Maciej Krzyśków: Rok 2013 był najbardziej aktywny sportowo dla Michała Kuśnierza?
Michał Kuśnierz: Może nie najbardziej aktywny, bo miałem sezony, gdy jeździłem więcej rajdów np. równocześnie mistrzostwa Polski i Słowacji. Na pewno 2013 to był rok, w którym dużo się działo. Zmieniłem zespół, samochód i co za tym idzie - awansowałem można powiedzieć do ekstraklasy w rajdowych samochodowych mistrzostwach Polski.
Rok temu mówiłeś, że twoim marzeniem jest przejechać pełny cykl MŚ. Bardziej przyziemne to przejechać ME. Na razie zaliczyłeś pełny cykl MP.
- Dokładnie tak. Mam nadzieję, że przyjdzie jeszcze czas na spełnienie tych rzeczy. Priorytetem jest robienie wyniku krok po kroku. Nigdy jeszcze nie zostałem mistrzem w klasyfikacji generalnej mistrzostw Polski. W 2012 byłem mistrzem Polski w klasyfikacji samochodów przednionapędowych o pojemności silnika do 1600 cm i to był mój pierwszy poważny sukces w rajdach. Dzięki niemu miałem otwartą drogę do najwyższej klasy, w której walczy się o tytuł w klasyfikacji generalnej. Jest to naturalna droga do sukcesu. Rajdy samochodowe to trudna i skomplikowana dyscyplina sportu, która wymaga dużego doświadczenia i uczy pokory.
Po debiutanckim starcie w najwyższej klasie rajdów co się nasuwa jako pierwsze na myśl - szkoda awarii w niektórych przypadkach, bo mogło być wyższe miejsce w generalce?
- Nie mieliśmy żadnego wypadku w zawodach i z naszej winy nie stało się nic złego. Niestety zabrakło szczęścia, bo piąte miejsce z Łukaszem Habajem przegraliśmy jednym punktem. W ostatnim Rajdzie Dolnośląskim to on wygrał, a my "stanęliśmy" z powodu awarii. Szkoda tym bardziej, bo to był rajd, który mogliśmy wygrać. Po pierwszym odcinku specjalnym byliśmy na pierwszym miejscu. Niestety, pęknięcie wahacza wyeliminowało nas z rywalizacji. Wcześniej przytrafił się nam jeszcze gorszy moment na Litwie, gdzie byliśmy trzeci w klasyfikacji rajdu i drudzy w klasyfikacji MP. Mieliśmy szansę na wygraną bo zwycięzca rajdu, z którym bezpośrednio rywalizowaliśmy, w końcówce zawodów stracił dużo czasu. Tymczasem wybuchł nam silnik i to nawet nie na odcinku, gdzie się ścigaliśmy, ale na odcinku dojazdowym! Była to dziwna sytuacja. Dostawca silników przyznał się do jakiegoś tam błędu, dostaliśmy nowy silnik nie płacąc za niego kompletnie nic. Pech, że to akurat na nas trafiło i w takim momencie. To nas wyeliminowało z walki o podium w MP, co do tego momentu było bardzo realne. Pierwsze miejsce zdobył Kajetan Kajetanowicz, który był absolutnie poza zasięgiem, wygrał wszystko, co było do wygrania i był najlepszy.
Udowadnia to już od początku roku, bo do czasu awarii rewelacyjnie spisywał się w pierwszej rundzie ME w Rajdzie Janner.
- Miał pecha, ale pokazał też potencjał, bo wygrał 3 z 5 odcinków specjalnych podczas swojego debiutanckiego startu w mistrzostwach Europy. Potwierdza to. jak wysoki poziom panuje w naszych krajowych rajdach. W tym roku Polacy mogą namieszać w ME.
Wróćmy do ciebie i Maćka Oleksowicza. Zmieniłeś kategorię i także samochód.
- W 2013 roku jeździliśmy Fordem Fiesta S2000 i to był konkurencyjny samochód, który dawał szansę na wygranie. Okazało się, że mimo wszystko był awaryjny i to był problem. Na nowy sezon mamy jednak nowy samochód, który jest kompletnie nową konstrukcją. Liczymy na kolejne rozdanie i szanse na kolejne sukcesy. Będziemy jeździć Fordem Fiestą R5 - to samochód, który powstał do walki w ME i rajdach lokalnych w każdym kraju, który daje możliwość wygrywania w klasyfikacji generalnej. To ta sama konstrukcja, którą jeździe się w WRC2, gdzie w minionym sezonie mistrzem świata został Robert Kubica.
Czy to jest zapowiedź, że będziemy was często oglądać także poza Polską i w rundach ME?
- Mam nadzieję, że tak. Końcem stycznia planujemy wystartować w Rajdzie Utena na Litwie. Ciągle czekamy na śnieg od którego uzależniamy ten start. Chcemy przetestować nowy samochód w warunkach bojowych (śmiech) przed naszym pierwszym rajdem w ramach mistrzostw Polski, który odbędzie się w marcu w Bieszczadach. Testy, które się przeprowadza przed rajdem, odbywają się zazwyczaj na odcinku drogi o długości 2-3 km. Taki trening tez jest ważny ale nie oddaje tego, co się dzieje podczas rajdu, gdzie jedziesz bez przerwy 20 km. Musimy przetestować samochód, aby zebrać jak najwięcej informacji, które są niezbędne do wypracowania odpowiedniego setapu. W grę wchodzą albo wspomniana Litwa, albo Estonia. Czekamy na sprzyjające warunki pogodowe.
Do czasu pierwszych startów nie siedzicie jednak założonymi rękoma. Jak wygląda sezon ogórkowy pilota rajdowego?
- Cały czas uczę się obsługi nowego samochodu, żebym podczas rajdu nie musiał się zastanawiać, co do czego służy. W warunkach bojowych trzeba często włączać i wyłączać różne guziki (śmiech). Nasz nowy samochód różni się od poprzedniego, jest turbodoładowany, procedura obsługi jest bardziej skomplikowana, dlatego w najbliższych dniach zawitam do rajdowni w Warszawie. Tam pod okiem inżyniera będę zgłębiał wiedzę dotyczącą praktycznych rzeczy, które w trakcie rajdy mogę naprawić czy wymienić bez pomocy serwisu. Oprócz tego przygotowujemy się także kondycyjnie. Dużo czasu spędzam w gokarcie, ciągle coś trenujemy i coś się dzieje. Na przełomie roku spędziłem z Maćkiem i naszym trenerem trzy dni w Zakopanem, gdzie pracowaliśmy nad kondycją. Wykonując szereg najróżniejszych ćwiczeń pracowaliśmy nad koncentracją, która w rajdach jest bardzo ważna. Pół dnia poświęciliśmy na wyprawę w Tatry, co dla mnie było bardzo miłą częścią treningu, bo lubię górskie wędrówki. W planach mamy wyjazd na trasę Rajdu Nadwiślańskiego, który w tamtym roku był "rajdem drugoligowym", a w tym awansował do MP. Na razie nie ma ogłoszonej trasy, jaka będzie w tym sezonie, ale mamy starą i wolno nam tam pojechać. Zobaczymy, jak będzie wyglądała charakterystyka rajdu, opiszemy drogi, może się uda, że któryś odcinek się powtórzy i będziemy mieli obraz sytuacji.
Był taki rajd w 2013, gdy wyszedłeś z samochodu i powiedziałeś, używając cenzuralnych słów, po prostu szkoda?
