Radosław Kawęcki zniesmaczony swoim startem. "Ciąży nad nami jakaś klątwa"

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Radosław Kawęcki
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Radosław Kawęcki

- Jestem zniesmaczony, ale muszę przyjąć tę porażkę na klatę. Trzeba kiedyś upaść, żeby móc odbić się od dna - powiedział w rozmowie z WP Sportowefakty Radosław Kawęcki, który sensacyjnie odpadł już w eliminacjach 200 metrów stylem grzbietowym.

24-latek z Zielonej Góry był najpoważniejszym polskim kandydatem do medalu w pływaniu. Niestety, zawiódł na całej linii. W swoim biegu eliminacyjnym zajął dopiero 7. miejsce z bardzo słabym czasem 1:57,61 i nie awansował nawet do półfinału.

- Nie wiem, co się stało. Wskoczyłem do wody i przez pierwsze 50 metrów czułem się super. Po pierwszym odbiciu się od ściany miałem wrażenie, jakbym rzucił kotwicę. Potem było coraz ciężej. Płynąłem jednym rytmem, nie czułem, żeby mnie odcięło. Po prostu przepłynąłem dystans tak, jakbym to był trening, a nie półfinał igrzysk olimpijskich - mówił zdruzgotany Kawęcki w rozmowie z WP Sportowefakty.

Dwukrotny srebrny medalista mistrzostw świata na basenie 50-metrowym przyznał, że czuł się bardzo ociężały. Zastanawiał się, czy nie zaszkodziła mu zmiana godzin startowych, kiepskie jedzenie w wiosce olimpijskiej, czy wpływu na jego wynik nie miało lekkie przeziębienie. - Tylko że na tegorocznych mistrzostwach Europy w Londynie brałem antybiotyk, a pływało mi się o niebo lepiej - zaznaczył.

- Jestem zniesmaczony. Myślałem, że wejdę do półfinału, że będę czuł się lepiej. Niestety, nasza zła passa trwa. Najpierw w eliminacjach przepadł Jan Świtkowski, teraz ja. Chyba nad polskimi pływaniem ciąży jakaś klątwa - dodał utytułowany grzbiecista.

ZOBACZ WIDEO Otylia Jędrzejczak: Trener koordynator powinien to sprawdzić kilkadziesiąt razy (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Kawęcki wraca bez medalu z drugich kolejnych igrzysk olimpijskich, choć cztery lata temu w Londynie był w całkowicie innym nastroju. Tam zajął 4. miejsce. - Mówi się, że najgorsze dla sportowca, ale dla mnie wtedy było najlepsze. Na pewno to, co się stało teraz, boli mnie zdecydowanie bardziej - przyznał.

- Muszę to przyjąć na klatę. Trzeba kiedyś upaść, żeby móc odbić się od dna i być mocniejszym. Szkoda, że upadek przytrafił mi się właśnie na igrzyskach olimpijskich. Teraz przede mną cztery lata ciężkiej pracy, trzeba się jakoś pozbierać. Przede mną jeszcze start w sztafecie zmiennistów i postaram się w niej popłynąć najlepiej, jak potrafię - zapewnił podopieczny trenera Pawła Słomińskiego.

Mówi się, że człowiek przeżywa tragedię nie wtedy, gdy upadnie, a wówczas, kiedy się nie podnosi. Kawęcki zapewnił, że on nie znajdzie się w takiej sytuacji. - To nie będzie moja tragedia. Ostatnio dobrze mi szło na zawodach międzynarodowych i może to mnie trochę uśpiło. Ta porażka będzie dla mnie bodźcem, kopniakiem w tyłek. W tym roku nie spełniłem swoich marzeń, może uda mi się za cztery lata - stwierdził.

- Po powrocie do Polski trzeba się zastanowić, czemu praktycznie cała nasza kadra pływała w Rio źle. Indywidualnie startują jeszcze Paweł Korzeniowski i Konrad Czerniak i mam nadzieję, że chociaż oni powalczą o finał. Ja zawiodłem samego siebie - podkreślił rekordzista Polski na 200 metrów stylem grzbietowym (1:54,24).

Grzegorz Wojnarowski z Rio de Janeiro

Źródło artykułu: