Punktów wspólnych pomiędzy tymi meczami jest bardzo dużo. Pierwszym są oczywiście rywale. W obu tych spotkaniach naprzeciwko naszych orłów staje drużyna prowadzona przez Johna Sperawa.
Drugim jest miejsce, gdzie mecze się odbywały/odbędą. Oba te półfinały zapiszą się na kartach historii jako spotkania rozgrywane na włoskiej ziemi. Półfinał światowego czempionatu odbył się w Turynie, zaś ten Ligi Narodów obejrzą kibice w Bolonii.
Trzeci, być może nawet najważniejszy punkt wspólny to etap, na którym oba zespoły się spotykają. Półfinały mają to do siebie, że prawdopodobnie są najważniejszymi meczami fazy pucharowej. Wygrywając, jesteś pewny medalu, przegrywasz = możesz wrócić z niczym.
ZOBACZ WIDEO: To był prawdziwy horror! #PODSIATKĄ odcinek #11
Wyjściowe szóstki
Jak to było w 2018 roku? Polska wyszła na mecz prowadzona przez Vitala Heynena. Belg wystawił taką szóstkę: Fabian Drzyzga, Piotr Nowakowski, Bartosz Kurek, Artur Szalpuk, Michał Kubiak, Mateusz Bieniek – Paweł Zatorski (libero).
Z tej ekipy w sobotę na parkiecie możemy zobaczyć zaledwie trzech siatkarzy. Mowa oczywiście o Bartoszu Kurku, Mateuszu Bieńku oraz Pawle Zatorskim. Wówczas z ławki na boisko wszedł także Aleksander Śliwka, dzięki któremu być może wygraliśmy to spotkanie. Duże problemy miał bowiem Artur Szalpuk, który rozgrywał zdecydowanie najgorszy mecz w swoim wykonaniu na tym turnieju.
Z kolei USA na boisko wyszło w zestawieniu: Matthew Anderson, Aaron Russell, Taylor Sander, Micah Christenson, Maxwell Holt, David Smith – Erik Shoji (libero), z ławki zespół głównie zagrywką wspierał Daniel McDonnell.
Z tego składu w sobotę również możemy zobaczyć czterech zawodników. Największą stratą z pewnością jest nieobecność Matthew Andersona. Wymiana tego atakującego na Kyle'a Ensinga jest dużą utratą jakości, choć nie zdziwię się, jeśli te słowa zemszczą się w sobotę.
Cztery sety nie dały rozstrzygnięcia
Przed rozpoczęciem meczu trener Waldemar Wspaniały uważał, że to USA jest faworytem. [WIĘCEJ TUTAJ] Pięknie jest się mylić, akurat w takich sytuacjach. Nikt przed turniejem nie stawiał Polaków w roli kandydatów do medali, a jednak to nasze orły pofrunęły najwyżej, a na swoich skrzydłach niósł ich Bartosz Kurek.
Do stanu 8:7 dla Polski w pierwszym secie wszystko wydawało się być sprawą absolutnie otwartą. Wówczas jednak zaczęli mylić się Amerykanie, a na zagrywce doskonale spisywał się Fabian Drzyzga, który zaliczył dwa asy na sześć zagrywek. Pojedynczym blokiem popisał się także Bartosz Kurek.
Taka gra dała naszym siatkarzom duży bufor bezpieczeństwa przy stanie 14:7 na naszą korzyść. Wystarczyło kontrolować tego seta i unikać, jak ognia, błędów własnych. Wbrew pozorom spokojnie nie było, ale udało się wygrać pierwszą partię z trzypunktową przewagą.
Drugi set do stanu po 17, to typowa gra punkt za punkt z chwilowymi wzlotami obu drużyn. Od tego momentu jednak lepiej wyglądali Amerykanie, którzy zostali postawieni pod ścianą po pierwszym secie.
Po naszej stronie gigantyczne problemy miał Artur Szalpuk, który nie potrafił się w tym meczu rozwinąć w elemencie ataku. Dodatkowo na wyższy poziom weszli także Aaron Russell oraz Taylor Sander. Amerykanie doprowadzili do remisu 1:1 pokonując nas do 20 w drugim secie.
W tym momencie śmiało można by rzucić wyświechtanym powiedzeniem "mecz zaczął się od nowa". Tak w istocie było, choć w lepszej sytuacji psychologicznej znajdowali się Amerykanie.
Od początku to "Jankesi" byli na przodzie w tym secie. Dla Polski była to jednak niezwykle ważna partia. Na boisko wszedł bowiem Aleksander Śliwka, który w dalszej perspektywie był absolutnie kluczowy.
W trzecim secie nie dał jednak rady odmienić oblicza tej partii. Amerykanie od stanu 10:9 zdobyli pięć punktów, my żadnego. Podopieczni Sperawa odjechali nam na tyle daleko, że nawet dogonienie ich przy stanie 22:22 nie dało nam końcowego sukcesu. Ostatecznie po wielkiej walce przegraliśmy 23:25. Teraz to podopieczni Heynena byli pod bardzo wysoką ścianą.
Na czwartego seta wyszliśmy już ze zdecydowanie innym - bardziej ofensywnym nastawieniem. Od początku to Polska dzieliła i rządziła na boisku, a to przełożyło się na dosyć bezpieczne pięciopunktowe prowadzenie na końcu partii. Doprowadziliśmy do tie-breaka!
Co to był za tie-break!
"Gramy, jak na treningu, a przecież walczymy o finał mistrzostw świata" - powiedział w pewnym momencie komentujący to spotkanie na antenach Polsatu Sport, Tomasz Swędrowski.
W istocie tak było, ale do stanu 6:1 dla Polski. Po naszej stronie działało wszystko. Doskonale funkcjonowała ponownie zagrywka Fabiana Drzyzgi, na środku na swojego vis-a-vis czekał Piotr Nowakowski, a Amerykanom trzęsły się ręce.
Mimo tej dużej, jak na tie-breaka, przewagi oraz licznych błędach naszych rywali pozwoliliśmy im wrócić do tego meczu. W pewnym momencie z naszych pięciu punktów przewagi zrobiły się zaledwie dwa.
Co ważniejsze, to była już końcówka meczu. Wynik 11:9 dawał nadzieję zarówno Polakom, jak i "Jankesom". Na całe szczęście w końcówce seta to podopieczni Heynena mieli chłodniejsze głowy i ostatecznie kiwka Michała Kubiaka w środek zakończyła to niesamowite, prawie trzygodzinne spotkanie.
Skoro zaczęliśmy od komentatorów, to tym też zakończmy to wspomnienie. "Jesteśmy w finale mistrzostw świata!" - krzyknęli zgodnie po ostatnim punkcie Tomasz Swędrowski i Wojciech Drzyzga.
Rafał Sierhej, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz też:
Horror polskich siatkarzy! Kamil Semeniuk przejmuje internet
Liga Narodów. Holendrzy postraszyli faworyzowanych Włochów
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)