- Nie było kompletnie miejsca i ryzyko wyprzedzania było ogromne. Udało mi się zostawić w tyle dwóch, może trzech quadowców, ale trzeba było za nimi jechać 20-30 km w strasznym kurzu. To było naprawdę niebezpieczne.
To jednak był dopiero początek prawdziwej przeprawy. - Jak już myśleliśmy, że etap się skończył, okazało się, że mamy jeszcze do pokonania ponad 170 km przez góry, szutrową drogą. Byliśmy w pewnym momencie na wysokości 4895 m. Leżał tam śnieg i lał deszcz. Przejechanie dojazdówki w tych warunkach, bez żadnych przystanków zajęło mi prawie cztery godziny. Niesamowita przełęcz. Trudno sobie wyobrazić, by dało się tam czymś wyjechać oprócz motocykla lub quada. Było ślisko, cały czas po plecach lała się lodowata woda, a temperatura nie przekraczała raczej jednego stopnia na plusie. To było to naprawdę nieprawdopodobne - dodał kapitan Poland National Team, który ukończył rywalizację z piątym czasem, utrzymując trzecią lokatę w klasyfikacji generalnej. Łukasz Łaskawiec był 12. i w "generalce" zajmuje szóstą lokatę.
Niestety w piątkowym etapie Dakar pokazał swoją mroczną stronę. Francuski motocyklista Thomas Bourgin zderzył się na trasie z radiowozem chilijskiej policji i zginął na miejscu. Miał 25 lat i był to jego pierwszy Dakar. -[i] Prawdopodobnie zasnął za kierownicą. To była duża wysokość, więc mieliśmy też mniej tlenu. Przejeżdżałem w tym miejscu kilka minut po wypadku i już było wiadomo, że nie ma szans na jakąkolwiek akcję ratunkową.
[/i]