Po wjechaniu na metę Rajdu Maroka Jakub Przygoński mógł odetchnąć z ulgą. Wprawdzie polski kierowca, pilotowany przez Toma Colsoula, tym razem musiał zadowolić się drugim miejscem, ale taki wynik gwarantował mu zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata FIA w rajdach terenowych.
Sukcesu duetu ORLEN Team jest dobrym prognostykiem przed zbliżającym się Rajdem Dakar, bo Przygoński pozostawił za swoimi plecami kilku rywali, z którymi będzie musiał się zmierzyć na terenach Peru.
- Wygrywamy Puchar Świata w cross-country po bardzo długim sezonie. Zaczynaliśmy od zawodów w Rosji pośród śniegu, kończymy na marokańskiej pustyni. Cieszymy się, bo mamy coraz lepsze tempo, a przy tym świetnie się zgrywamy z Tomem, tworzymy drużynę. Mamy za sobą sezon pełen przygód, sytuacji, z których udało nam się sprawnie wyjść - analizuje polski kierowca.
Przygoński jest drugim Polakiem w historii, który sięgnął po to trofeum. Wcześniej, bo w roku 2013 dokonał tego Krzysztof Hołowczyc. 33-latek po przekroczeniu mety w Maroku nie ukrywał, że właśnie spełniło się jedno z jego sportowych marzeń.
- Puchar Świata jedzie do Polski. O tym marzyliśmy przez cały rok i w końcu się udało. Muszę podziękować za to Tomowi, jak i naszym partnerom na czele z PKN ORLEN. Jestem też szczególnie wdzięczny swoim największym kibicom. Żonie i córeczkom, rodzinie, która wspierała mnie przez cały rok, choć przez długi czas mnie nie było. By wygrać Puchar Świata potrzebowaliśmy 40 dni wyścigowych, 100 godzin spędzonych w samochodzie na odcinkach specjalnych. Wykonaliśmy naprawdę dużo pracy, by wygrać - dodaje Przygoński.
Polak ma nadzieję, że po sukcesie w Maroku nadejdą kolejne. - Wierzę, że wszystko, co najlepsze wciąż przed nami! - podsumowuje.
ZOBACZ WIDEO Krzysztof Hołowczyc o sytuacji Roberta Kubicy: To może być dla niego szansa