MŚ, gr. E: Jankesi wracają do wielkiej gry - zapowiedź meczu Serbia - USA

W pierwszym czwartkowym meczu w Łodzi naprzeciw siebie staną zespoły, które znakomicie rozpoczęły rywalizację w drugiej fazie mistrzostw świata.

W tym artykule dowiesz się o:

W znacznie gorszych nastrojach grę po dwóch dniach odpoczynku wznawiali Amerykanie, którzy do kolejnej rundy mundialu zabrali ze sobą zaledwie cztery punkty. Porażka w środę z Polską mogła więc zamknąć im drogę do awansu. - Myślę, że nasza sytuacja w grupie i ryzyko odpadnięcia z gry sprawiła, że graliśmy z dużą zaciętością, szczególnie w obronie i bloku. Ciągle mamy rezerwy w zagrywce - wyjaśniał po wygranym 3:1 spotkaniu z gospodarzem turnieju kapitan reprezentacji Stanów Zjednoczonych David Lee. [ad=rectangle]
Podopieczni Johna Sperawa z nożem na gardle zagrali jednak bardzo dobrze. Nie mając nic do stracenia dużo ryzykowali, przez co z jednej strony oddali rywalom po błędach własnych aż 36 punktów, ale z drugiej potrafili przejąć kontrolę nad wydarzeniami na boisku i doprowadzić mecz do szczęśliwego dla siebie końca. Bohaterami zespołu z Ameryki Północnej byli tego dnia: Matthew Anderson (21 punktów) i Taylor Sander (23). Warto jednak wspomnieć, że otrzymali oni odpowiednie wsparcie od reszty drużyny drużyny. Duet środkowych Lee - Maxwell Holt mógł pochwalić się łącznie zdobyczą 26 oczek.

Jakby tego było mało, amerykański zespół w rywalizacji z Polską udowodnił, że potrafi nie tylko mocno atakować, ale też znakomicie bronić. Drużyna z USA w środę aż 63 razy podbijała zbicia biało-czerwonych.

Wszystko wskazuje więc na to, że Amerykanom dwa dni wystarczyły, by zapomnieć o niezbyt udanej pierwszej fazie mistrzostw, dlatego ich najbliższy rywal musi mieć się na baczności. - Drużyny Polski i Serbii są bardzo różne, obie dobrze spisują się w bloku i obronie, ale zagrywka i styl gry są zupełnie inne - przyznał Lee. Czy ta "inność" Serbów pozwoli im zaskoczyć czwartkowego rywala?

Aleksandar Atanasijevic Atlas Arenę zna doskonale z czasu występów w PGE Skrze Bełchatów. Czy w czwartek obiekt ten ponownie będzie dla niego szczęśliwy?
Aleksandar Atanasijevic Atlas Arenę zna doskonale z czasu występów w PGE Skrze Bełchatów. Czy w czwartek obiekt ten ponownie będzie dla niego szczęśliwy?

Zespół Igora Kolakovicia w grupie A mundialu wykonał to, co do niego należało, czyli odprawił z kwitkiem wszystkich niżej notowanych rywali. Przegrał jedynie na otwarcie z gospodarzami. Stratę do biało-czerwonych odrobił jednak już na starcie kolejnej fazy mistrzostw, pokonując w trzech setach reprezentację Włoch. - Kluczowe było wyeliminowanie błędów własnych - zaznaczył po ostatnim meczu Dragan Stanković.

Nie dziwi, oczywiście, że liderem Serbii w starciu z Italią był Aleksandar Atanasijević, który zdobył w tym spotkaniu 18 punktów. Mocnym oparciem był dla niego na pewno Nikola Kovacević (12) oraz obaj środkowi. Podobnie więc jak w przypadku reprezentacji Stanów Zjednoczonych, ciężar gry rozkłada się w ekipie brązowego medalisty ostatnich mistrzostw Europy bardzo równomiernie.

W pierwszym czwartkowym meczu w Atlas Arenie trudno wskazać faworyta. Serbia ma w tabeli grupy E 9 punktów i plasuje się na trzeciej lokacie. Amerykanie znajdują się dwa miejsca niżej z 7 oczkami na koncie. Spotkanie pomiędzy tymi drużynami zapowiada się przede wszystkim jako pojedynek strzelecki Atanasijevicia i Andersona, ale również rywalizacja zbalansowanych, wyrównanych zespołów, które w najlepszej dyspozycji mogą wygrać z każdym. Kto tym razem będzie górą?

Serbia - USA / Łódź, 11.09.2014 r., godz. 16:30

Komentarze (0)