Od pierwszych minut tego spotkania widać było większe obycie na parkietach międzynarodowych zespołu amerykańskiego. Skoncentrowani grali swoje i nie wpadali w popłoch po pojedynczych błędach. Belgowie natomiast grali z wielkim zapałem, zwłaszcza w obronie, ale znacznie bardziej nerwowo (5:8). Obie strony mocno zagrywały, ale to podopieczni trenera Johna Sperawa skuteczniej radzili sobie w piłkach sytuacyjnych, stawiali też bardzo szczelny potrójny blok. Po drugiej przerwie technicznej trener Dominique Baeyens zdecydował się na podwójną zmianę i jego zawodnicy odrobili prawie całą stratę do przeciwnika (18:20). Po stronie belgijskiej bardzo dobrze radził sobie w ataku i w zagrywce ograny w lidze włoskiej Sam Deroo, a po stronie amerykańskiej znany polskim kibicom Garrett Muagututia. Mimo bardzo trudnego serwisu Belgów Amerykanie wygrali pierwszego seta, bo umieli skutecznie rozwiązywać sytuacje po złym przyjęciu (21:25).
[ad=rectangle]
Na drugiego seta obie drużyny wyszły bardzo zmobilizowane i walka toczyła się punkt za punkt. Ale przy nietypowej zagrywce Franka Depestele Czerwone Smoki zaczęły fantastycznie grać blokiem i dzięki temu odskoczyli przeciwnikowi (10:6). W tej sytuacji trener Speraw zdecydował się na zmianę rozgrywającego i na boisku pojawił się Kawika Shoji. Niewiele to pomogło, bo posypało się przyjęcie w zespole amerykańskim (16:10). Nowy rozgrywający zaczął grać więcej Taylorem Sanderem, ale obciążony przyjmowaniem trudnej belgijskiej zagrywki młody utalentowany przyjmujący też zaczął zawodzić (21:15). Rozpędzeni podopieczni trenera Baeyensa grali coraz lepiej i wygrali drugiego seta z dużą przewagą. Zakończył go Matthew Anderson atakując w aut (25:17).
Amerykanie wyszli na trzecią odsłonę bardzo zdeterminowani, żeby nie oddać już przeciwnikowi nic więcej. Micah Christensonowi dobrze zrobiła chwila w kwadracie, do tego na przyjęciu Antonio Ciarelli zmienił Muagututię (2:8). Atakujący Anderson postanowił, jak na lidera przystało, wziąć na siebie ciężar gry i rozbijał Belgów swoimi serwisami (3:11). Ale Czerwone Smoki, jak doświadczony bokser, przyjęli nawałnicę ciosów i potem zaczęli się odgryzać, głównie dzięki dobrej grze nowego na boisku Matthijsa Verhannemana (12:19). Do tego Depestele dołożył swoją dobrą zagrywkę (16:21). Ale radość Belgów trwała krótko, bo Amerykanie odpowiedzieli tym samym i łatwo zakończyli tego seta (16:25).
Czwarta odsłona spotkania zaczęła się od dość wyrównanej walki między zespołami, Belgowie się nie poddali, a prym w ataku wiódł Gert van Walle. Podopieczni trenera Sperawa zaskoczeni presją ze strony Smoków zaczęli się mylić (10:6). Przewaga Belgów się utrzymywała, a ich dobra gra i duża determinacja zbiły z tropu zwycięzców Ligi Światowej, którzy popełniali coraz więcej błędów (19:14). Ich gra w ataku wyglądała coraz gorzej, albo bezpośrednio w aut albo blokowani (22:18). Na boisku pojawił Carson Clark i zmienił zupełnie bezradnego Andersona, ale to nie pomogło. Belgowie doprowadzili do tie breaka (25:21).
Decydujący set rozpoczął się od bardzo zaciętej walki pomiędzy zmobilizowanymi zespołami (4:4). W zespole zza oceanu wrócił Anderson, ale prym wiódł młodziutki Sander, którego fantastyczne ataki w kontrach dały sporą przewagę przy zmianie stron (4:8). Choć grający o wiele mniej pewnie niż w LŚ, to jednak nadal bardziej doświadczony, zespół amerykański tej przewagi nie dał już sobie odebrać (11:15).
Belgia - USA 2:3 (21:25, 25:17, 16:25, 25:21, 11:15)
Belgia: Van den Dries, Deroo, Depestele, Klinkenberg, Verhees, Van de Voorde, Derkonigen (libero) oraz Van Walle, Valkiers, Cooleman, Verhanneman
USA: Anderson, Sander, Lee, Christenson, Holt, Muagututia, Shoji (libero) oraz Shoji, Ciarelli, Clark