Na 38. okrążeniu, pędzący z prędkością prawie 300km/h Sebastian Vettel zauważył mężczyznę stojącego na torze przy barierkach. - Jakiś człowiek chodzi po torze! - krzyczał kierowca Ferrari przez radio. Zagrożenie było ogromne. Mężczyzna nie miałby żadnych szans przy zderzeniu z rozpędzonym bolidem F1.
Sędziowie natychmiast podjęli decyzję o neutralizacji wyścigu. Na tor wyjechał samochód bezpieczeństwa. Intruz zdążył zrobić kilka zdjęć, przeskoczyć przez barierki i zniknąć w tłumie. Wyścig mógł być kontynuowany.
Kilka godzin później singapurska policja poinformowała o aresztowaniu 27-letniego mężczyzny, który podczas zawodów wtargnął na tor. Jak podają lokalne media, Brytyjczyka nie stać na zapłacenie kaucji w wysokości 7 tys. funtów, ponieważ jest bezrobotny, a wszystkie swoje pieniądze przeznaczył na podróż do Singapuru.
Lap 38/61: A man takes a very dangerous stroll track-side before jumping away. Safety car out #SingaporeGP pic.twitter.com/YUfXYY2TGY
— Formula 1 (@F1) wrzesień 20, 2015
Mężczyzna stanie przed sądem 6 października. Grozi mu nawet sześć miesięcy więzienia.
W tym sezonie, to już drugi przypadek, kiedy kibic wtargnął na tor w trakcie wyścigu. W kwietniowym GP Chin jeden z fanów znalazł się na torze, przedostał się do alei serwisowej i zażądał udostępnienia mu bolidu, argumentując, że przecież zapłacił za bilet.
- Musimy wyciągnąć z tego wnioski, ponieważ ta sytuacja zagraża nie tylko bezpieczeństwu człowieka, który wtargnął na tor, ale również bezpieczeństwu kierowców - powiedział szef Red Bulla Christian Horner.