Podolak, która na igrzyska zakwalifikowała się niemal w ostatniej chwili, w pierwszym pojedynku trafiła na bardzo wymagającą rywalkę. - To nie jest przypadkowa zawodniczka. To Japonka, która trenuje właśnie w Japonii z mistrzynią olimpijską Matsumoto, a po prostu ma obywatelstwo Tajwanu. Ostatnio pokonała Matsumoto przez tą samą technikę, którą wygrała z Arletą. Ma długie nogi i dobrzy wykonuje techniki w parterze. My o tym wiedzieliśmy i Arlecie przez niemal całą walkę skutecznie się broniła. Nie pozwalała też Lien wykonać żadnego rzutu, a Azjatka jest w tym naprawdę dobra - komentowała porażkę swojej podopiecznej Szczepańska.
- Arlecie nie udało się wykonać akcji, którą zaplanowałyśmy - trochę przestrzelone ippon seoi nage. W tym przypadku trzeba podejść bardzo nisko pod rywalkę i odwrócić się plecami. Z tym przestrzeleniem plan był taki, by jeszcze głębiej wejść ciałem pod rywalkę, żeby "zawinąć" ją na siebie. Ona na to pada, więc ta technika mogła dać zwycięstwo - wyjaśniła srebrna medalistka igrzysk olimpijskich w Atlancie w kategorii do 66 kilogramów.
- W parterze Arleta próbowała swojego skutecznego przejścia, ale sędziowie trochę za późno ogłosili trzymanie. Nie można mieć do niej pretensji, że nie walczyła. Była tylko mało skuteczna. Szkoda, bo liczyłam, że będzie w stanie wygrać swoją "ćwiartkę" drabinki. W drugim pojedynku zmierzyłaby się z najgroźniejszą rywalką w tej części, Amerykanką Malloy, ale nie stałaby na straconej pozycji - mówiła Szczepańska, która w trakcie walki w arenie Carioca 2 głośno krzycząc przekazywała Podolak swoje uwagi.
- Mówiłam jej, żeby przede wszystkim nie oddawała inicjatywy w uchwycie. W pewnym momencie szykowała się już dla niej kara, co ustawiłoby walkę. Krzyczałam też, żeby była czujna w parterze, bo jeśli będzie leżeć na brzuchu, Tajwanka założy jej trzymanie na sto procent - podkreśliła wicemistrzyni olimpijska z 1996 roku. A co powiedziała swojej zawodniczce zaraz po walce?
ZOBACZ WIDEO Witold Bańka: wyścig Rafała Majki przyniósł ogromne wzruszenie (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
- Że atak na ippon seoi nage, który wykonała, powinien być głębszy. I żeby szykowała się na następne igrzyska. W jej wadze rywalizacja jest ciekawa, krajowe rywalki jej nie odpuszczą, a dzięki temu wszystkie podniosą swój poziom - zaznaczyła trenerka polskich judoczek.
Do dziennikarzy Arleta Podolak przyszła skrajnie wyczerpana. Zanim zaczęła udzielać wywiadów, poprosiła o kilka chwil na odpoczynek. - Walczyła w sumie przez prawie 10 minut. Oddała całą siebie. Lepiej, że zakończyła pojedynek w ten sposób, niż gdyby przegrała po kilkudziesięciu sekundach i po zejściu z maty mówiła, że może jeszcze się bić. Przegrać zawsze można, ale trzeba walczyć - mówiła Szczepańska, która jeszcze co najmniej dwukrotnie pojawi się na olimpijskim tatami w Rio de Janeiro. 10 sierpnia wystartuje Katarzyna Kłys (kategoria do 70 kg.), a dzień później Daria Pogorzelec (- 78 kg.)
- Kasia zaczyna od starcia z zawodniczką z Uzbekistanu, Matniyazovą, i powinna sobie poradzić. W drugiej walce na jej drodze stoi Hiszpanka Maria Bernabeu, aktualna wicemistrzyni świata. Daria trafiła na Kamerunkę Mballę. Wydaje się, że to taka sobie przeciwniczka, ale nie wolno jej zlekceważyć, bo Afrykanki są bardzo mocne. Trzeba na nie uważać, bo to są po prostu "zwierzaki", bardzo silne judoczki. Drugi pojedynek Daria stoczyłaby prawdopodobnie z Niemką Luise Malzahn, z którą większość walk ma przegranych, ale potrafiła ją też pokonać. Zarówno Kasia, jak i Daria, mają szansę by powalczyć o punktowane miejsce. Liczę na to, że choć jedna z nich dostanie się do strefy medalowej - oceniła szanse swoich zawodniczek Aneta Szczepańska.
Na medal w judo Polska czeka już od 20 lat. Po raz ostatni na olimpijskim podium stali w Atlancie Paweł Nastula (złoto) i właśnie Szczepańska.
Grzegorz Wojnarowski z Rio de Janeiro