Z 19-letnim dyskobolem ze Szprotawy rozmawialiśmy o udanym starcie w MŚJ oraz o planach na przyszłość.
Adam Zasimowicz: Na mistrzostwa świata juniorów w Barcelonie jechałeś jako główny faworyt, mając na swoim koncie trzy najlepsze tegoroczne rezultaty. Srebrny medal jest dla ciebie sukcesem czy porażką?
Wojciech Praczyk: Chciałem zdobyć tam medal. Nie zależało mi tak bardzo na wygranej. Ale jestem bardzo zadowolony z tego wyniku.
Przed MŚJ ustanowiłeś swój rekord życiowy wynikiem 64,22. Chciałeś pobić ten wynik w Barcelonie?
- Miałem nadzieję na pobicie tego wyniku, ponieważ przed zawodami, gdy byłem na obozie rzucałem po 65-66 metrów (dysk 1,75 kg, seniorzy rzucają 2-kilowym dyskiem). To mnie tak trochę upewniało. Ale jak wszedłem na eliminacje do tego koła, to wiedziałem, że się to jednak nie uda.
Myślisz, że w Barcelonie zjadła cię trochę presja lub stres?
- Nie wiem, ale po eliminacjach bardzo się upewniłem w swoich umiejętnościach. Możliwe, że był to stres lub presja. Podczas finału nie miałem tak za bardzo sił. Byłem strasznie ospały i nie mogłem się pobudzić - nie wiem dlaczego.
Polacy w Barcelonie zdobyli tylko trzy medale, więc twój sukces jest jeszcze większy.
- Zwykle na mistrzostwach świata juniorów polscy lekkoatleci zdobywają mało medali. A już tym bardziej w biegach, gdzie startują Jamajczycy i inni.
MŚJ to twój ostatni start jako junior, czy jeszcze będziesz występował w tej kategorii wiekowej?
- Jeszcze będą startował, ale wcześniej muszę wyleczyć kolano. Mam 10 dni rehabilitacji kolana, a jeśli to nie pomoże, czeka mnie operacja łąkotki. Mam jeszcze jeden start pewny jako junior.
Reprezentujesz klub Uczniak Szprotawa, z 12-tysięcznego miasta. Z pewnością nie obyło się bez nagród ze strony miasta?
- Nie wiem, co powiedzieć, bo praktycznie za każdym razem po jakimś sukcesie dostawałem książkę, także czuję mały niedosyt.
Dlaczego zdecydowałeś się na uprawianie rzutu dyskiem?
- Nie chciałem już dłużej chodzić do szkoły muzycznej - męczyło mnie to. Miałem za dużo wolnego czasu. Byłem przyzwyczajony do robienia czegoś no i postanowiłem spróbować się w jakimś sporcie. Trenowałem siatkówkę, koszykówkę, piłkę nożną. Następnie poszedłem do trenera Zygmunta Szwarca - tak się jakoś zaczęło. Chciałem biegać, ale wyszło, że będę rzucał.
Rzut dyskiem w Szprotawie to nie przypadek.
- Był już tutaj dobry zawodnik - Kamil Grzegorczyk, który osiągał dobre wyniki jako junior i junior młodszy.
Zająłeś w tym sezonie czwarte miejsce w seniorskich mistrzostwach Polski. Ich zwycięzca - Piotr Małachowski ma potężniejszą posturę od Ciebie. Jakie widzisz swoje mocne strony, a co jeszcze musisz poprawić?
- Na pewno muszę nadrobić trochę szybkości, nabrać masy - ok. 20 kg (aktualnie 100 kg) więcej i nie utracić tej gibkości, którą mam. Wszystko powoli, małymi krokami i żeby nie załapać żadnej poważnej kontuzji i powinno być dobrze.
Po wakacjach opuszczasz Szprotawę. Co dalej z twoją karierą?
- Wyjeżdżam na studia do Wrocławia - dostałem się na Uniwersytet Przyrodniczy na ekonomię. Będą trenował tam z Czesławem Kotwicą, który miał już kilku dobrych zawodników. Trenował m.in. Wiolettę Potępę. Trenowałem z nią na kilku obozach.
Co chciałbyś osiągnąć w rzucie dyskiem?
- Za rok chciałbym pojechać na mistrzostwa Europy młodzieżowców. A największym marzeniem jest oczywiście wyjazd na igrzyska i zdobycie medalu, nawet już za cztery lata w Rio de Janeiro.
Uważasz, że Piotr Małachowski jest w stanie zdobyć medal w Londynie?
- Po tym co widziałem na treningach, to wydaje mi się, że zdobędzie medal.
W tym roku pobiłeś dwa razy swój rekord (58,49) w rzucie dyskiem 2-kilowym (takim rzucają seniorzy). Jaki wynik satysfakcjonowałby Cię w przyszłym roku?
- Chciałbym rzucić 60-61 metrów i ustabilizować to. Chciałbym małymi kroczkami osiągać z roku na rok coraz lepsze wyniki, tak by wiek młodzieżowca kończyć rezultatami 65-66 m. To by mnie satysfakcjonowało.