"Kochajmy się wszyscy. W takim zwykłym, codziennym życiu". Cytaty igrzysk w Tokio

Dawid Tomala tak bardzo nie dowierzał w swój sukces, że na mecie nazwał go "beką". Paweł Fajdek wyznał, że jako medalista olimpijski wreszcie zaśnie bez stresu. A Katarzyna Zillmann zaapelowała, żebyśmy tak po ludzku się kochali.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Dawid Tomala PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Dawid Tomala
Prawie trzy tygodnie sportowej rywalizacji. Cztery złote, pięć srebrnych i pięć brązowych medali polskich sportowców. Wielkie sukcesy, życiowe osiągnięcia, ale też rozczarowania i druzgocące porażki. A wokół nich wiele cytatów, które kibice zapamiętają na długo. Spośród tych, które usłyszeliśmy w Tokio od naszych reprezentantów oraz ich trenerów, wybraliśmy dla was dziesięć najlepszych.

"Jaki kraj, taki Michael Johnson"
Tak zareagował złoty medalista w sztafecie mieszanej 4x400 metrów Kajetan Duszyński, gdy już jako mistrz olimpijski został nazwany "Michaelem Johnsonem z Siemianowic". 26-letni Ślązak dał się poznać nie tylko jako świetny biegacz, ale i inteligentny, błyskotliwy facet. Cóż, pewnie gdyby taki nie był, nie zrobiłby kariery naukowej. A on jest w trakcie robienia doktoratu z krystalografii białek. Jeśli nie wiecie co to takiego, nie martwcie się. Duszyński może o krystalografii opowiadać godzinami.

"Trenowaliśmy w takie burze, że jakby to ktoś nagrał, zamknęlibyście mnie do kryminału"
To odpowiedź trenera naszych kajakarek Tomasza Kryka na pytanie, czy deszcz przeszkodzi w zdobyciu medalu czwórce w składzie Karolina Naja, Anna Puławska, Justyna Iskrzycka, Helena Wiśniewska. Bez obaw, Kryk nie zaryzykowałby zdrowiem swoich zawodniczek. Wręcz przeciwnie - on bardzo o to zdrowie dba.

Zwłaszcza o odporność, dlatego na zagraniczne zgrupowania przed igrzyskami woził ze sobą kilogramy kiszonek - ogórków i kapusty.

Mistrz olimpijski w wioślarstwie Marek Kolbowicz nie mógł się go nachwalić za to, jak świetnie pracuje z kajakarkami. Podkreślał, że przez lata Kryk wykonał kawał dobrej roboty, m.in. ujednolicił technikę wiosłowania naszych zawodniczek. Efekty są takie, że polskie kajakarstwo znów wraca z igrzysk z medalami - srebrnym i brązowym. Oba zdobyły osady stworzone i trenowane właśnie przez Kryka.

"Boże, ty nie płacz! Ty się ciesz!"
Polecił Malwinie Kopron jej dziadek i trener. Po zdobyciu brązowego medalu w rzucie młotem wnuczka pana Witolda Koprona podeszła do niego cała zapłakana. Dziadek co prawda najpierw starał się ją przekonać, że to nie czas na łzy, ale po chwili płakał razem z nią. Dobrze wiedział, ile oboje przeszli, żeby stanąć na olimpijskim podium. Podróż i pobyt w Tokio nie były dla niego łatwe, ale nie wybaczyłby sobie, gdyby go w Japonii zabrakło.

- Przed wylotem zapytałam go: "Dziadzio, nie zdajesz sobie sprawy, jak będzie ciężko. Czy na pewno chcesz lecieć?". Jak siedział, tak wstał i powiedział, że on sobie nie wyobraża, żeby miało go w Tokio zabraknąć. Co więcej, że jest już spakowany i leci z nami - zdradziła po swoim sukcesie brązowa medalistka olimpijska.

"Michał Kubiak sam się wpuścił. Podszedł do mnie i powiedział: Vital, idę grać"
Tak selekcjoner polskiej kadry siatkarzy Vital Heynen opowiadał o sytuacji z końcówki trzeciego seta meczu z Włochami. Kapitan drużyny wszedł wtedy tylko na kilka minut. Sam wybrał moment, w którym chce wejść, a po chwili sam zdecydował, że już wystarczy. Wtedy wydawało się, że ze zdrowiem kluczowego zawodnika ekipy mistrzów świata będzie wszystko w porządku. Niestety, nie było.

