Krzysztof Hołowczyc: Cieszę się, że żyjemy!
Na trasie najdłuższego 5. etapu Rajdu Dakar, prowadzącego do Tucuman, załoga Krzysztof Hołowczyc/Konstantin Żilcow przeżyła prawdziwe piekło.
Przez godzinę w niesamowitym upale Krzysztof Hołowczyc i jego pilot wykopywali Mini z pustynnej pułapki. Ekstremalnie wyczerpanej załodze udało się osiągnąć metę etapu ze stratą 1 godziny i 18 minut do zwycięskiej załogi Roma/Perin, która odzyskała prowadzenie w rajdzie. Hołowczyc ostatecznie zajął 25. miejsce i spadł na 10. pozycję w rajdzie.
- Pierwszą część odcinka jechaliśmy szybkim tempem, sukcesywnie wyprzedzaliśmy kolejne załogi. Doszliśmy buggy Chabota, który doszedł Gordona. Przed Gordonem jechał Dąbrowski, który dość szybko zjechał na bok i przepuścił naszą trójkę. Gordon zaś szybko przepuścił Chabota. Niestety nas już nie chciał przepuścić, mimo, że wielokrotnie naciskaliśmy sygnalizację Sentinel o zamiarze wyprzedzania. Co gorsze, kilkakrotnie zwalniał, a gdy go zaczynaliśmy wyprzedzać, gwałtownie zajeżdżał nam drogę. Sytuacja była ekstremalnie niebezpieczna! Tak niesportowego zachowania nie widziałem nigdy w życiu! - powiedział polski kierowca.
- Cieszyliśmy się jak dzieci, że udało nam się wyjść z tej matni cało i zdrowo. Po odpoczynku na dojazdówce, drugą część odcinka pojechaliśmy już bardzo szybkim tempem, bez żadnych przygód i odrobiliśmy kilkanaście minut straty. Jesteśmy w dobrych nastrojach przed kolejnym etapem. Mamy tylko wielką sportową złość na Gordona, który kolejny raz na Dakarze zakpił sobie z zasad fair-play! Mamy nadzieję, że organizator udzieli mu stosownej reprymendy - zakończył.