- Wielkie pieniądze, marketing i związane z tym wpływy wygrały ze sportem - przekonywał już w 2009 roku Bartosz Kizierowski, czołowy polski pływak. Międzynarodowi działacze zdali sobie z tego sprawę dopiero kilka miesięcy później, gdy podczas mistrzostw świata w Rzymie praktycznie w każdym wyścigu poprawiano rekord globu.
Więcej jednak niż o rywalizacji sportowej mówiło się o wojnie technologicznej producentów tzw. "skór rekina", czyli kostiumów pływackich, które zwiększały wyporność pływaków i minimalizowały skutki tarcia wody. Do tego wszystkiego dochodził jeszcze efekt kompresji, który powodował, że mięśnie ściśnięte poliuretanowym strojem nie drgały pod koniec wyścigu i dawały pływakom przewagę do ostatnich metrów.
Pływanie jak Formuła 1
Rywalizacja w wodzie przypominała Formułę 1, a poszczególni zawodnicy w przestrzeni publicznej utożsamiani byli już nie z barwami narodowymi, ale z pięcioma drużynami oznaczającymi producentów kostiumów. Najwięcej medali zdobyli pływacy startujący w strojach Jacked, niewiele gorsi byli ci w Arenie i Speedo. Od stawki odstawali za to klienci Adidasa i Descente. Niektóre reprezentacje gotowe były zrywać umowy i płacić gigantyczne kary, byle tylko dostać sprzęt od lepszego producenta.
Choć symbolem wojny technologicznej stało się słynne Foro Italico, na których rozegrano najgłośniejsze zawody w poliuretanowej erze, to tak naprawdę do jeszcze większej patologii doszło rok wcześniej podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie. Aby wspomóc swojego reprezentanta w drodze do kolejnych rekordów, Amerykanie postanowili wykorzystać wsparcie NASA. To właśnie agencja kosmiczna poleciła przygotowanie strojów pływackich LZR Racer z wszytymi poliuretanowymi panelami. Rozwiązanie było na tyle nowatorskie, że poza kilkoma reprezentacjami, nikt inny nie miały żadnych szans na zdobycie "kosmicznego" sprzętu.
Polacy pominięci i bez szans na medale
- Pamiętam, że ustawiłem się wtedy w kolejce po ten strój, ale było ich tak mało, że nie miałem żadnych szans by go zdobyć - wspomina tamte igrzyska Paweł Korzeniowski. Brak wsparcia technologicznego przekreślił wysiłki podczas treningów i sprawił, że Polak nie miał szans w starciu z Michaelem Phelpsem, a w finale zajął ostatecznie szóste miejsce. Podobne wspomnienia z Pekinu ma zresztą Otylia Jędrzejczak, która do Chin leciała z zamiarem walki o medal na 200 metrów stylem motylkowym.
- Polski związek miał wtedy umowę z firmą Diana i nie było możliwości, byśmy mogli pływać w innych kostiumach. Zresztą nawet gdybyśmy chcieli, to po prostu nie były one dostępne. Z tego co pamiętam, to w tych kostiumach startowali Amerykanie, Chińczycy, Australijczycy i chyba Włosi. Z pozostałych ekip na szansę startu w takich strojach mieli pojedynczy pływacy, którzy skorzystali z możliwości wypożyczenia stroju od innych producentów. Podczas igrzysk, poza Speedo, aktywni byli także przedstawiciele Blueseventy - dodaje legendarna polska pływaczka, która w Pekinie na swoim koronnym dystansie zajęła czwarte miejsce.
Tamte stroje nie tylko wypaczały wyniki rywalizacji, ale także były niepraktyczne w użyciu. Strój Jacked 01 kosztował około 400 euro, a swoje właściwości potrafił tracić już po drugim wyścigu. Poza tym założenie go zajmowało nawet ponad godzinę, a minimalny błąd kończył się... poparzeniem palców.