Kubiak w turnieju olimpijskim zagrał tylko jeden cały mecz, przeciwko Wenezueli. W ćwierćfinale z Francją zdrowia wystarczyło mu na półtora seta. Kiedy był w stanie dawać z siebie wszystko i walczyć na całego, Polacy grali świetnie. Kiedy zabrakło mu sił, tak dobrze już nie było. Z wyrwanym sercem Biało-Czerwoni nie dali rady ograć Francuzów, przegrali 2:3, a Kubiak, który tak bardzo pragnął olimpijskiego medalu, nie był w stanie powstrzymać łez. I pewnie żadne to dla niego pocieszenie, że przegrał tylko z najlepszymi, bo Francja sięgnęła kilka dni później po złoto.

"Jak porównujemy nasze zaplecze do tego, co mają Amerykanie, Brytyjczycy, Węgrzy, Australijczycy, to my się przy nich tylko bawimy w sport"
Jakub Kraska bardzo dosadnie zobrazował sytuację w polskim pływaniu. Po występie w sztafecie mieszanej razem z Janem Kozakiewiczem długo i bardzo szczerze opowiadał o tym, co naszych pływaków boli najbardziej - o niekompetencji działaczy. Polski Związek Pływacki stał się wśród uczestników igrzysk sławny jeszcze przed startem imprezy, kiedy źle zinterpretował przepisy międzynarodowej federacji i posłał do Tokio osoby, które nie miały prawa startu.

Trzech pływaków i trzy pływaczki zamiast wskoczyć do olimpijskiego basenu wsiadły w samolot do domu. Doświadczony Radosław Kawęcki stwierdził, że gdyby na jego pierwszych igrzyskach spotkała go taka sytuacja, pewnie już by się nie pozbierał. A Kozakiewicz uznał, że dość już w PZP "dziecinnych fuck-upów" i albo zrobi tak, że prezes związku Paweł Słomiński odejdzie bezpowrotnie, albo skończy pływać.

"No bo jest!"
To reakcja Wojciecha Nowickiego na przypomnienie przez jednego dziennikarzy, że mistrz olimpijski z Tokio cały czas powtarza "Paweł jest ode mnie lepszy". Białostoczanin nie zmienił zdania po wywalczeniu w Japonii złota. Wciąż uważa, że Paweł Fajdek jest od niego lepszym młociarzem. - Cały czas będę tak twierdził. Ma to coś, o czym ja mogę tylko pomarzyć. Tyle tylko, że dzisiaj ja miałem swój dzień i zamieniliśmy się miejscami - mówił po konkursie, w którym on zajął pierwsze miejsce, a Fajdek trzecie.

Pokora to cecha, która znamionuje prawdziwych mistrzów. Nowicki takim mistrzem jest. Nawet jeśli nie ma tej iskry bożej, którą widzi u swojego kolegi.

"Po dziewięciu latach wreszcie będę mógł, k***a, zasnąć bez stresu"
Skoro już o Pawle Fajdku mowa. Dziewięć lat temu w Londynie przepadł w kwalifikacjach, pięć lat temu w Rio de Janeiro również. Przed Tokio nie chciał mówić o tym, jak radzi sobie ze stresem, z demonami przeszłości, które dwa razy stanęły mu na drodze do olimpijskiego medalu. Dopiero gdy zdobył w Japonii brąz, przyznał, jak trudno było mu poradzić sobie z emocjami.

- Tyle stresu i nieprzespanych nocy, ile miałem w tym sezonie, skrywanie tego w sobie, bo takimi rzeczami nie wolno się z wami dzielić, znosić to wszystko w pojedynkę jest niesamowicie ciężko. Swoimi obawami, trudnościami, podzieliłem się z kimś może ze trzy razy. Z trenerem, z fizjoterapeutą, z rodziną. I to kiedy już naprawdę musiałem się z tych emocji wyrzygać - powiedział.

Dodał, że medal wywalczony w Tokio wszystko zmieni. - Po dziewięciu latach wreszcie będę mógł, k***a, zasnąć bez stresu. To niesamowite - powiedział.

"Wycofujemy wszystkie nasze deklaracje!"
Krzyknęła Małgorzata Hołub-Kowalik po finale sztafety 4x400, w którym "Aniołki" trenera Aleksandra Matusińskiego wywalczyły srebrne medale. I uznały, że skoro tak świetnie im poszło, to jednak nie będą się szykować do zakończenia sportowych karier. A sama Hołub-Kowalik przed igrzyskami w Tokio mówiła, że będzie to dla niej ostatnia taka impreza.

Nasza srebrna drużyna chce teraz odpocząć, ale w składzie Natalia Kaczmarek, Iga Baumgart-Witan, Małgorzata Hołub-Kowalik oraz Justyna Święty-Ersetic pobiegnie pewnie jeszcze po niejeden medal. Na przykład za rok, na mistrzostwach świata w Amerykańskim Eugene. A wtedy do kolejnych igrzysk będą już tylko dwa lata.

"Beka!"
Dawid Tomala to sprawca największej polskiej sensacji tych igrzysk. Ba, największej sensacji w polskim olimpizmie od co najmniej 21 lat, kiedy złoto zdobyła w Sydney Kamila Skolimowska. 31-letni chodziarz wygrał wyścig na 50 kilometrów, choć nikt na niego nie stawiał. On sam był tak zaskoczony swoim sukcesem, że pierwsze co powiedział po przekroczeniu linii mety to "Beka!".

- Nie wiedziałem, że ktoś to usłyszy. Rozbawiłem sam siebie - powiedział Tomala o słowie, które od kilku dni robi wśród sportowych kibiców furorę. Tak jak sam Dawid, który pokazał, że w życiu potrzebna jest wytrwałość.

Zanim został mistrzem olimpijskim, z trudem wiązał koniec z końców. Żeby się utrzymać pracował na budowie i jako nauczyciel wychowania fizycznego. Gdyby nie zdobył w Japonii medalu, bardzo możliwe, że zakończyłby karierę. Nie zakończy. I oby w kolejnych imprezach mistrzowskich miał wiele okazji, żeby na mecie powiedzieć "beka!".

"Kochajmy się wszyscy. W takim codziennym, zwykłym życiu"
Wioślarka Katarzyna Zillmann w czasie igrzysk stała się bohaterką dla wielu osób. Po wywalczeniu srebrnego medalu miała odwagę, by na antenie TVP publicznie pozdrowić swoją dziewczynę. A przecież w Polsce osoby homoseksualne wciąż spotykają się z silnym hejtem. Zwłaszcza, kiedy zaczynają mówić o swojej orientacji, bo przecież takie rzeczy trzeba zachowywać dla siebie.

Nie, nie trzeba. Zillmann pokazała wielu osobom, które mierzą się z brakiem zrozumienia i akceptacji, że wszystko jest z nimi w porządku. Że mogą żyć tak jak chcą i nikt nie ma prawa im mówić, kogo wolno im kochać, a kogo nie.

- Do tej pory mój głos nie był jednak tak głośno słyszalny, jak jest teraz. Wiem, że mówiąc o sobie pomogę innym. Kiedy pokazałam się w koszulce z napisem "Sport przeciw homofobii", dostałam kilka wiadomości od młodych dziewczyn trenujących wioślarstwo. Jedna z nich otworzyła się przede mną, opisała mi swoją trudną domową sytuację i wyznała, że swoją postawą bardzo jej pomogłam. Jedna taka wiadomość wystarczy, żeby całkowicie zapomnieć o tysiącach hejterskich komentarzy i zniesmaczonych min - podkreśliła Zillmann.

Dodała też: - Kochajmy się wszyscy. W takim codziennym, zwykłym życiu. Miejmy oczy otwarte na potrzeby innych. Znajdźmy w sobie empatię i pamiętajmy, że osoby, które spotykamy, mogą właśnie przeżywać trudne dla nich chwilę.

Czytaj także:
Nie kryje się ze swoją orientacją. Po medalu w Tokio przemówiła
Tokio 2020. "Wreszcie będę mógł zasnąć bez stresu". Paweł Fajdek pokonał demony

ZOBACZ WIDEO: "Przegraliśmy z mistrzami olimpijskimi". Wygrana Francuzów osładza polską porażkę
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×