Organizatorzy Rajdu Dakar, co roku zapewniają, że nadchodząca edycja będzie najtrudniejsza w historii. Stwierdzenie, które już spowszedniało tym razem odpowiada realiom. Trudów tegorocznego Dakaru nie sprostało wielu zawodników, którzy przed tygodniem stanęli na starcie. Blisko 80 załóg musiało się wycofać, a wśród nich takie gwiazdy, jak Sebastien Loeb i Nani Roma. W Dakarze nie ma też Rafała Sonika, który na piątym etapie złamał nogę.
- To zdecydowanie najtrudniejszy Dakar w jakim jechałem. To samo mówią zawodnicy, którzy mają już kilkunastoletnie doświadczenie. Odcinki w Peru były ekstremalnie trudne. W poprzednich edycjach wielu zawodników narzekało, że było za mało ścigania po wydmach. No to teraz organizatorzy przygotowali nam prawdziwy horror na wydmach, którego duża część stawki nie przetrwała. Żeby mieć lepszą trakcję musieliśmy spuszczać powietrze z kół, czego nigdy wcześniej na Dakarze nie trzeba było robić - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Jakub Przygoński.
Na półmetku Dakaru Polak zajmuje szóste miejsce, jest zdecydowanie najlepszym kierowcą niemieckiego zespołu X-Raid, który wystawił takie gwiazdy, jak Mikko Hirvonen, Orly Terranova, czy Nani Roma. Teraz liderem teamu został Przygoński, który jako jedyny z X-Raidu ma jeszcze szansę zaatakować reprezentantów Toyoty oraz Peugeota.
- W pierwszej części mieliśmy więcej problemów niż się spodziewaliśmy, ale kiedy spojrzymy na innych zawodników, to naprawdę nie jest źle. Fizycznie razem z Tomem (Tom Colsoul, pilot Przygońskiego - red.) czujemy się dobrze. Jesteśmy gotowi na drugą połowę dakarowego piekła. Na szczęście samochód też jest w formie, to najszybsze Mini z dotychczasowych. Brakuje mu jeszcze do Peugeota, ale jest bardzo konkurencyjne - podkreśla Przygoński.
Kierowca ORLEN Team stoi przed szansąna historyczny wynik. W ubiegłym roku na Dakarze zajął siódme miejsce, do tej pory najlepsze w swojej karierze. Teraz może być dużo lepiej, ale Przygoński zaznacza, że myślenie o końcowym wyniku w połowie Dakaru to samobójstwo.
- Przed nami jeszcze setki kilometrów, więc o mecie nawet nie myślę. jeszcze zdecydowanie za wcześnie. Czekają nas jeszcze przynajmniej dwa ekstremalnie trudne odcinki, na których na pewno wiele się przytrafi i klasyfikacja może po nich ulec zmianie. Plan jest taki, żeby jechać jak najszybciej się da, ryzykować, ale na tyle mądrze, aby uniknąć pułapek, które na nas czekają - mówi Przygoński.
Sobotni, siódmy etap będzie wiódł z La Paz do Uyuni. Zawodnicy przejadą 604 km, w tym 302 km odcinka specjalnego. Zawodnicy prawie cały czas będą jechać powyżej 3700 m n.p.m.
ZOBACZ WIDEO: Tomasz Hajto: Na mundial jedziesz, żeby go wygrać