Nasi reprezentanci od mocnego uderzenia rozpoczęli światowy czempionat i rozbili wręcz Serbów w trzech setach. Gracze z Bałkanów w żadnej z partii nie potrafili przekroczyć granicy dwudziestu punktów. Gra ekipy Stephana Antigi wprawiła w zachwyt ogromną rzeszę kibiców zgromadzoną na Stadionie Narodowym w Warszawie. - Na pewno są tacy ludzie w naszym kraju, którzy mogą się do czegoś przyczepić i znaleźć coś złego w naszej grze w tym meczu. Można powiedzieć, że to bardzo duża niespodzianka, bo oczywiście większość z kibiców wierzyła w to, że wygramy, ale że zwyciężymy tak pewnie i Serbia nie zdobędzie nawet dwudziestu punktów w secie, to wątpię, że ktoś tak obstawiał. To cieszy, że zespół wytrzymał psychicznie i sportowo. Było widać, że Serbowie nie udźwignęli presji i perspektywy gry na Stadionie Narodowym przy takiej ilości kibiców. Potrafiliśmy wykorzystać i szacunek dla chłopaków i trenerów, bo praktycznie graliśmy bezbłędnie w każdym elemencie. Ktoś może mieć zarzucenia, że kilku kontr nie wykorzystaliśmy, ale życzyłbym sobie, by tak było w każdym meczu - mówi w rozmowie ze SportoweFakty.pl były selekcjoner reprezentacji, Waldemar Wspaniały.
[ad=rectangle]
Wielu kibiców obawiało się, jak z presją poradzą sobie młodzi zawodnicy, których nie brakuje w składzie naszej drużyny i przede wszystkim sztab szkoleniowy na czele ze Stephanem Antigą, który debiutuje w roli selekcjonera w imprezie takiej rangi. Okazuje się, że obawy były bezpodstawne. - To był na pewno najlepszy mecz naszej reprezentacji w tym sezonie pod każdym względem. Wszyscy zdali ten egzamin. Młodzi zawodnicy się sprawdzili i tylko się cieszyć, że stało się to przy takiej ilości kibiców i na takim obiekcie. Przede wszystkim chodzi jednak o punkty. Mamy zwycięstwo za trzy punkty, a w przypadku awansu, bo w awans naszej reprezentacji do drugiej fazy nie wątpię, a gdy awansują Serbowie, to mamy już trzy punkty przewagi nad nimi - zauważa Wspaniały.
Do historii przejdzie nie tylko efektowny triumf Polaków, ale i samo miejsce, gdzie rozegrano mecz otwarcia. Stadion Narodowy nie jest bowiem obiektem, który dotąd kojarzył się z siatkówką. Dzięki staraniom organizatorów warszawski kolos przystosowano do wymagań siatkarskich, a ponad 60 tysięcy kibiców, którzy po brzegi wypełnili trybuny, zgotowało nieprawdopodobną atmosferę. - Faktycznie czynione są starania, by siatkówka była jeszcze bardziej popularna i mogła ją oglądać większa ilość kibiców. W różnych warunkach, nie tylko halowych, kiedy są one stabilne dla wszystkich zawodników. Teraz też były jednakowe, ale czasem zdarzył się podmuch wiatru, o czym wspominali nasi zawodnicy, a tego na hali nie uświadczymy. To stwarza dodatkowe trudności. A z drugiej strony, jeśli zawodnik jest dobrze wyszkolony technicznie, to poradzi sobie w każdych warunkach. Miałem akurat pecha, bo nie mogłem uczestniczyć w tym wydarzeniu. Dopadły mnie problemy zdrowotne i musiałem obejrzeć mecz w telewizji. Było mi bardzo przykro, bo byłem na tym obiekcie w czwartek i piątek zobaczyć, jak to wygląda. Kilkunastu dzieciaków ze szkółek, których jestem szefem przyjechało akurat do Warszawy, ale niestety nie mogłem na żywo zobaczyć meczu. Może doczekam jeszcze czegoś podobnego - mówi z goryczą w głosie były selekcjoner.
Wspaniały uważa, że dzięki meczu otwarcia w Warszawie wytyczamy kolejne standardy, a przykład z nas powinni brać inne kraje. - To jest dobra droga dla rozwoju siatkówki, choć musimy zdawać sobie sprawę, że w skali światowej siatkówka nie jest tak popularna, jak u nas. Jest kilka krajów, gdzie to znaczący sport, choć mamy 220 federacji. To najwięcej ze wszystkich dyscyplin drużynowych, ale to wciąż nie jest piłka nożna i nigdy nią nie będzie. Mamy jednak szanse wyprzedzić pozostałe dyscypliny, bo jeśli chodzi o wyniki sportowe, to jest to sport przodujący, bo najwięcej medali na mistrzostwach zdobywali właśnie siatkarze. To na pewno jakaś droga, którą należy podążać. Mamy szczęście, że dysponujemy Stadionem Narodowym, gdzie możemy zamknąć dach. Nasza aura jest kapryśna i różnie może być. Takich stadionów, gdzie może wejść 60 tysięcy kibiców i mamy zamykany dach jest niewiele. Chyba tylko w Gelsenkirchen i Cardiff. Rozgrywanie spotkań pod gołym niebem jest ryzykowne, bo jak zacznie padać deszcz, to mamy problem. Sam byłem sceptycznie nastawiony do tego pomysłu na początku i miałem pewne wątpliwości, ale wszystko wypaliło. Jesteśmy pewnymi pionierami, bo kiedyś był co prawda rozgrywany mecz na Maracanie pomiędzy Brazylią, a Rosją. Było to dawno temu i był to tylko mecz towarzyski. Tutaj był jednak rozgrywany mecz mistrzostw świata i zobaczymy czy inne kraje pójdą w tym kierunku - podkreśla twórca potęgi legendarnego Mostostalu Azoty Kędzierzyn-Koźle.
We wtorek biało-czerwoni w drugim spotkaniu turnieju zmierzą się z Australią. Dwa lata temu Kangury sprawiły nam psikusa, wygrywając z kadrą Andrei Anastasiego na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie. Zdaniem Wspaniałego, nie należy przykładać do tego większej wagi. - Myślę, że wszyscy powinni przestać mówić i pisać o tym, co było dwa lata temu. To były inne warunki i inny czas. Była to rzeczywiście niespodzianka. Australijczycy udowodnili, że są coraz lepszym zespołem. Grali w Final Six Ligi Światowej, a o przepustkę do tego turnieju wygrali z Francją. Nie ma mowy o lekceważeniu tej drużyny. Po prostu trzeba się skoncentrować i znając naszych zawodników, bo z kilkoma miałem okazję pracować, to jestem przekonany, ze myślą o tym, co będzie we wtorek, a nie o Igrzyskach Olimpijskich z Londynu. Niespodzianki się zdarzają, choć okazuje się, że to nie była taka wielka sensacja, bo Australia w tym roku udowodniła, że krok po kroku zbliża się do czołówki światowej tak, jak chociażby Iran - puentuje Waldemar Wspaniały.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)