Kajetan Kajetanowicz: Byliśmy w beznadziejnej sytuacji

Kajetan Kajetanowicz w rozmowie z WP SportoweFakty o dachowaniu na pierwszym odcinku specjalnym Rajdu Akropolu oraz niesamowitej pogoni zakończonej wygraniem 8 z 12 oesów.

Maciej Rowiński
Maciej Rowiński
Materiały prasowe / Kajto.pl

W Rajdzie Akropolu, trzeciej rundzie Rajdowych Mistrzostw Europy (ERC), kibice oglądali wszystko, czego rajdowa dusza może zapragnąć. Były zaskakujące zwroty akcji, dramaty faworytów i efektowna pogoń w wykonaniu reprezentantów Polski Kajetana Kajetanowicza i Jarosława Barana. Polska załoga po wypadku na pierwszym odcinku specjalnym spadła na ostatnie miejsce w klasyfikacji rajdu, ale dzięki determinacji odrobiła straty, awansując na mecie na ósmą pozycję i zwiększając swoje prowadzenie w mistrzostwach.

WP SportoweFakty: Przebieg Rajdu Akropolu przypominał scenariusz dreszczowca z happy endem. To jeden z najtrudniejszych rajdów, w jakich pan startował?

Kajetan Kajetanowicz: Na pewno była to dla mnie ogromna próba charakteru. Pod względem psychologicznym to był najtrudniejszy rajd, w jakim jechałem. Byliśmy świetnie przygotowani do tych zawodów. Testy przebiegły znakomicie, mieliśmy znakomite ustawienia samochodu, bardzo dobrze czułem auto. Wygraliśmy odcinek kwalifikacyjny i wszystko wskazywało na rewelacyjny rajd.

Na pierwszym odcinku specjalnym okazało się, że to była cisza przed burzą... 

- Niestety. Po kilku kilometrach pierwszego odcinka specjalnego, na bardzo wolnym zakręcie wrzuciłem auto w poślizg, ale miałem za niską prędkość i samochód za szybko złapał przyczepność. Wjechałem do środka zakrętu w miejscu, gdzie się zacieśniał. Podbiło nas w tym miejscu i wylądowaliśmy na dachu w rowie.

ZOBACZ WIDEO Rajd Akropolu: efektowna szarża Kajetanowicza

Wypadek przytrafił się chyba w najgorszym miejscu, bo w pobliżu nie było kibiców, którzy mogliby wam pomóc.

- Wszystko trwało bardzo długo. Zanim pojawił się pierwszy kibic, zawołał kolejnych, minęło kilka minut. Próbując postawić auto na koła widziałem, jak obok nas przejeżdżają moi rywale. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że cały rajd przegraliśmy w tym zakręcie. Auto było poobijane, straciło aerodynamikę. W tym momencie pozostało nam odrabianie strat i od razu wzięliśmy się do roboty. Od samego początku drugiego oesu postawiłem wszystko na jedną kartę. Jadąc nie w pełni sprawnym samochodem, wygraliśmy drugi odcinek, co dla wszystkich było olbrzymim zaskoczeniem.

W Grecji znalazł się pan w dosyć nietypowej sytuacji, zazwyczaj to wasza załoga jest tą, która ucieka rywalom, a tutaj trzeba było nadrabiać. Ciężko było znaleźć motywację, kiedy po wypadku spadliście na ostatnie miejsce w klasyfikacji rajdu?

- Wydaje mi się, że to wszystko zależy od tego, jak bardzo człowiek chce robić to, co robi. Jak bardzo chce wygrać i osiągnąć cel. W takich kryzysowych sytuacjach to wychodzi. Na rajdzie nie ma sensu zastanawiać się, czy są jeszcze szanse na dobry wynik. Przede wszystkim robić swoje, starać się jak najszybciej ukończyć poszczególny odcinek specjalny. Takie było moje rozumowanie. W naszej sytuacji nie miałem czasu na analizę i działałem automatycznie. To była beznadziejna sytuacja, byliśmy w piekle, a na mecie czuliśmy się, jakbyśmy byli w niebie. Takie rzeczy wzmacniają.

Drugiego dnia rajdu okazało się, że warto było jechać na 100 procent, ponieważ błąd popełnił Aleksiej Łukjaniuk, pana główny rywal do tytułu.

- Ostatecznie skończyliśmy rajd przed nim i powiększyliśmy nawet naszą przewagę w mistrzostwach. Teraz łatwo byłoby mi stwierdzić, że było łatwo, ale uwierz mi, że zaraz po wypadku nie było łatwo wsiąść do samochodu i cały spocony wyciąganiem auta, dojechać spóźniony na start drugiego oesu. Musieliśmy jechać samochodem, które przed chwilą rolowało i co do którego nie mogliśmy mieć pewności, czy wszystko działa. Muszę przyznać, że takie rzeczy mnie nakręcają. Nie jestem wariatem, na rajdach podejmuję większe ryzyko niż przeciętny człowiek, ale godzę się z tym, akceptuję. Taka jest moja decyzja. Najgorsze, co można zrobić w takiej sytuacji, to "gdybanie". Przyznaję, że zwycięstwo na drugim oesie dało mi ogromną satysfakcję, fakt, że wygrałem z zawodnikami, którym wydawało się już, że już się nie liczę w tym rajdzie.

Udana szarża w Rajdzie Akropolu sprawia, że czujecie się mocniejsi przed kolejnymi rundami mistrzostw?

- My się czuliśmy mocni przed zawodami w Grecji, ale rajdy bardzo szybko weryfikują zbyt dużą pewność siebie. Trzeba mieć tego świadomość. Po Rajdzie Akropolu jestem dumny z całego zespołu, wobec którego na co dzień jestem bardzo wymagający. Czasami mogę wydawać się niezadowolony w sytuacji, w której teoretycznie powinienem być zadowolony, ale to dlatego, że w ten sposób staram się przekazać całej ekipie, że nie zawsze jest się na szczycie. Zbyt duża pewność siebie może spowodować, że po upadku z tego szczytu, człowiek będzie się dłużej otrzepywał z kurzu niepowodzenia.

Często powtarza pan, że każdy rajd jest cenną lekcją. Jaką naukę wywiózł pan z Rajdu Akropolu?

- Może to banalne stwierdzenie, ale potwierdziło się, że nigdy nie należy się poddawać. Nasze poświęcenie i wysiłek opłaciły się. Zastanawiam się, jak długo ja i cały zespół będziemy mieli siłę, aby radzić sobie z takimi kryzysowymi sytuacjami. To jest duże obciążenia dla każdego członka ekipy. Dopóki będziemy wykazywać się taką determinacją, jak w Grecji, dopóty będziemy czerpać przyjemność z rajdów.

Jak patrzy pan na to, co ostatnio dzieje się wokół sponsorowaniu rajdów w Polsce? Pana głównym partnerem jest Lotos, który ostatnio wycofał się ze sponsorowania Rajdu Polski i zakończył współpracę z Robertem Kubicą.

- Z Lotosem współpracuję już od sześciu lat. Z mojego punktu widzenia mogę powiedzieć, że cieszę się, że Lotos widzi w tym, co robimy, jako cały zespół, dobry sposób na promocję swoich produktów. Nasz team poza tym, że broni się wynikami na rajdach, stara się być aktywny także, kiedy nie jesteśmy na trasie odcinka specjalnego. Rajdy to też jest biznes, na końcu wszystkie strony muszą być zadowolone. Nikt nikogo nie wesprze tylko z sympatii. Marketing też jest częścią naszej pracy, znamy zasady jego funkcjonowania i zdaję sobie sprawę, że bez tego nie mógłbym startować w rajdach.

Rozmawiał Maciej Rowiński

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×