4 kwietnia w Warszawie odbył się protest głuchych. Niesłyszący postanowili powiedzieć "dość". Zgromadzili się na Placu Defilad, aby zwrócić uwagę na ich problemy.
Kłopoty głuchych zaczynają się już od najmłodszych lat - zdarza się, że na placu zabaw nikt nie chce się z nimi bawić. Później wcale nie jest lepiej. Znalezienie dobrej szkoły dla osoby niesłyszącej też jest wyzwaniem. Podobnie jak wizyta u lekarza - spora część medyków nie potrafi się porozumieć z głuchymi (więcej na ten temat przeczytasz w reportażu Dariusza Farona). Znalezienie pracy? Tu też bywa trudno, bo po co sięgać po pracownika, z którym kontakt będzie niełatwy.
ZOBACZ WIDEO: Mrozek ostro odpowiada Komarnickiemu. "Zlepek powalczy"
215,84 zł miesięcznie wsparcia od państwa
- Jako matka niesłyszącego wiele razy mierzyłam się z wykluczeniem syna ze społeczności - mówi nam Marta Witecka. Wojciech trenuje pływanie w klubie z Dąbrowy Górniczej. Należy do reprezentacji Polski niesłyszących. W ubiegłym sezonie ustanowił dwa rekordy kraju w kategorii wiekowej do lat 14.
- Wojtek był poniżany, wyzywany w bardzo brzydki sposób, wytykano mu na każdym kroku jego niepełnosprawność. Tak było w pierwszej szkole. Potem trafiliśmy do obecnej placówki i tu jest o niebo lepiej. Ale z takim wykluczeniem spotykamy się również np. na podwórku. Dzieci nie chcą się bawić z kimś, kto jest "inny". Nawet jeśli tłumaczymy, że inny nie znaczy gorszy - dodaje Witecka w rozmowie z WP SportoweFakty.
Podczas piątkowego protestu głusi zwracają uwagę na niewielką pomoc od państwa - miesięcznie utrzymują tylko 215,84 zł. - Za tę kwotę możemy kupić paczkę baterii do aparatów słuchowych, gumki douszne i środki do czyszczenia aparatów. Albo możemy opłacić dwie godziny terapii u logopedy i jeszcze zostaje reszta! 15,84 zł. To są naprawdę śmieszne pieniądze - irytuje się matka Wojtka.
Zwraca też uwagę na bariery, z jakimi codziennie muszą się mierzyć osoby niesłyszące. W przypadku młodych dziewczyn traumatyczna może być chociażby wizyta u ginekologa, bo zwykle wiąże się z tym, że w gabinecie musi pojawić się dodatkowa osoba, która będzie tłumaczyć polecenia lekarza. - A wizyta u psychoterapeuty czy psychologa? Zakupy w sklepie, wizyta na poczcie, czy w banku albo urzędzie? Jest już wiele miejsc, gdzie można skorzystać z pomocy tłumacza polskiego języka migowego on-line, ale to wciąż za mało - dodaje matka utalentowanego pływaka ze Śląska.
Problemem jest też nieświadomość Polaków. Zdecydowana część z nas nie wie, jak zachować się w momencie spotkania osoby niesłyszącej. - Spotkałam się kilka razy z sytuacją, gdzie osoba całkowicie głucha próbowała coś kupić w sklepie. Pisała na telefonie. Sprzedawczyni z miną naburmuszoną czytała listę zakupów i wciąż mówiła do tej osoby, stojąc tyłem. Zadawała pytania i oczekiwała odpowiedzi - mówi Witecka.
W wodzie wszyscy jesteśmy głusi
Dlaczego Wojciech Witecki postawił akurat na pływanie? Czy dla młodego chłopca basen jest miejscem, w którym może zapomnieć o jego niepełnosprawności? Jak tłumaczy jego matka, "w wodzie wszyscy jesteśmy głusi".
- Osoby głuche są sprawne fizycznie, chociaż i tutaj jest niewielka różnica w rozwoju mięśni klatki piersiowej, ale nie są to osoby niepełnosprawne ruchowo. Dlatego nie biorą udziału w zawodach z osobami niepełnosprawnymi ruchowo, tylko mają osobne zawody. Na początku, jak Wojtek był mały, nie orientowałam się, że są osobne zawody dla głuchych i przede wszystkim, że mój syn mógłby pływać. Wydawało mi się, że musimy wyjątkowo dbać o uszy, żeby nie przeziębić i nawet o tym sporcie nie myślałam - zdradza nam Marta Witecka.
