Zdjęcia i film wykonane telefonem Samsung Galaxy S7. (Więcej o Galaxy S7)
WP Sportowe Fakty: Pana bardzo dobry znajomy powiedział mi, że jeśli zastanawiam się, co robi w tej chwili Radosław Kawęcki, to odpowiedź jest banalna. Trenuje, albo myśli o treningu. To prawdziwa czy przesadzona opinia?
Radosław Kawęcki: - Bez krygowania się odpowiem, że prawdziwa. Najchętniej pominąłbym etap odpoczynku i regeneracji, ale dobrze wiem, że jest tak samo ważny jak trening i nie można go lekceważyć. Kocham pływanie. To moja pasja od lat, zawód i sposób na życie. Przed chwilą skończyłem trening i wyszedłem z wody z uczuciem niedosytu. Wrócę na basen około 23:00, by znowu potrenować. Muszę tak przestawić organizm, by przyzwyczaił się do pory startów na Igrzyskach w Rio. Nie nie można pozostawić przypadkowi. Przygotowuję się na 100 proc. Nie chcę mieć później wyrzutów sumienia, że nie dałem z siebie wszystkiego i dlatego zawiodłem.
Radosław Kawęcki. Zdjęcia pod wodą? No problem ✌✌✌ takie cuda z #GalaxyS7 pic.twitter.com/3NkznjCHct
— Mateusz Święcicki (@matiswiecicki) 19 lipca 2016
Myśli pan obsesyjnie o igrzyskach?
- Tak, codziennie. Często powtarza się, że sportowiec musi podchodzić do kolejnych wyzwań beznamiętnie, nie kategoryzować i robić swoje. Ale nie można być obojętnym na najistotniejsze wydarzenie w karierze każdego pływaka. Igrzyska olimpijskie są bezkonkurencyjne. Złoty medal wywalczony na nich ma największą wartość. Wiem, że w wielu dyscyplinach jest inaczej, ale nie w pływaniu. W swojej karierze wywalczyłem już mistrzostwo świata i Europy, debiutowałem na Igrzyskach w Londynie, gdzie zająłem czwarte miejsce. Choć często słyszę, że to najgorszy, najboleśniejszy wynik dla sportowca, to byłem zadowolony. Nie zawiodłem siebie i swoich trenerów. Teraz mam większe ambicje, ale nie lubię typować. Sport jest tak złożoną materią, wszystko się może wydarzyć i jestem daleki od przewidywań. Robię swoje na absolutne maksimum i czekam na start w Rio.
Fot. Mateusz Święcicki / Samsung Galaxy S7 Edge (Więcej o Samsung Galaxy S7)
Michael Phelps mówił w jednym z wywiadów, że codziennie wizualizował sobie przyszłe sukcesy i ceremonie wręczania złotych medali. Twierdził, że to mu pomagało spełnić marzenia. Stosuje pan podobne metody?
- Samospełniające się proroctwo. Nie codziennie, ale wizualizuję. Lubię usiąść po treningu w spokoju, przemyśleć co dziś zrobiłem dobrze, a co nie, pomarzyć o sukcesach. Sport jest z jednej strony prostą dyscypliną, ale z drugiej pełną wielu uwarunkowań. Trzeba być perfekcyjnie przygotowanym fizycznie i mentalnie. Nie można popełnić żadnego błędu. W pływaniu wszystko jest ważne, każdy detal. Od skoku do wody, poprzez wypłynięcie, po zachowanie w każdym cyklu, ułożenie rąk, technikę pływania.
ZOBACZ WIDEO Ogłoszenie kadry Polski na igrzyska w Rio (konferencja) (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Podobno miał pan być piłkarzem. Dlaczego się nie udało?
- Byłem nim. Jeden dzień. Zapisałem się do Chrobrego Głogów, ale futbol mnie nie porwał. Uwielbiałem z tatą oglądać Ligę Mistrzów, na podwórku kopałem piłkę z kolegami. Próbowałem wszystkiego. Testowałem dyscypliny i szukałem najodpowiedniejszej dla siebie. Kiedy pojawiłem się na basenie pierwszy raz, wiedziałem, że to jest to. Kocham wodę, czuję się w niej idealnie. Moje dzieciństwo było przepełnione sportem i fanatyczną aktywnością. Kiedyś dostałem nawet uwagę w szkole za nadgorliwość. Mieliśmy przebiec dwa okrążenia, a ja się nie podporządkowałem i pokonałem trzecie.
- Należę do grupy ludzi nadpobudliwych, kochających zmęczenie, rywalizację. Prawdę mówiąc, najgorzej czuję się, kiedy nic nie robię. To mnie męczy najbardziej. A woda i basen to moje żywioły.
Pana mama opowiadała w jednym z wywiadów, że musiał pan podjąć decyzję o wyborze dyscypliny i wyjazdu do Zielonej Góry w bardzo młodym wieku. 13 lat, to nie jest łatwy okres dla dojrzewających ludzi, którzy muszą opuścić dom rodzinny i zamieszkać w internacie.
- To czas rodzącego się buntu i częstych problemów wychowawczych. Ja takich nie sprawiałem, bo interesował mnie sport. Oczywiście zdarzyło się kiedyś, że odpaliłem petardę na korytarzu w szkole, ale zostałem ukarany i musiałem odpracować kilka godzin społecznie. Ale to małe grzeszki młodości.
- Jestem niesamowicie rodzinnym człowiekiem. Mamy wspaniały dom pod Głogowem, w Jaczowie. Moja rodzina ma wielopokoleniowe, górnicze tradycje. Często słyszę, że górniczy charakter mam w genach i nigdy nie daję za wygraną. Coś w tym jest. Może dlatego nie pękałem, kiedy było ciężko i musiałem wyjechać do Zielonej Góry. Ale w każdą sobotę wracałem do rodziców, bo nie mogłem bez nich wytrzymać. Ani razu przez kilka lat nie jeździłem pociągiem czy autobusem. Zawsze przyjeżdżał po mnie tata. Nigdy nie zdarzyło się, by było inaczej. Dziś nie spotykamy się tak często, ale jesteśmy ze sobą niesamowicie zżyci. Myślę, że to z psychologicznego punktu widzenia bardzo ważne dla mnie. W rodzinie mam oparcie, rodzina pomagała mi w trudnych chwilach, rodzice wydawali na moje utrzymanie duże pieniądze, kiedy wyjechałem do gimnazjum w Zielonej Górze. Nigdy nie naciskali na wybór dyscypliny sportu, nie byli toksyczni, nie mieli chorych ambicji. Zachowywali się i zachowują wzorowo.
[i]Fot. Mateusz Święcicki / Samsung Gear 360 (Więcej o Samsung Gear 360)[/i]
Pana ojciec powiedział, że macie układ. Pan pobija rekord świata, on rzuca palenie.
- Tak, była taka umowa. Jesteśmy słowni, więc najpierw ja się muszę wywiązać z obietnicy, a później tata.
W Polsce Radosław Kawęcki jest wymieniany w gronie murowanych faworytów do medalu w Rio, zwłaszcza po złotym medalu na majowych mistrzostwach Europy w Londynie. Presja oczekiwań panu pomaga czy przeszkadza?
- Nie myślę o tym co dzieje się poza mną. Wiele godzin spędziłem na rozmowach z ludźmi, którymi się inspirowałem, Pawłem Korzeniowskim czy Otylią Jędrzejczak. Oni byli dla mnie drogowskazami, kiedy zaczynałem trenowanie na poważnie. Mają wielkie doświadczenie i udzielają świetnych rad. Wiem, że muszę robić swoje i nie odpuścić choćby na moment. Igrzyska olimpijskie są magiczną imprezą, nieporównywalną z innymi. Przygotowuję się najlepiej jak tylko mogę. Obiecuję, że dam z siebie wszystko.