Krzysztof Gajewski po raz drugi w karierze stara pobić się rekord świata w "The Longest Lake Swim". Dwa lata temu dopłynął do jeziora Śniardwy. Spędził wtedy w wodzie 48 godzin, przepływając w tym czasie około 110 km.
- Analogicznie, jak w 2019 roku, płynę do Giżycka, Mikołajek, potem do Okartowa nad Śniardwami, tam zawracam i z powrotem na północny brzeg jeziora Mamry. Całość powinna mi zająć około 70 godzin - mówił mediom przed startem.
Choć nie został nowym rekordzistą świata, pobił wtedy rekord Europy i Guinnessa. Teraz zadanie wydaje się być trudniejsze. Wszystko przez warunki pogodowe, które mogą utrudnić pływanie. Zapowiadane są burze i ochłodzenie.
- Chcielibyśmy wodę koło 24 stopni, powietrze 25-30. Mamy wodę 21-23 stopnie, ona się jeszcze ochłodzi, ponieważ zapowiadane są deszcze. To jest element tego sportu i też do tego się przygotowuję - przyznał Gajewski.
Krzysztof Gajewski wszedł do wody punktualnie o piątej rano w poniedziałek. Rozpoczął więc już walkę o rekord świata - cel to 170 kilometrów. Kluczowa będzie noc, bo w jej trakcie mogą pojawić się halucynacje i zwidy. W czasie płynięcia pływak ma przyjąć 50 tysięcy kalorii. Strata masy ciała może wynieść nawet 10 kilogramów.
Zobacz też:
"Kochajmy się wszyscy. W takim zwykłym, codziennym życiu". Cytaty igrzysk w Tokio
Polski paraolimpijczyk mówi, że rywal to oszust. "Najbardziej podła forma dopingu"
ZOBACZ WIDEO: Patryk Dobek zdobył brązowy medal w Tokio. Po powrocie do kraju zdradził kulisy biegu finałowego