Niedzielny odcinek specjalny był jednym z najdłuższych w rajdzie, liczył 533 kilometrów, a cały etap 763 kilometrów. Startujący jako ósmy Krzysztof Hołowczyc od początku jechał szybkim, równym tempem, na większości punktów kontrolnych meldując się z piątym czasem. Na mecie załoga zanotowała ponad dziesięciominutową stratę do zwycięzców odcinka Sainz/Gottschalk, jadących Buggy SMG. Kolejne sześć miejsc zajęli kierowcy Mini. Większość rywali naszej załogi poniosła spore straty czasowe. Hołowczyc awansował na 8. miejsce i ma zaledwie 5 sekundową stratę do Dąbrowskiego (Toyota), który ukończył etap na 21. miejscu.
- Jak to dobrze jest jechać z powrotem w czołowej grupie! Nagle wszystko jest zdecydowanie łatwiejsze. Nie trzeba ryzykownie wyprzedzać w kurzu dużo wolniejszych rywali i nawet te dzisiejsze ponad 500 km odcinka specjalnego jawi się jako czysta przyjemność. Przyjechaliśmy na metę w doskonalej kondycji i świetnych humorach. Jedyne co nam dziś utrudniało jazdę to przerywający czasem silnik, co trochę wybijało nas z rytmu. Na szczęście samochód nie zgasł ani razu i zbyt wiele na tym nie straciliśmy. Cieszymy się, że udało nam się odrobić wiele cennych minut, i że przesuwamy się w górę w generalce. Jutro wjeżdżamy do Chile, wystartujemy jako piąta załoga, co stwarza znowu szansę na niezły wynik. Mam nadzieję, że teraz z dnia na dzień będzie nam szło coraz lepiej - powiedział Krzysztof Hołowczyc.
Kierowcy samochodów i ciężarówek wykonali w niedzielę ogromną, ponad 500-kilometrową pętlę na północ od Salty. Nie obyło się bez sporych emocji, bo trasa odcinka specjalnego była niezwykle zróżnicowana. Zawodnicy rozpoczęli ściganie od obszarów kamienistych, bardzo zdradliwych dla opon, by następnie wjechać na bardzo szybką część trasy, pozwalającą uciec najmocniejszym samochodom. Na koniec surowo przetestowano technikę jazdy każdego z kierowców, by następnie, w ramach nagrody za dzisiejsze trudy mogli wjechać na olbrzymią pustynię solną, ciągnącą się przez 20 km. Od jazdy w nieskończonej, płaskiej, rażącej w oczy bieli na pewno nie jednego poważnie rozbolała głowa. Zwłaszcza, że cały etap przebiegał na wysokości powyżej 3500 m n.p.m. W poniedziałek zawodnicy przekraczają Andy wjeżdżają do Chile.