Syn legendy Dakaru szykuje się do debiutu w rajdzie. "Wolę, gdy jest trudno" [WYWIAD]

Materiały prasowe / Duust Media / Na zdjęciu: Konrad Dąbrowski
Materiały prasowe / Duust Media / Na zdjęciu: Konrad Dąbrowski

Marek Dąbrowski zapracował na miano legendy Dakaru i przetarł szlaki wielu Polakom, którym dotąd nie śniło się, by wziąć udział w najtrudniejszym rajdzie terenowym świata. Po latach na Dakarze wystartuje jego syn - zaledwie 19-letni Konrad.

W tym artykule dowiesz się o:

W roku 2000 Marek Dąbrowski i Jacek Czachor zapisali się w historii polskiego motorsportu, będąc pierwszymi polskimi motocyklistami, którzy dojechali do mety Rajdu Dakar. Dąbrowski i Czachor pokonali najtrudniejszą imprezę terenową świata, co było dla nich wyprawą w nieznane ze względu na brak profesjonalnej wiedzy na temat Dakaru czy używanego tam sprzętu.

Po latach sytuacja uległa zmianie. Za sprawą Dąbrowskiego i Czachora świadomość Polaków na temat Rajdu Dakar rosła z roku na rok. Obecnie wielu naszych reprezentantów może liczyć na profesjonalny sprzęt i obsługę w trakcie imprezy.

Zmieniły się też realia Dakaru, który z Afryki przeniósł się najpierw do Ameryki Południowej, a ostatnio zakotwiczył w Arabii Saudyjskiej. W styczniu 2021 roku na trasie rajdu ponownie zobaczymy nazwisko Dąbrowski. Tyle że tym razem do rywalizacji przystąpi syn Marka - Konrad. Mający ledwie 19 lat motocyklista będzie najmłodszym polskim uczestnikiem imprezy.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Justyna Kowalczyk w formie. Na trasie i w dobrych ripostach

Łukasz Kuczera, WP SportoweFakty: Twój ojciec to legenda Dakaru, doświadczony motocyklista. Masz przez to łatwiej czy trudniej? Bo mając nazwisko Dąbrowski nietrudno o presję z tym związaną.

Konrad Dąbrowski, zawodnik Duust Rally Team, uczestnik Rajdu Dakar: Miałem łatwiej pod tym względem, że od pierwszych dni mojego życia wiedziałem, co to motocykl i Rajd Dakar. Szybko ukierunkowałem swoje marzenia i miał mi kto wskazać drogę. Tata jednak długo się ścigał, więc zacząłem swoją karierę dość późno, bo w wieku 15 lat. W motocrossie to raczej niespotykane w obecnych czasach, bo dzieciaki zaczynają starty od 8. roku życia. Ja musiałem poczekać na swoją kolej i nieco na tym straciłem.

Teraz wchodzę w rajdy długodystansowe i mam wokół siebie samych doświadczonych ludzi. Mam pomoc Jacka Czachora, taty i jego brata Filipa. Oni wszyscy w tym sporcie są bardzo długo. Mogę zaufać zespołowi, więc pod tym względem mam dużo lepiej.

Twój ojciec zaczynał przygodę z Dakarem, gdy w Polsce brakowało chętnych do startu w tym rajdzie. On przetarł szlaki.

Oczywiście. Jestem przygotowany do Dakaru tak, jak powinienem być szykowany. Mam za sobą rajd Africa Eco Race, Rajd Maroka. Spędziłem sporo czasu trenując na pustyni. Miałem osobę, która pomogła mi wytłumaczyć roadbook i kwestię nawigowania. Mam świetny sprzęt, bo wszyscy w ekipie mają doświadczenie i wiedzą jaki motocykl czy opony wybrać. Jeśli chodzi o zaplecze, to wszystko jest bardzo profesjonalne, nawet jeśli Duust Rally Team nie jest fabryczną ekipą na miarę zespołów KTM czy Hondy.

Karierę zaczynałeś jednak od crossu. Kiedy zapaliła się ta lampka, by pójść śladami ojca i postawić na rajdy długodystansowe?

Tak naprawdę to przyszło dość niespodziewanie. Myślałem, że rajdy i Dakar pojawią się w mojej karierze na późniejszym etapie ścigania. Jednak Jacek Czachor bardzo chciał wziąć udział w Africa Eco Race w sezonie 2020. To miała być forma uczczenia 20-lecia jego startów z moim ojcem. Pomysł stał się dość medialny, by Czachor i Dąbrowski po latach znowu wystartowali w Afryce.

Mój tata nie mógł jednak wziąć udziału w tym rajdzie, bo ma kontuzję i nie jest już w stanie jeździć motocyklem. Dlatego padło na mnie. Miałem to szczęście, że Jacek poświęcił mi bardzo dużo czasu. Wytrenował mnie, przejechałem Rajd Maroka i tak to się stało. Gdyby nie ten pomysł, by Czachor i Dąbrowski wrócili do Afryki na 20-lecie startów, to teraz nie szykowałbym się do Dakaru.

A ojciec w ogóle popierał pomysł, abyś szedł jego śladem? Bo w motorsporcie wielu rodziców, znając ryzyko, odciąga od tego swoje pociechy.

Tata wspiera mnie w tym zakresie. Jego zdanie zawsze jest tako samo - wolał, żebym poszedł na jakieś dobre studia i grał w tenisa. Zawsze to mówi, gdy ktoś się go pyta o moje starty. Jednak rajdy to jest coś, co kocham i co chcę robić w przyszłości. On o tym wie. Ma też możliwości, by umożliwić mi spełnianie swojej pasji. Pomaga mi jak może. On też kocha rajdy, więc choć boi się o mnie, to dobrze razem współpracujemy. Każdy z nas robi wszystko, by szło to dobrą drogą i bym uzyskiwał jak najlepsze wyniki.

To twój pierwszy Dakar. Jest stres?

Tak naprawdę to jest duży miks emocji. Czasem mocno się stresuję i jestem przerażony tym startem. W końcu o Dakarze dużo się mówi, to jest najbardziej ikoniczna impreza w tej dyscyplinie i robi to wrażenie. Staram się myśleć o tym tak, że na początku 2020 roku przejechałem Africa Eco Race. Pierwszy zawodnik tej imprezy przebywał 48 godzin na odcinkach specjalnych, na Dakarze - 40 godzin.

Oznacza to, że na rajdzie, w którym brałem udział w Afryce do przejechania było więcej godzin. Oczywiście, pewnie najlepszy motocyklista Africa Eco Race był nieco wolniejszy od konkurencji z Dakaru, ale jednak można porównywać długość odcinków. Tym się pocieszam, bo wiem, że mam podobnej długości rajd za sobą. Wiem, że jestem gotowy.

Dakar to też impreza, która premiuje doświadczenie. Dojechanie do mety w debiucie to chyba jedyny realny cel.

Taki jest właśnie plan. Jestem młody i mam przed sobą wiele lat. W tej dyscyplinie jeszcze długo będę nazywany "młodym", bo w Dakarze ścigają się jednak głównie 30-latkowie. To też są młodzi ludzie, bo jednak na trasie spotyka się nawet 50-latków. Za to nastolatkowie to rzadkość.

Każda osoba, z którą rozmawiam, to powtarza mi to samo: mam dużo czasu. Jestem na etapie zbierania doświadczenia i każdy kilometr jest bardzo cenny. Ważniejsze jest, aby przejechać cały Dakar i osiągnąć metę, niż przejechać pięć odcinków na wysokich pozycjach i potem odpaść.

Dakar 2021 ma mieć zupełnie inną trasę, bardziej techniczną. To dla ciebie zmiana na plus?

Jestem zawodnikiem, który ma zaplecze motocrossowe jeśli chodzi o technikę jazdy. Wolę, gdy odcinki są trudne, kiedy jest dużo wydm i kamieni, gdy prędkości nie są szalenie wysokie. Wtedy się dobrze odnajduję i dobrze wykorzystuję to, co potrafię. W zeszłym roku mieliśmy proste, szybkie odcinki. One polegały głównie na tym, kto był bardziej odważny i trzymał pełen gaz i jechał 180 km/h.

Wolę, gdy jest trudno. Nawet na Africa Eco Race było dość zabawnie. Zdarzały się odcinki, gdzie zawodnicy nie byli w stanie przejechać, bo warunki były zbyt trudne i tam nocowali. A ja właśnie na tych fragmentach czułem się najlepiej i wtedy miałem największą satysfakcję z jazdy. Czułem, że jestem szybki. Gdy z kolei zdarzały się odcinki proste i płaskie, to ja nie czułem się najlepiej, nawet jeśli zajmowałem nie najgorsze pozycje w klasyfikacji. Zdecydowanie wolę, gdy przejechanie odcinka nie jest łatwe.

Być może tę rozmowę przeczyta ktoś, kto zacznie myśleć o rajdach i Dakarze. Czy da się w ogóle obliczyć, ile trzeba wydać na start w takiej imprezie?

Na pewno się da. Wszystko zależy od tego, czy ktoś jeździł motocyklem. Jeśli nigdy nie ścigaliśmy się na motocyklu crossowym czy enduro, to na pewno trzeba zacząć do trzech lat bardzo intensywnego treningu. Tak naprawdę dopiero po takim okresie można zacząć się zastanawiać nad startem w Dakarze i to jeszcze na nasze jazdy musiałaby zerknąć osoba doświadczona, bo ten rajd wiążę się z ogromnym ryzykiem.

Zanim ktoś zacznie liczyć koszty startu w Dakarze, powinien kupić sobie zwykłą crossówkę, która kosztuje ok. 30 tys. zł. Do tego dochodzi kwestia odpowiedniego stroju i ochraniaczy. To zamyka budżet na sam sprzęt w kwocie ok. 50 tys. zł. Dochodzą też spore wydatki na paliwo - podczas treningów, do busa. Trzeba też dużo trenować - na siłowni, rowerze. Aby przygotować się do Dakaru, to ten trening musiałby być naprawdę intensywny. Tak, żeby mieć spokojną głowę.

Przed samym Dakarem trzeba byłoby jeszcze zebrać budżet na start w imprezie, a to bez sponsorów jest bardzo trudne.

W przypadku Polaka, który nie ma pustyni pod nosem, dochodzą jeszcze obozy zagraniczne. 

Dokładnie. Trzeba spędzać czas na pustyni. Każdy zawodnik, który mieszka w takich warunkach ma łatwiej. Mam tu na myśli chociażby braci Benavides z Ameryki Południowej czy Toby'ego Price'a z Australii. Oni mają piasek pod domem i to wiążę się z ogromną przewagą. My musimy wyjeżdżać daleko na treningi, bo bez jazdy na pustyni nie robi się progresu. To wiąże się z kolejnymi kosztami i poświęcaniem czasu. Sam siedzę już ponad miesiąc w Arabii Saudyjskiej, nie mogłem wrócić na święta do domu, bo to wiąże się z ryzykiem z zachorowania na COVID-19.

Dakar 2021 odbywa się w dobie COVID-19. Boisz się tego?

Po prostu trzeba się pilnować i nikt nie może zachorować z zespołu, by nie zostać wykluczonym z imprezy. Na szczęście wprowadzono możliwość zamienienia chorego członka ekipy na kogoś zdrowego. Nie pozostaje nic innego, jak mieć nadzieję, że koronawirus nas ominie.

Czytaj także:
George Russell wie, co musi poprawić
Najlepszy sezon w karierze Charlesa Leclerca

Komentarze (0)