej na "przywódcę". I jeśli rzeczywiście drużyna potrzebowałaby lidera, on nim będzie, i będzie bardzo dobrze tę funkcje wypełniał. O tym jestem przekonany - wyjaśnia kolega z kabiny komentatorskiej Svena Hannawalda. Zapytany, co jest obecnie największą siłą zespołu, stwierdził: - Jedność drużyny i wysoki poziom całego składu. Dzięki temu wysoki jest również poziom treningów i wewnętrznych pojedynków.

Czy za sprawą ostatnich sukcesów nasi zachodni sąsiedzi stracą głowę dla skoków tak bardzo, jak 16 lat temu? Według wielu, powtórzenie tamtego szaleństwa nie nastąpi już nigdy. Bielek twierdzi, że ostatni turniejowy skok Hannawalda oglądało w telewizji ponad 17 milionów! Jeśli jednak którykolwiek z niemieckich skoczków byłby w stanie popularnością nawiązać do duetu Schmitt-Hannawald, może być to właśnie Wellinger. - Andi to typ, który ma szansę zostać podobną gwiazdą. Dzięki złotemu medalowi rozgłos na pewno będzie większy. To pomoże skokom i sprawi, że ten sport znów będzie bardziej dostrzegany - mówi komentator.

Świetny występ Niemców na imprezie czterolecia jest zasłużonym wynagrodzeniem także dla Wernera Schustera. Austriak objął reprezentację, kiedy ta od kilku sezonów nie mogła wyjść z głębokiego kryzysu. - 10 lat temu podjęto bardzo dobrą decyzję zatrudniając Wernera Schustera. W tamtych czasach Niemcy nie mieli ani jednego skoczka w pierwszej 15! Dyskutowano wprawdzie wtedy, że głównym trenerem Niemców będzie Austriak, ale dzisiaj wszyscy są z tego powodu bardzo zadowoleni - wyjaśnia Bielek.

Komentator zdementował również plotki, jakoby Schuster miał nie przedłużyć kontraktu, który obowiązuje do 2019 roku. Rozmowy i negocjacje będą prowadzone po zakończeniu trwającego sezonu. Jak wspomniał niedawno Wellinger, zawodnicy robią wszystko, by ich szkoleniowiec nie stracił motywacji do pracy. O całą resztę musi się jednak zatroszczyć Niemiecki Związek Narciarski.

Snu z powiek niemieckim działaczom nie spędza za to brak młodych i ambitnych zawodników. Dwóch z nich, Constantin Schmid i David Siegel, coraz śmielej puka do drzwi Pucharu Świata. A jeśli charyzmatyczny Wellinger pociągnie za sobą tłum dzieciaków, jak kilkanaście lat temu zrobił to Adam Małysz, Niemcy mogą spać spokojnie. W przeciwieństwie do ich rywali.

ZOBACZ WIDEO Talent na miarę Adama Małysza zmarnowany? "Nagle facet zniknął"

Komentarze (7)
marcela.maz
25.02.2018
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
taka prawda, że Niemcy się nie mają o co martwić. Wellinger to rocznik 1995.. ile on może jeszcze osiągnąć.. 
avatar
Basia Godek
24.02.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Super artykuł! Auf geht's Wellinger. Pozdrowienia dla autkorki, nawet nie wiem kiedy artykuł się skończył. Fani (czyt. ja) proszą o więcej, pozdrawiam! :) 
avatar
Afika95
24.02.2018
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Niemcy to mądry naród , podziwiam ich organizacje i dyscyplinę , mamy od kogo sie uczyć 
avatar
julsonka
24.02.2018
Zgłoś do moderacji
5
0
Odpowiedz
wellinger juz jest chodzącą legendą ! 
avatar
Manuel
24.02.2018
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Wellinger miał bardzo dobry już poprzedni sezon. Nigdy nie był tym przywódcą ale zawsze w konkursach się sprawdzał najlepiej. Ten sezon bardzo dobrze rozpoczął Richard Freitag ale Wellinger jes Czytaj całość