Z błędu wyprowadził ją wieloletni przyjaciel Artur Kieljan, który na co dzień jest trenerem pływania w szkole sportowej i współpracuje z Polskim Związkiem Sportu Niesłyszących. To on zaprosił Wojciecha do szkoły sportowej, zachęcał do ciężkiej pracy, aż w końcu nastolatek dostał się do kadry Polski.
- Woda Wojtka uspokaja. Wiele razy pytałam go o to, jak się czuje w wodzie i powiedział, że wtedy czuje się wolny. Startuje na co dzień z osobami słyszącymi w zawodach. Problemem jest tylko sygnał startowy - potrzebny jest świetlny, bo głusi nie słyszą gwizdka lub sygnalizatora startowego. Ale Polski Związek Pływacki wychodzi naprzeciw niesłyszącym i sygnalizator świetlny jest prawie na każdych zawodach. Jeśli nie ma, Wojtek po prostu obserwuje pozostałych i skacze wtedy, kiedy oni już ruszą się ze słupka. To dodaje setne sekund do wyniku, ale inaczej się nie da - dodaje matka utalentowanego pływaka.
"Nigdy nie powie: mamo"
Marta Witecka przyznaje, że wychowywanie głuchego dziecka jest trudne. Dlatego też rodziny niesłyszących pływaków na Śląsku trzymają się razem i pomagają sobie nawzajem. Łatwiej mają ci, którzy zetknęli się już z tym problemem wśród swoich bliskich.
- Usłyszałam diagnozę na drugi dzień po porodzie. To był jak strzał z rękawicy bokserskiej. I słowa lekarki: "On nigdy nie powie do pani: mamo". Ryczałam wtedy jak bóbr. Ale wie pan co? Na szczęście mówi: mamo - zdradza Witecka.
- Dlaczego to mnie się przytrafiło? - to pytanie, jakie Wojciech Witecki często zadaje rodzicom. Ciężko na nie odpowiedzieć. Młody pływak jest jednak pogodzony z sytuacją. - Nauczył się z tym żyć i funkcjonować. To efekt wielu godzin rehabilitacji i nauki. Jest obustronnie zaaparatowany i chodzi do szkoły sportowej ze słyszącymi dziećmi. Ma nauczyciela wspomagającego i wsparcie ze strony pozostałych pedagogów. Poza tym ma wsparcie ze strony innych dzieci. Sportowcy to świetni ludzie. Tolerancyjni i empatyczni - dodaje matka młodego pływaka.
Zdaniem naszej rozmówczyni, zdarza się, że "głusi są traktowani jak głupi". Może to wynikać z niewiedzy, może ze strachu. Wiele osób nie chce zatrudniać niesłyszących, a jak podkreśla Witecka, "niesłyszący może prawie wszystko, oprócz oczywiście pracy w call center".
Czy ktoś usłyszy głuchych?
Czy piątkowy protest coś zmieni? - Wierzę, że pokaże problemy. Na pewno od ręki nie rozwiąże. Jest tego tak wiele, na przestrzeni lat nawarstwiło się. Ale w końcu trzeba to zmienić. Nie można dzielić ludzi na lepszych i gorszych, bo nikt nie jest doskonały. Rządy zawsze po macoszemu traktowały sprawy osób z niepełnosprawnościami, czas najwyższy to zmienić - mówi Witecka.
Matka młodego pływaka zwraca uwagę m.in. na wydawanie czasowych orzeczeń o niepełnosprawności. - To, że ktoś ma aparat słuchowy czy implant, nie czyni go od razu osobą słyszącą. Kiedy je zdejmie albo baterie się rozładują - nadal jest niesłyszący. Łatwy przykład - czy osoba bez nogi, zaprotezowana, staje się osobą sprawną? Nie. Może się poruszać, ale nadal tej nogi nie ma i ona nie odrośnie. Tak samo jest ze słuchem. Implant nie uzdrowi. Pomoże, ale nie uzdrowi - tłumaczy.
Marta Witecka ma też nadzieję, że rząd w końcu pochyli się nad problemem niewielkiego wsparcia, na jakie mogą liczyć głusi. - Jest dobrze, dopóki ja z mężem żyjemy i utrzymujemy Wojtka. Ale kiedy umrzemy, a on nie będzie mógł znaleźć pracy, bo go nikt nie będzie chciał zatrudnić, to z czego będzie żył? Bo przecież nie z tych 215,84 zł... - kończy Witecka.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty