Z powodu złych warunków atmosferycznych organizator zdecydował się skrócić odcinek specjalny dla motocyklistów. Była to pierwsza część etapu maratońskiego. Na zawodników czekała kamienista trasa z bardzo dużymi przewyższeniami i wjazd na 4300 m n.p.m. Na tej wysokości powietrze jest bardzo rozrzedzone i maszyny traciły swoją moc. Z zadaniem przejechania trasy dobrze poradził sobie jednak jedyny Polak w stawce - Jakub Przygoński.
- Momentami było niesamowicie stromo. Trzeba było mądrze wykorzystywać moc motocykla, który na tej wysokości jest słabszy. Przez mniejszą ilość tlenu szybciej męczyliśmy się również fizycznie. To był naprawdę ciężki dzień, a trasa wymagająca nawigacyjnie - komentował Kuba Przygoński.
Motocykliści zatrzymali się na noc na odseparowanym od reszty rajdowców biwaku. Nie mogą korzystać z pomocy mechaników, a niezbędnych napraw dokonają wyłącznie z wykorzystaniem części, które zabrali ze sobą.
Samochody pokonały we wtorek inną trasę niż motocykliści. Aby Adam Małysz mógł przystąpić do ścigania jego serwis pracował nad odbudowaniem Hiluxa - po wczorajszym niefortunnym dachowaniu - przez całą noc. W aucie zostało wymienionych szereg elementów zarówno w karoserii jak i mechanice.
- Nie wiem dokładnie ile było uszkodzeń w aucie. Na pewno wizualnie było ich dużo. Przede wszystkim zostały zreperowane hamulce. Serwis dosyć długo pracował nad autem, ale dzięki temu mogliśmy kontynuować jazdę. Odcinek był bardzo trudny i techniczny, trasa wiodła wąwozami po kamieniach i wyboistych duktach nad przepaściami. W tych warunkach przebiliśmy oponę. Wymieniliśmy koło, ale auto nie prowadziło się już tak precyzyjnie i cały czas zarzucało tyłem. Najprawdopodobniej ten zapas mógł mieć jeszcze znamiona wczorajszego dachowania, bądź został uszkodzony jakiś element w tylnym zawieszeniu. Wynik jest jednak zadowalający, realizujemy swoje cele, coraz więcej załóg się wykrusza, a rajd jest jeszcze bardzo długi - komentował Adam Małysz.
Marek Dąbrowski z Jackiem Czachorem skoncentrowali się na równej jeździe. Mając na uwadze, że to dopiero trzeci z czternastu etapów rajdu zdecydowali się nie atakować na niebezpiecznych kamienistych partiach, aby nie uszkodzić auta.
- Jechaliśmy głównie po wymytych korytach rzek. Etap bardzo wyniszczający auto. Trzeba było bardzo uważać żeby czegoś nie uszkodzić, bo jeszcze wiele dni rywalizacji przed nami. Do tego znalazło się parę załóg, które zdecydowały się na atak w kurzu przy bardzo ograniczonej widoczności. Trzymamy swoje, właściwe tempo jazdy i to cieszy - powiedział zajmujący 13. pozycję w "generalce" Marek Dąbrowski.
- Na razie nie popełniamy nawigacyjnych błędów i to jest najważniejsze. Chyba jak dotąd zdarzyła nam się jedna trudna sytuacja, straciliśmy tam może 30 sekund. Na trasie było bardzo dużo dziur, wybojów i wyschniętych rzek. Jedziemy w zwartej grupie i każdy kurzy sobie nawzajem, ale nie ma innego wyjścia, musimy przejechać te górskie trasy z dobrym czasem - dodał pilot załogi Jacek Czachor.
W środę druga część etapu maratońskiego dla motocyklistów, przed nimi 352 kilometrów odcinka specjalnego. Trasa prowadzi z San Juan do Chilecito. Zawodnicy będą musieli uważać żeby nie przegrzać już mocno nadwyrężonego poprzedniego dnia musu w oponach. Etap będzie trudny nawigacyjnie. Samochody przejadą dwie próby z pomiarem czasu przedzielone strefą neutralizacji. Ich długość łączna wynosi 657 km, które zostaną poprzedzone 211 km dojazdówki.