Najbrudniejsza dyscyplina sportowa. Koksują się na potęgę

Podnoszenie ciężarów może być wycofanie z igrzysk w 2024 r. - Jak tak się stanie, to czeka nas śmierć - mówi prezes polskiej federacji. Niebawem światło dzienne może ujrzeć informacja o kolejnym polskim sztangiście przyłapanym na dopingu.

Polski sztangista Tomasz Zieliński podczas igrzysk w Londynie (2012) zajął dziewiąte miejsce. Po kilku latach okazało się, że Polak otrzymał brązowy medal. Jak to możliwe? Ano tak, że zawodnicy z miejsc: 1., 2., 3., 4., 6. i 7., zostali przyłapani na stosowaniu środków dopingujących. Tak na marginesie, ten sam Zieliński sam został zdyskwalifikowany za koks na kilka dni przed kolejnymi igrzyskami, w Rio de Janeiro (2016). Pomieszanie z poplątaniem? Nie, to przykład, który idealnie pokazuje prawdziwość tezy, jaką usłyszałem podczas wielu rozmów z przedstawicielami środowiska: "W ciężarach nie ma czystych zawodników, są tylko ci, których nie udało się złapać".

"Czeka nas śmierć"

Jeszcze kilka lat temu kolarstwo przewodziło w niechlubnym rankingu "najbrudniejszej dyscypliny sportowej". Afera związana z Lance'em Armstrongiem, wpadki największych gwiazd profesjonalnego peletonu, zabieranie zwycięstw w największych wyścigach świata, z Tour de France na czele. - Wydawało się, że dyscyplina jest na dnie, odwracali się od niej zarówno kibice, jak i sponsorzy - powiedział w rozmowie z WP SportoweFakty dr Dariusz Błachnio, Kierownik Departamentu Informacji i Edukacji Polskiej Agencji Antydopingowej (POLADA). - Trudne decyzje i brak jakiekolwiek tolerancji dla dopingowiczów przyniosły spodziewany efekt.

Oczywiście nie ma człowieka, który z całą odpowiedzialnością ogłosiłby, iż kolarstwo jest zupełnie wolne od dopingu. Bo tak nie jest. Jednak statystyki nie kłamią: liczba złapanych na stosowaniu niedozwolonych środków dopingowych kolarzy nie wykracza ponad średnią w całym sporcie. Podobną drogą powinno teraz podążyć podnoszenie ciężarów. Dyscyplina, która zastąpiła kolarstwo na pozycji lidera wstydliwego rankingu. - Jeżeli ciężary nic nie zrobią, to wypadną z programu igrzysk olimpijskich w 2024 roku - poinformował szef Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, Thomas Bach.

- Jeżeli wypadniemy z igrzysk, to nie przetrwamy - przyznał nam z kolei prezes Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów, Mariusz Jędra. - Zejdziemy do grona dyscyplin niszowych, stracimy sponsorów, dotacje. Czeka nas śmierć. Nie mówię tylko o polskich ciężarach, mówię o wymiarze światowym.

ZOBACZ WIDEO Artsem Karalek nową nadzieją PGE Vive Kielce. "To wielki klub ze świetnym trenerem"

Szefowie Międzynarodowej Federacji Podnoszenia Ciężarów jakby usłyszeli apel Jędry. Postawieni przez Bacha pod ścianą zdecydowali o wykluczeniu na rok sportowców z aż dziewięciu krajów: Chin, Rosji, Armenii, Azerbejdżanu, Białorusi, Kazachstanu, Mołdawii, Ukrainy i Turcji. To światowe potęgi. Nie będzie ich na najbliższych mistrzostwach świata, które na przełomie listopada i grudnia odbędą się w Anaheim. Podczas ostatnich MŚ w 2015 roku (w 2016 turnieju nie było ze względu na igrzyska - przyp. red.) reprezentanci tych krajów zdobyli aż 27 medali z 45, które rozdano. To tak, jakby FIFA wykluczyła Brazylię, Argentynę, Niemcy, Włochy, Hiszpanię z mundialu w piłce nożnej.

Pierwszy krok. Przed ciężarami długa droga

- Ruchy MKOl i Światowej Agencji Antydopingowej w ostatnich latach wydają się rozsądne i mogą na długi czas uporządkować kwestię dopingu. Jeśli go nie zakończą, to przynajmniej wielu wystraszą. I nie mówię tylko o sportowcach, ale też o całych krajach i systemach, które wspierały swoich sportowców zabronionymi metodami. Oczywiście, zawsze się znajdzie ktoś, kto zaryzykuje, ale to będzie margines. Procent, półtora, może dwa - statystyki przyłapanych będą oscylować wokół takiego wyniku - jeden z najlepszych sztangistów w historii, Szymon Kołecki, mówił ostatnio redaktorowi naczelnemu WP SportoweFakty, Michałowi Kołodziejczykowi (cały wywiad znajdziesz TUTAJ >>).

Ze słowami Kołeckiego zgadza się Jędra. - Potrzebna była taka męska decyzja - przyznał. - Problemem sztangi jest blok wschodni i Chiny. Federacje z tego regionu świata chcą za wszelką cenę pokazać, że są lepsze niż kraje Europy czy USA. I robią to po trupach. Nie ma dla nich żadnego problemu, że notorycznie zaliczają wpadki dopingowe.

Wedle przepisu międzynarodowej federacji trzy wpadki dopingowe automatycznie powinny wykluczać daną reprezentację z MŚ. Jednak dopiero teraz postanowiono sobie o nim przypomnieć. Lepiej późno niż wcale.

- To nie jest tak, że w Chinach czy Rosji nie będzie już dopingu, że ta decyzja o rocznej dyskwalifikacji uzdrowi sytuację - podkreślił Jędra. - To pierwszy krok. Przed nami długa droga.

