Jakub Przygoński: Dakar to rajd zabójczy, ale fascynujący. Kluczem jest odporność

Materiały prasowe
Materiały prasowe

- Dakar jest najbardziej wymagającym i jednocześnie najbardziej fascynującym rajdem na świecie. To test wytrzymałości psychicznej i fizycznej, weryfikator ludzkiej odporności - mówi Jakub Przygoński, polski kierowca samochodowy.

W tym artykule dowiesz się o:

2 stycznia wystartuje pan w ósmym w swojej karierze Rajdzie Dakar, który ma opinię wyniszczającego, wręcz zabójczego. W jaki sposób przygotowuje pan organizm to tego wyzwania?

- Wiadomo, że na Dakarze najważniejszy jest sprzęt i o to dbamy przede wszystkim. Kluczowa jest jego odporność na warunki panujące na trasie. Kurz, woda, drastyczne zmiany temperatur i intuicyjna użytkowość – takie cechy mus mieć mój sprzęt. Ja sam muszę być perfekcyjnie przygotowany fizycznie. Rozmawiamy trzy miesiące przed startem, rano byłem na siłowni, biegałem, pracowałem ze sztangą. To nie jest tak, że w ciągu roku nie wykonuję żadnych ćwiczeń i dopiero kilkadziesiąt dni przed Dakarem biorę się za siebie. Utrzymuję organizm w dobrej formie i wydolności przez cały rok. Jeżdżę na rowerze, gram w squasha, pływam. Regularnie testujemy auta, co również mocno absorbuje ciało i umysł. Trenowaliśmy już w Hiszpanii i Maroku, by przygotować się do warunków panujących w Ameryce Południowej. Ten rajd męczy psychicznie i fizycznie. Fizycznie, bo przez dwa tygodnie codziennie jeździmy sześć, siedem godzin. Ciąży na nas presja wyniku, spędzamy sporo czasu w aucie, niewiele śpimy. Testowane są nasze limity i odporność. W tym roku startujemy w Boliwii, więc spędzimy sporo czasu na wysokości powyżej 3,5 tys. metrów nad poziomem morza.

Wszystkie multimedia wykonano smartfonem Samsung Galaxy S7 (więcej o GalaxyS7)

Rajd trwa dwa tygodnie. W jaki sposób kierowcy dbają o nawadnianie organizmów, właściwie odżywanie? Nie bagatelizują tego?

- Podczas Dakaru jesteś zaabsorbowany tak wieloma sprawami, że najchętniej zbagatelizowałbyś odżywianie i picie, sprowadzając je do niezbędnego minimum. Ale to ślepa uliczka. Odczujesz to podczas jazdy, będzie brakować ci sił, zaczniesz podejmować złe decyzje, pojawią się problemy z koncentracją. Niezwykle ważny jest sen. Staram się kłaść do łóżka najpóźniej o 22 i wstawać o 4 nad ranem. Jedzenie daje energię i czołowi kierowcy doskonale o tym wiedzą. Nie można wejść do samochodu bez pożywnego śniadania, bo do końca odcinka specjalnego nie ma później czasu na posiłki. Dopiero po nim można usiąść do obiadu. Woda jest fundamentalna. Jeździmy w wysokich temperaturach, tracimy ją i odczuwamy jej brak bardzo szybko. Podczas jazdy uzupełniam płyny i koncentruję się na komunikatach od pilota. Mam ze sobą telefon komórkowy, co jest już naturalne dla wszystkich kierowców, na najbliższy Dakar zabieram także zegarek Samsung Gear S2. Do tej pory kontrolę nad czasem miał tylko pilot, teraz i ja będę świadomość jak szybko jedziemy.

Krzysztof Hołowczyc opowiadał, że Dakar to seria niespotkanych nigdzie wydarzeń czy kuriozalnych sytuacji. On musiał walczyć o łóżko z karaluchami, wspominał, że w jego pomieszczeniu jaszczurki pożerały insekty, a doświadczeni kierowcy odpowiadali mu, że to świetna informacja, bo nie pojawią się u niego węże. Co szczególnego spotkało pana na Dakarze?

- Wyjątkowych sytuacji jest mnóstwo. Proszę wyobrazić sobie, że jedziemy po miękkim torze, jesteśmy na kompletnym odludziu, gdzie nie ma prawa być nikogo poza nami, zakopujemy się co pięć minut, temperatura powietrza wynosi 50 stopni Celsjusza, wychodzimy z samochodu, a za drzewa wyłania się postać z aparatem i robi nam zdjęcia. Mówimy mu, żeby nam pomógł, a on odpowiada, że to nie jego rola. Później w internecie lądują zdjęcia, że Polacy zamiast jechać do celu, to walczą z warunkami i nie dają rady. Przyjmujemy to z uśmiechem rzecz jasna, ale czasami się frustrujemy na wiele niedogodności. Dakar to rajd dla prawdziwych twardzieli. Trzeba umieć zrobić wszystko, najlepiej szybko i perfekcyjnie. Jesteśmy w stanie zmienić koło, kiedy złapiemy gumę w ciągu minuty. Taki mamy średni czas działania.

Jak wygląda piramida wartości na Dakarze? Co jest najistotniejsze w drodze do zwycięstwa?

- Technika kierowcy i jego umiejętności. Wytrwałość, siła organizmu, koncentracja. Na drugim miejscu na pewno sprzęt i jego niezawodność. Kierowca musi mieć dobry pojazd, który będzie w stanie konkurować z czołówką. W tej chwili na podium mogą być: Mini, Peugeot i Toyota. Ja będę jeździł tym pierwszym. Przy wielu zmiennych czynnikach, warunkach pogodowych i trasach, każdy kierowca poruszający się wymienionymi samochodami ma szansę na zwycięstwo.

Po sześciu latach rajdów w roli motocyklisty, przesiadł się pan do auta i wystąpił w nowej roli. Która wersja Dakaru jest trudniejsza? Motocyklowa czy samochodowa?

- Nie spodziewałem się, że aż tyle rzeczy zaskoczy mnie po zmianie. Podam prosty przykład. Dla motocyklisty wydmy są super. To odcinki, które pokonuje się z wielką frajdą i można jeździć po nich je nie tylko z obowiązku, ale i z przyjemnością. Z kolei dla kierowcy samochodu to pułapki. Trzeba umieć je pokonywać, bo bardzo łatwo zakopać się i stracić dwie godziny. Wtedy trzeba wyjść z auta, wziąć łopatę i odkopać samochód, tracąc jakiekolwiek szanse na sukces w rajdzie. Tuż po tegorocznym Dakarze pojechałem do Abu Zabi i przez kilka dni jeździłem wyłącznie po wydmach, by zdobyć doświadczenie i uniknąć wpadek.

Najbliższy rajd będzie dla pana drugim w roli kierowcy samochodowego. Czy zmieni pan strategię jazdy?

- Na pewno. Pierwszy był zapoznaniem z nowymi warunkami i nową rolą. Traktowałem go bardzo ambicjonalnie, ale był to przede wszystkim rekonesans. Teraz będę jeździł szybciej, bardziej agresywnie, z większym ryzykiem. Oczywiście nie zapomnę o ostrożności. Muszę być zdecydowanie bardziej skoncentrowany, bo zamierzam podkręcić tempo, a wiadomo, że miażdżąca większość błędów bierze się z braku uwagi, który jest efektem zmęczenia, nieodpowiedniego przygotowania czy złego gospodarowania siłami już podczas rajdu. W tym roku po raz pierwszy Dakar gości w Paragwaju. To ciekawy, choć trudny odcinek. Spędzimy pięć dni w Boliwii, na wysokościach, które przetestują nasze organizmy i auta. Rozrzedzone powietrze wpływa nie tylko na człowieka, ale i na sprzęt. To będzie prawdziwa batalia z naturą.

Wszystkie multimedia wykonano smartfonem Samsung Galaxy S7 (więcej o GalaxyS7

Komentarze (0)