- Można wrócić do wspomnianych wcześniej rajdów na Litwie i Rajdu Dolnośląskiego. Najbardziej rozgoryczeni byliśmy z Maćkiem po Litwie. Bardzo ciężko i solidnie się do tego startu przygotowywaliśmy. Mieliśmy dwudniowe testy i byliśmy w dobrej formie. Pierwsze dwa odcinki pokazały, że liczymy się w walce o czołowe lokaty, a potem stanęliśmy. Liczyliśmy też, że dobrym występem w rajdzie dolnośląskim godnie zamkniemy sezon i postawimy kropkę nad "i". Nie udało się nam to. Co do pozostałych rajdów, to… Zawsze można coś zrobić lepiej, ale to nie było takie rozgoryczenie, jak w przypadku tych dwóch startów.
Na Litwie nie tylko aspekty sportowe były komentowane. Startowaliście tam kilka dni po meczu Lecha z Żalgirisem i haniebnym transparencie na trybunach.
- Rajdowcy, którzy przyjechali z Polski, czy to w biurze zawodów, czy gdzieś indziej, odczuwali, że nie są najlepiej traktowani. Tylko dlatego, że jesteśmy Polakami. Szef Subaru Poland Rally Team ogłosił akcję, aby każdy na swój samochód przylepił naklejkę w języku litewskim, na której pisało "Polska kocha Litwę". Cała akcja przybrała szerszy obrót, bo w ślad za zawodnikami poszli kibice z Polski, którzy także w ten sposób postanowili przyozdobić swoje samochody. Od razu poprawiła się atmosfera, wszyscy stali się dla siebie mili. Mogliśmy się skupić na sportowych aspektach rywalizacji, a nie na tym, który kraj jest lepszy czy nie lepszy.
Co możesz zapisać na plus po poprzednim sezonie?
- Z pewnością Rajd Polski, gdzie zajęliśmy drugie miejsce spośród kierowców startujących regularnie w MP. Wykonaliśmy kawał dobrej roboty, bo nie zapominajmy, że walczyliśmy też z warunkami atmosferycznymi. Były one dramatyczne i jak wszyscy pamiętamy, wisiała groźba odwołania rajdu. Nie zapomnę też testów przed pierwszą rundą MP i Rajdem Świdnickim. Przytrafił się nam potworny wypadek - samochód był kompletnie rozbity, a ja trafiłem do szpitala. Niewiele brakowało, a w ogóle byśmy nie wystartowalibyśmy. Po całym dniu badań wyszedłem ze szpitala z potwierdzeniem, że co prawda nic nie mam złamane, ale tez z prośbą, żeby nie jechać. Jak usłyszeliśmy, że mechanicy naprawiają samochód, to zdrowie przyszło większe (śmiech). Sam rajd nie był zbyt miły, bo zażyłem dużą dawkę środków przeciwbólowych, ale udało się. Przejechaliśmy rajd i to był plus, że nie zaczęliśmy źle tamten rok. W pozostałych rajdach walczyliśmy z czołówką kierowców, tempo było bardzo duże i trzeba się cieszyć, że dojechaliśmy do mety. Sezon tak czy tak trzeba zaliczyć do udanych.
Jaki jest zatem cel na 2014 rok? Podium mistrzostw Polski a może coś więcej, skoro nie ma Kajetana Kajetanowicza?
- Zostaję razem z Maćkiem i mamy dużo do udowodnienia. Założenie jest takie, że rajdy jedzie się po to, żeby wygrać. Gdyby było inaczej, nie byłoby sensu się ścigać. Realnie patrząc to tak - celujemy w podium. Każde podium w każdym rajdzie jest dla nas ważne. Już w poprzednim roku liczyliśmy na miejsce na pudle w generalce. Nie udało się, ale to jest cel na ten sezon. Co prawda jest dużo niewiadomych, mamy nowy samochód a z przecieków wiadomo, że dojdzie dużo nowych kierowców. Owszem, nie będzie Kajetana, ale krążą plotki, że do rywalizacji w Polsce wraca Michał Kościuszko, który kilka ostatnich lat startował w MŚ. Wraca także Tomek Czopik, który w przeszłości zwyciężał już klasyfikację generalną, dochodzą młode chłopaki, awansuje Tomek Kasperczyk. Sezon zapowiada się zatem bardzo ciekawie.