Wielka afera z pływakami z USA. Zamiast napadu było picie i niszczenie łazienki

Ryan Lochte antybohaterem ekipy USA. Sześciokrotny mistrz olimpijski razem z trójką kolegów wcale nie został napadnięty w Rio. Pływacy całą feralną noc imprezowali, a wracając do wioski olimpijskiej dopuścili się serii aktów wandalizmu.

Daniel Ludwiński
Daniel Ludwiński
Ryan Lochte AFP / Odd Andersen / AFP / Na zdjęciu: Ryan Lochte

32-letni Ryan Lochte to jedna z największych gwiazd pływania - w jego dorobku jest łącznie aż dwanaście medali olimpijskich. W Rio de Janeiro głośno było nie tylko o jego wynikach sportowych, ale o historii opowiedzianej przez niego mediom. Lochte mówił dziennikarzom, że jego taksówka została zatrzymana przez nieznanych sprawców gdy z trójką kolegów z kadry - Jackiem Congerem, Gunnarem Bentzem i Jamesem Feigenem - wracał nocą do wioski olimpijskiej. Pływacy mieli być okradzeni, a jeden z napastników przykładał do głowy Lochtego pistolet.

Policja na wieść o bulwersujących zdarzeniach przesłuchała pływaków, ale już wtedy przekonano się, że w ich zeznaniach mało co jest wspólne. Gdy na nagraniu z wioski olimpijskiej okazało się, że cała czwórka ma i portfele i zegarki, które miały paść łupem złodziei, funkcjonariusze zaczęli podejrzewać, iż cała historia jest zmyślona.

Od piątku wszystko jest już jasne. Lochte z kolegami imprezowali całą noc razem z dwiema Brazylijkami. O godzinie, o której miało dojść do napadu, wrzucali na Snapchat zdjęcia z imprezy, które utrwalili kibice. Po opuszczeniu dyskoteki pływacy pieszo, a nie taksówką, wracali do wioski olimpijskiej. Po drodze zajrzeli na stację benzynową, gdzie zdemolowali łazienkę - zniszczyli drzwi, dozownik z mydłem oraz stłukli lustro.

Pracownicy ochrony stacji zdecydowali się wezwać policję, gdyż pływacy chcieli uciekać. Jeden z ochroniarzy wyjął nawet broń i być może ten właśnie moment pijany Lochte zapisał w swojej pamięci jako rzekomy napad. Ostatecznie przed przyjazdem policji pływacy zapłacili za dokonane zniszczenia i mogli się oddalić. Kamery ulicznego monitoringu zarejestrowały jeszcze, że olimpijczycy załatwili swoje potrzeby fizjologiczne na ściany okolicznych budynków i wreszcie dotarli do wioski olimpijskiej, już o siódmej rano.

Policja w Rio de Janeiro oficjalnie potwierdziła, że cała historia napadu na pływaków jest zmyślona i takiego zdarzenia nie było. Za złożenie fałszywych zeznań w Brazylii grozi do trzech lat więzienia. O ile Lochte opuścił Brazylię jeszcze przed zmianą torów śledztwa, o tyle Bentz, Conger i Feigen nie zdążyli odlecieć do USA - policja zatrzymała ich paszporty wyprowadzając dwóch z nich z pokładu samolotu. Po długich negocjacjach Feigen otrzymał paszport z powrotem dopiero po wpłaceniu kaucji wynoszącej 10 800 dolarów i niedługo będzie mógł wrócić do domu.

Dwaj pozostali odlecieli do ojczyzny już w nocy z czwartku na piątek polskiego czasu - na lotnisku mieli kamienne miny i nie patrzyli w obiektywy niezliczonych aparatów fotograficznych dokumentujących odlot skandalistów. Brazylijscy kibice, licznie zebrani na lotnisku, kpili z pływaków i nie szczędzili im ostrych komentarzy.

Działacze Amerykańskiego Komitetu Olimpijskiego oficjalnie przeprosili całą Brazylię za oskarżenia niesłusznie rzucone na ten kraj. Zapewniono, że wszystkich pływaków czekają kary dyscyplinarne. - Ich zachowanie nie godzi się z tym, czego oczekuje się od członków reprezentacji USA - napisano w komunikacie.

ZOBACZ WIDEO "Halo, tu Rio": mozaika różnorodności (źródło TVP)
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×