O problemie, jaki mają mieszkańcy Podhala z użytkownikami quadów, informowaliśmy już pod koniec marca. Wtedy też władze samorządowe wystosowały apel do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, aby wprowadzić zmiany w prawie. Lokalni politycy postulują m.in. montaż rejestratorów GPS w quadach należących do wypożyczalni. Dzięki temu można ustalić, kto uszkodził cenne tereny górskie. Samorządowcy chcą też, aby wszystkie quady podlegały obowiązkowi rejestracji, co ułatwi rozpoznanie właściciela sprzętu.
Problem z quadami w Tatrach
Jak dowiedziały się WP SportoweFakty, w tym tygodniu resort spraw wewnętrznych odpowiedział na postulat samorządowców. Urzędnicy uważają zmiany proponowane przez wójta gminy Kościelisko za sensowne, ale równocześnie zwracają uwagę na to, że stosowne przepisy w tej materii powinno opracować Ministerstwo Infrastruktury.
ZOBACZ WIDEO: Dlaczego zawodnicy nie chcą jeździć w sparingach? Pawlicki komentuje
"W opinii Departamentu Porządku Publicznego MSWiA kierunek i zakres proponowanych w wystąpieniu zmian przepisów prawa - należy uznać za zasadny. Zaprezentowano w nim wielokierunkowe podejście w poszukiwaniu rozwiązań, które powinny zwiększyć skuteczność zwalczania zjawiska. Wymaga to zatem szerszej dyskusji, z udziałem przedstawicieli wielu resortów i samorządów. Wydaje się przy tym, że inicjatywa rozpoczęcia prac pozostaje poza właściwością resortu spraw wewnętrznych i administracji i tym samym mogłaby wyjść np. z resortu infrastruktury poprzez opracowanie projektu ustawy" - czytamy w oświadczeniu, jakie MSWiA dostarczyło naszej redakcji.
O tym, że problem jest palący, najlepiej świadczą wydarzenia ze stycznia. Wtedy górale próbowali bronić swoich pól przed użytkownikami quadów. Doszło do awantury, w trakcie której jeden z miejscowych został trafionym nożem.
Naszej redakcji udało się dotrzeć do ranionego mężczyzny, który zaangażował się w tworzenie stowarzyszenia "Po swoim". Zamierza ono walczyć z quadami jeżdżącymi po Tatrach.
- Na szczęście nic mi się nie stało, bo umiem się bronić. Prokuratura poszła ostatnio po rozum do głowy i zmieniła zarzut w tej spawie z wybryku chuligańskiego na spowodowanie poważnego uszczerbku na zdrowiu. Ten użytkownik quada mógł mnie zabić, bo celował w pierś - mówi nam poszkodowany mieszkaniec Podhala.
Mężczyzna chce pozostać anonimowy, by nie narażać się na gniew ze strony użytkowników quadów. - Powiedzieć, że problem jest palący, to mało powiedziane. Postanowiliśmy założyć stowarzyszenie, bo ono może więcej. Będzie miało prawne możliwości wypowiadania się w urzędach i na policji. Jako właściciele pojedynczych pól i gruntów nie jesteśmy traktowani tak, jak powinniśmy. Trzeba było styczniowej akcji z nożem, aby również policja zaczęła traktować nas poważnie - opowiada góral z Podhala.
Nasz rozmówca zdradza, że osoby zaangażowane w stowarzyszenie "Po swoim" wzięły się na poważnie za chronienie pól i szlaków w Tatrach. Grupa regularnie patroluje tereny, dysponuje też profesjonalnym sprzętem - dronami i samolotem. - Dzięki temu jesteśmy w stanie działać coraz efektywniej - komentuje.
Firmy pod ostrzałem
Z zadowoleniem reakcję MSWiA na problem z quadami w Tatrach przyjął też Adam Chramiec. Radny z Czarnego Dunajca apelował niedawno, by w jego gminie wprowadzono surowe przepisy, wzorem m.in. sąsiedniego Kościeliska, ograniczające możliwość korzystania z quadów w pobliżu budynków mieszkalnych.
- To jest przede wszystkim powód do zadowolenia dla mieszkańców, bo my załatwiamy to dla nich. To są dobre wiadomości. Czekamy na moment, w którym firmy wynajmujące quady i organizujące wyprawy w teren będą mieć obowiązek montowania GPS-ów. To będzie działać w dwie strony, bo łatwo będzie można też oczyścić się z zarzutów o zniszczenie jakiejś działki - mówi Chramiec w rozmowie z WP SportoweFakty.
Góral ze stowarzyszenia "Po swoim" ma jednak obawy, że urządzenia GPS i konieczność rejestracji quadów nie rozwiążą problemu. - Właściciele tych firm nie płacą podatków, często działają "na lewo". Nie podlegają ochronie środowiska, robią, co chcą i nie dotyczą ich żadne obostrzenia. Jeden z nich śmiał mi się w twarz, bo dostał 500 zł mandatu, a zarobki ma rzędu 25 tys. zł miesięcznie - narzeka nasz rozmówca.
Zdaniem mieszkańca Podhala, ugodzonego nożem w styczniu przy okazji awantury z użytkownikiem quadów, tylko surowe kary mogą zatrzymać proceder niszczenia pól i szlaków w Tatrach. - Dobrze, że gminy wprowadzają uchwały miejscowe i walczą z quadami, to dobry ruch. Tyle że my już mamy przepisy dotyczące zakazu wjazdu do lasu, rzeki. Kary nie są jednak wydawane natychmiast, sprawy przed sądami się ciągną, a do tego mandaty są niewielkie - tłumaczy.
Poszkodowany góral jest zdania, że prawo powinno wymuszać na użytkownikach quadów konieczność uiszczenia nawiązki za zniszczone pole czy szlak górski. - Gdyby się okazało, że można za zniszczone pole dostać kilka tysięcy, to ludzie jeszcze mocniej pilnowaliby swojego dobytku, a quady przestałyby jeździć po cudzych terenach, bo ryzyko schwytania byłoby zbyt duże - mówi.
Nie chcą samosądów
Świadom złożoności problemu jest Rafał Sonik. Zwycięzca Rajdu Dakar z 2015 roku i wielki orędownik jazdy na quadach mówił nam już w marcu, że interwencje policji i ściganie fanów jazdy w terenie nie zakończą sprawy. Biznesmen apelował o wprowadzenie systemowego rozwiązania.
- Wytyczamy co roku dziesiątki, jeśli nie setki kilometrów ścieżek rowerowych. Mamy tory do rowerowego down-hillu, szlaki konne czy trasy dla narciarstwa biegowego zimą. Na tej samej zasadzie powinno wyznaczyć się tereny do uprawiania legalnego off-roadu - mówi Sonik, który też sprzeciwia się samosądom. Najczęściej przybierają one formę rozwieszania linek między drzewami i mogą doprowadzić do poważnych obrażeń u motocyklistów i quadowców.
Góral z Podhala zaprzecza, aby w rejonie Tatr dochodziło do samosądów. Opisuje za to, w jaki sposób mieszkańcy organizują się przeciwko fanom quadów. - Mamy swoją grupę na komunikatorze. Jak ktoś coś zauważy, to powiadamia innych. Wtedy jedziemy w pole, jest nas od 10 do 20 osób. Wzywamy też policję, która zaczęło poważnie traktować nasze zgłoszenia. Zwykle na jedną taką akcję tracimy kilka godzin - narzeka rozmówca WP SportoweFakty.
- Co mówią quadowcy podczas takiego obywatelskiego ujęcia? Poganiają nas, chcą szybko wypisanego mandatu, bo kolejni klienci czekają. To jest absurd. W Teksasie gość ma pistolet i może go użyć bez większych konsekwencji, więc nikt mu nie wchodzi na działkę. My nie mamy pozwolenia na broń, to niech chociaż są przepisy, które gwarantują spore odszkodowania za zniszczenie cudzego terenu. To rozwiąże problem - dodaje.
Górale narzekają też na to, pilnując swojego dobytku, nie tylko tracą kilka godzin podczas specjalnych akcji. Później to na nich ciąży odpowiedzialność za udokumentowanie strat. To oni muszą udawać się na komendę i składać zeznania, a przez to nie mogą prowadzić własnych biznesów.
- Zapowiedź ze strony MSWiA jest dobra. Cieszy, że ktoś dostrzegł istotę problemu, ale trzeba zrobić znacznie więcej. Jeśli górale nie będą mogli liczyć na wysokie nawiązki za zniszczone pola, to nawet GPS-y i tablice rejestracyjne na quadach nie rozwiążą problemu - kończy nasz rozmówca ze stowarzyszenia "Po swoim".
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty