Relacje na żywo
  • wszystkie
  • Piłka Nożna
  • Siatkówka
  • Żużel
  • Koszykówka
  • Piłka ręczna
  • Tenis
  • Skoki

"Dwa trupy nie były potrzebne". Popełniła tragiczny błąd, ojciec Janusza Kuliga jej wybaczył

- Dlaczego tak szybko wybaczyłem? Nie wiem - powiedział ojciec Janusza Kuliga, który zaraz po tragedii wybaczył dróżniczce, która nie zamknęła przejazdu kolejowego w Rzezawie. Tam przed 19 laty życie stracił jeden z lepszych polskich kierowców.

Katarzyna Łapczyńska
Katarzyna Łapczyńska
Janusz Kulig Materiały prasowe / W. Majewski / Na zdjęciu: Janusz Kulig
Był piątek, 13 lutego 2004 roku. Pogoda pozostawiała wiele do życzenia, widoczność była mocno ograniczona. Janusz Kulig wjechał fiatem stilo na przejazd kolejowy w Rzezawie, nie będąc świadomym tego, że właśnie nadjeżdża pociąg. Zginął na miejscu. Miał ledwie 34 lata. Polska straciła w ten sposób jednego z lepszych rajdowców w historii.

Kilka dni później trumnę z jego ciałem nieśli koledzy z rajdowych tras - m.in. Krzysztof Hołowczyc, Leszek Kuzaj i Maciej Wisławski. Na cmentarzu pojawiło się kilka tysięcy kibiców, była też rajdówka i piosenka zespołu Queen - "We are the champions".

- Ten człowiek, który wziął w swoim życiu tyle niebezpiecznych zakrętów, który przejechał tyle niedobrych i trudnych dróg, między drzewami na ogromnej prędkości, zginął w sposób nieprzewidywalny - mówił podczas mszy żałobnej ówczesny biskup, obecnie kardynał Kazimierz Nycz.

Piękna postawa ojca Janusza Kuliga

Tragedia, jaka dotknęła rodzinę Kuligów, była niewyobrażalna. W pierwszych godzinach po fatalnym wypadku wszelkie obowiązki z tym związane na swoje barki wziął ojciec rajdowca - Jan. Tamtego dnia rodzice Janusza wracali z sanatorium. Mieli nocować u rodziny w Toruniu, gdy dostali niepokojący telefon. Pierwszy o wypadku, drugi - z informacją, że ich syn nie żyje.

- Całą drogę do Krakowa przepłakaliśmy. Nie wiem, jak mąż przejechał tę trasę - powiedziała w rozmowie z Agnieszką Golą w książce "Niedokończona historia" Helena Kulig, matka Janusza.

Odpowiedzialność za tragiczny wypadek spoczywała na Michalinie K. To ona wieczorem nie opuściła zapory i nie uruchomiła sygnalizacji świetlnej, przez co Janusz Kulig nie miał prawa wiedzieć o nadjeżdżającym pociągu. Sąd w Bochni skazał K. na karę dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. Otrzymała też zakaz wykonywania zawodu dróżniczki przez okres pięciu lat.

Matka Janusza Kuliga wybaczyła dróżniczce z Rzezawy, ale jak sama przyznała, zrobiła to "tylko duchowo". Ojciec kierowcy spotkał się z Michaliną K. już kilkanaście godzin po tragedii. Pojawił się na komisariacie, by odebrać rzeczy syna. K. akurat zeznawała, była cała zapłakana. - Zabiłam panu syna, zabiłam panu - zaczęła krzyczeć w kierunku Jana Kuliga.

Jan Kulig zdecydował się na krótką rozmowę z Michaliną K. Podczas niej wybaczył jej to, co zrobiła. - Dlaczego tak szybko wybaczyłem? Nie wiem, Janusz pewnie też by wybaczył - wyjawił w książce "Niedokończona historia". W jego ocenie "dwa trupy w tej całej sytuacji nie były potrzebne".

Jeździł jak baba i nie doczekał narodzin drugiej córki

Janusz Kulig zdołał trzykrotnie zdobyć mistrzostwo Polski, był też wicemistrzem Europy i dwukrotnie mistrzem Europy Centralnej. Trafił na złoty okres polskich rajdów. Jego rywalizacja z Krzysztofem Hołowczycem i Leszkiem Kuzajem porywała tłumy. Dodatkowo poprzez rajdy promowały się wówczas firmy tytoniowe i alkoholowe, dzięki czemu najlepszym kierowcom łatwiej było dopiąć budżet.

W przypadku Kuliga było to Marlboro, a jego ojciec ocenił współpracę z tą firmą jako "kontrakt życia". Dzięki niemu rajdowiec mógł myśleć o występach poza Polską. Gdy współpraca dobiegła końca, pojawiły się jednak kłopoty i niepewność co do dalszych startów.
Janusz Kulig zapisał się w historii polskich rajdów Janusz Kulig zapisał się w historii polskich rajdów

Sezon 2004 miał przynieść przełom, bo Kulig był już po słowie z Fiatem. Planował spędzić cały rok w krajowym czempionacie, a dzięki wsparciu włoskiej firmy miał pojawić się również w mistrzostwach Europy. Tragiczny wypadek na przejeździe kolejowym w Rzezawie sprawił, że kibice nie mieli okazji dowiedzieć się, jak potoczyłyby się losy rajdowca.

- Jeździł jak baba - tak o swoim synu mówił Jan Kulig, gdy był pytany o to, jak Janusz zachowywał się na drogach publicznych. Nie przesadzał z prędkością, nie ryzykował, potrafił oddzielić rajdowe trasy od zwykłych dróg. Analiza przeprowadzona przez śledczych wykazała, że w momencie wjazdu na przejazd kolejowy poruszał się z prędkością 40 km/h. Jak na ironię, 13 lutego 2004 roku wracał ze spotkania z młodzieżą, na którym opowiadał o swojej karierze i bezpiecznej jeździe.

Janusz Kulig miał żonę Agnieszkę i dwie córki - druga z nich urodziła się kilka miesięcy po jego śmierci.

Zmiany na miejscu tragedii

- Ilu ludzi musi jeszcze zginąć, aby nasze przejazdy stały się bezpieczne? - to pytanie dało się słyszeć na pogrzebie Kuliga, jak i wśród mieszkańców Rzezawy. Tamtejszy przejazd od lat uznawany był za niebezpieczny. Wszystko przez nasyp ziemny, rosnące drzewa i toalety. Ograniczały one widoczność kierowcom. Zlikwidowano je dopiero po śmierci Kuliga. Wprowadzono też automat, który sam opuszcza zapory, rezygnując z pracy dróżnika.

- W prasie było podawane, że maszynista pociągu widział samochód, ale wydaje mi się, że nie mógł go widzieć, bo tu wszystko przesłaniało przejazd. On mógł widzieć ten samochód w momencie, jak on stał na torach - powiedział w dokumencie TVP "Miejsca przeklęte. Ostatni przejazd Kuliga" mieszkaniec Rzezawy.

Pociąg poruszał się z prędkością 100 km/h. Wyhamował dopiero kilkadziesiąt metrów dalej, a samochód Kuliga po drodze zakleszczył się między składem a nieużywanym słupem elektrycznym. Został zmiażdżony.

Nie jest jasne, dlaczego 13 lutego 2004 roku Janusz Kulig wybrał drogę akurat przez Rzezawę. Najprawdopodobniej chciał nieco skrócić sobie trasę. - Jaki był impuls, który skierował Janusza na tę drogę, na spotkanie z koleją? To pozostanie wieczną tajemnicą. Tak widocznie miało być - powiedział po latach w dokumencie "Miejsca przeklęte. Ostatni przejazd Kuliga" pilot rajdowy, Jarosław Baran.

Katarzyna Łapczyńska, dziennikarka WP SportoweFakty

Czytaj także:
Orlen znów na bolidzie F1. Alpha Tauri odkryło karty
Lewis Hamilton odgraża się rywalom. "Ten głód nadal tu jest"

Polub Sporty Motorowe na Facebooku
Zgłoś błąd
Komentarze (2)
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×