- Za długo to odkładaliśmy - dodał w programie "Zwarcie" emitowanym w TVP Sport, trzykrotny olimpijczyk i medalista ME w podnoszeniu ciężarów, Grzegorz Kleszcz. - Do tej pory walka z dopingiem wyglądała bardziej jak gonienie króliczka. Nie bardzo zależało wszystkim na tym, aby naprawdę uderzyć w dopingowiczów. Dopiero teraz na wniosek MKOl i WADA coś się zmieniło.

Edukacja młodych sportowców

Doping w tym sporcie zaczyna się wcześnie. Po niedozwolone środki sięgają młodzi, rozwijający się sportowcy, którzy są w kategoriach juniorskich. - Widzą, że ich rówieśnicy zażywają niedozwolone środki i w krótkim okresie osiągają spory skok wynikowy - stwierdził Kleszcz. - A oni co prawda są coraz lepsi, ale zostają z tyłu. Wydaje im się, że mają tylko dwie drogi do wyboru: albo zrezygnować ze sportu i iść do pracy, albo sięgnąć po koks. Osobiście jestem jednak zdania, że jest trzecia droga. Przy totalnej zmianie treningów, przy odpowiedniej suplementacji i współpracy z psychologiem można bez nielegalnego wspomagania walczyć o medale najważniejszych imprez światowych.

W Polsce cieszy fala młodych i zdolnych sztangistów. Podczas zakończonych w ubiegły weekend (30.09.2017) mistrzostw Europy juniorów w Kosowie, nasi reprezentanci wywalczyli aż 9 medali. A Bartłomiej Adamus został uznany za najlepszego zawodnika mistrzostw. W kwietniu 2017 Adamus przywiózł srebro z mistrzostw świata juniorów. - To wielki talent - ocenił Jędra. - Warto w niego inwestować. Podobnie jak w całą grupę młodych adeptów, którzy świetnie sobie radzą.

Tylko, co zrobić, aby teraz juniorzy-medaliści nie dali się skusić na pójście krótszą drogą i sięgnięcie po doping? - Świetnym ruchem jest utworzenie POLADY, czyli Polskiej Agencji Antydopingowej, zmiana ustawy, zacieśnienie współpracy z organami ścigania. Wchodzimy na taki poziom jak we Francji, Włoszech czy Stanach Zjednoczonych. Moim zdaniem zapisaliśmy się do grupy państw, które walczą z niedozwolonymi środkami - to znów słowa Kołeckiego.

- Tak, POLADA z nami ściśle współpracuje - potwierdził Jędra. - Nie tylko bada naszych najlepszych sportowców, ale również edukuje.

W sierpniu tego roku przedstawiciele agencji antydopingowej przyjechali na zgrupowanie reprezentacji w podnoszeniu ciężarów i przeprowadzili po raz pierwszy w historii (!) seminarium szkoleniowe na temat dopingu. - To dopiero początek, mamy cały plan różnych spotkań i programów, które będą na bieżąco edukowały naszych zawodników i trenerów.

Trenerów... To na nich spoczywa największa odpowiedzialność. To właśnie oni widzą, że z konkretnym zawodnikiem dzieje się coś nie tak. - Szkoleniowiec jest pierwszą osobą, która powinna zauważyć, że rozwój wynikowy sportowca jest podejrzany i nawet jak nie ma dowodów, to powinien poinformować o tym związek lub bezpośrednio POLADĘ - powiedział Jędra. - Sam przekazałem już kilka anonimowych doniesień, że ten, czy tamten może się sztucznie wspomagać.

Przedstawiciele agencji antydopingowej poza spotkaniami edukacyjnymi na poważnie też zajęli się badaniami naszych sztangistów. - Nie liczyłem dokładnie, ale taki na przykład Bartek Adamus z pewnością w tym roku był już badany kilkanaście razy - dodał Jędra. - Badania odbywają się nie tylko podczas zawodów, ale kontrolerzy wpadają również bez uprzedzenia na zgrupowania.

Doping nie zniknie z dnia na dzień. W najbliższych tygodniach najprawdopodobniej światło dzienne ujrzy wpadka kolejnego z polskich sztangistów. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się o tej sprawie, zawodnik ma jeszcze prawo do odwołania. Będzie to pierwsza - od wpadki braci Zielińskich podczas zeszłorocznych IO (Rio de Janeiro 2016) - taka sytuacja w polskiej sztandze. Pewnie nie ostatnia. Ważne jednak, aby takich sytuacji było coraz mniej. Aby podnoszenie ciężarów poradziło sobie tak dobrze z aferą dopingową, jak kolarstwo.

Komentarze (11)
avatar
Mossad
20.10.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Sport zawodowy zostal juz tak wyzylowany, ze na bulce i wodzie mineralnej mozesz go uprawiac tylko rekreacyjnie.
W lekkiej, plywaniu, ciagle bite sa rekordy swiata........to nie jest przypadek. 
Rozpierducha
4.10.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Hehehehe a wszyscy mówią że wystarczy jeść kurczaka i sałatkę. Warcaby 100-polowe i szachy na Olimpiadzie. 
avatar
drumandi
4.10.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Paszport biologiczny jak w kolarstwie i koniec z koksem. Prosta sprawa. Wystarczy zmiana kilku parametrów w organizmie sportowca i wiadomo, że coś brał. Nie trzeba szukać koksu w moczu czy krwi Czytaj całość
avatar
Karolina Grymuza
4.10.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
avatar
Imperator Janusz-DMP 2017
4.10.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Najlepiej by było żeby koksy były legalne wtedy by było najsprawiedliwiej, ale tego nie zrobią bo ktoś sobie nieźle na tym dorabia.