Jeden błąd i lała się krew
- Na mistrzostwach świata w Rzymie w 2009 roku poluretanowe stroje mieli już wszyscy i doskonale pamiętam, jak uciążliwe było zakładanie tego kostiumu. Aby wszystko poszło gładko, ciało musiało być zupełnie suche, bo nawet odrobina wilgoci utrudniała cały proces i sprawiała, że opuszki palców były poobcierane do krwi. Po rozgrzewce trzeba było usiąść na kilka minut w klimatyzowanym pomieszczeniu i dokładnie wytrzeć całe ciało, by nie było nawet kropelki potu. Aby się chronić, część zawodników okładała stopy folią, na ręce zakładała rękawiczki, a całe ciało smarowała talkiem. Praktycznie niemożliwe było, by ktoś zdołał zmienić strój w trakcie zawodów - wspomina Korzeniowski.
On sam podczas mistrzostw świata zużył kilka takich kombinezonów, bo jeden wystarczał mu jedynie na eliminacje i półfinał, a kolejny musiał mieć na wyścig finałowy.
- Do dzisiaj mam w szafie jeden strój poliuretanowy, ale trzymam go tylko na pamiątkę. Jest tak ciasny, że nie ma szans, bym jeszcze kiedyś mógł się w niego zmieścić. Poza tym w przypadku lekkich zawodników ta przewaga nie była aż tak widoczna - dodaje Korzeniowski.
Bez kombinezonu nawet Phelps nie dał rady
Aby jeszcze bardziej zwiększyć swoje szanse na upragnione złoto, Frederika Pellegini przed wyścigiem na 200 metrów stylem dowolnym zdecydowała się założyć na siebie... dwa stroje. Ostatecznie eksperyment się powiódł, bo Włoszka pobiła w finale rekord świata i zdobyła złoty medal.
- W 2008 roku nie miałam szans na starty w poliuretanowym stroju, a w 2009 roku zrobiłam sobie przerwę od pływania, więc tak naprawdę ominęła mnie ta era. "Skórę rekina" miałam na sobie raptem kilka razy podczas treningu, ale nawet takie testy wystarczyły, by poczuć gigantyczną różnicę. Na żadnych zawodach w tym kostiumie jednak nie startowałam, więc aż tak dobrze nie poznałam tego stroju. Zapadło mi jednak w pamięć, że gdy w 2009 roku komentowałam mistrzostwa świata w Rzymie, to podczas wyścigów eliminacyjnych na 50 metrów stylem dowolnym, w każdej turze padał nowy rekord świata - wspomina obecna prezes PZP.
Kombinezony poliuretanowe stały się także elementem wojny nerwów. Przed finałową rywalizacją na 200 metrów stylem motylkowym Milorad Cavić apelował do Michaela Phelpsa i innych konkurentów, by porzucili "kosmiczne" stroje. Amerykanin z kolei prosił Serba, by nie bał się przegrać w równej walce i przekonywał opinię publiczną, że zabiegi jego rywala są podszyte strachem przed porażką.
O tym jak niespodziewane mogą być konsekwencje nagłego powrotu do tradycyjnych strojów przekonał się zresztą sam Phelps, gdy kilka tygodni przed wprowadzeniem zakazu strojów poliuretanowych, postanowił wystartować w slipkach przeciwko rywalom uzbrojonym w kombinezony. Efekt był taki, że ośmiokrotny mistrz olimpijski z Pekinu zajął w eliminacjach 100 metrów stylem dowolnym zaledwie... 16. miejsce.
Od 2010 roku wrócono do "tradycyjnych" strojów. Mężczyźni mogą zakładać kostiumy jedynie od kolana do pasa, a zabronione są jakiekolwiek elementy poliuretanowe. Projektanci i tak próbują ułatwić zadanie pływakom, a powszechne są choćby włókna węglowe wplecione w materiał. To wszystko sprawiło, że w światowych tabelach pozostało już zaledwie dziewięć rekordów świata z lat 2008-2009. Wojna technologiczna wciąż trwa, ale nie przysłania już rywalizacji sportowej.
Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Polska olimpijka wspomina dramatyczną sytuację
Władze nie pozwolą im wyjechać do USA