[b]
Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: Po czwartkowym meczu wszyscy zastanawiali się Fornal czy Śliwka, a w piątek pan wystawił obu. A tak poważnie, dlaczego trener zdecydował się postawić na Fornala, Kłosa i Popiwczaka przeciwko Argentynie?
[/b]
Nikola Grbić, trener reprezentacji Polski: To jedna z ostatnich okazji, by wszyscy zawodnicy poczuli boisko. W sobotę też będziemy trochę zmieniać. To ważne, by każdy miał szansę się zaprezentować, a także by ci, co grali więcej, nie mieli trzech meczów w trzy dni. To normalne, że w takich sytuacjach trochę się rotuje składem.
Co się w piątek rzuciło w oczy, to zdecydowanie lepsza obrona. Jakub Popiwczak i Tomasz Fornal wiele pozytywnego wnieśli w tym elemencie.
To był niezły mecz w naszym wykonaniu. Zwłaszcza, gdy w pierwszym secie przez niemal cały czas goniliśmy rezultat. Byliśmy w stanie wrócić i zwyciężyć całkiem łatwo. Gdy się popatrzy na wynik, to można dojść do innego wniosku, ale przegrywaliśmy 20:21, a potem wróciliśmy. Było sporo pozytywnych i negatywnych rzeczy. Musimy pracować, to proces i próbujemy stawać się coraz lepsi.
ZOBACZ WIDEO: To dlatego upadł transfer Górnika Zabrze. Cena nagle mocno podskoczyła
Co zaliczyłby trener do tych negatywnych, bo w czwartek to było przyjęcie?
W piątek przyjęcie nie było super złe. Mieliśmy trochę kłopotów w ataku, ale muszę jeszcze przeanalizować czy to kwestia np. wystawy piłek, czy można było zastosować lepsze rozwiązania. Zdobywaliśmy punkty przy naszej zagrywce, dotykaliśmy piłki blokiem, sporo broniliśmy, tworzyliśmy wiele okazji.
Jakub Kochanowski w czwartek powiedział dziennikarzom, że nie miał żadnych kłopotów z adaptacją do ponownej pracy z panem, bo metody są niemal takie same. (więcej TUTAJ)
Bo to prawda. Taki jest mój sposób pracy, podejścia do różnych rzeczy. W systemie, organizacji gry można zmieniać trochę, można zaaplikować nowe rzeczy, które w tej grupie akurat będą działać, a w innych niekoniecznie. Trzeba wiedzieć po prostu, z kim się trenuje. Grupa jest wspaniała i bardzo się cieszę, że pracuję z nimi. I nie mówię tu tylko o siatkarzach, ale również o sztabie.
To po prostu siatkówka i widzę rzeczy w pewien sposób. Staram się, żeby to było bardziej efektywne, coś proponuje na treningach i widzę, jak pomału modyfikuję rzeczy. Według mnie to najlepsza droga do rozwoju.
Czy w takim razie jest pan stabilnym trenerem od początku kariery w swoich metodach?
Nie, zdecydowanie. Na początku robiłem takie rzeczy, że teraz łapię się za głowę i pytam „Jak mogłem tak zrobić?”. Wtedy wydawało się, że postępuję odpowiednio. Na końcu wyniki nie były takie złe, bo jak wierzysz i twoje intencje są pozytywne, to na koniec znajdzie się jakiś sposób na modyfikację.
I ja zmieniłem bardzo dużo. Znalazłem swój system, podejście, metodologię. Wiem, na czym się skupić, mam świadomość tego, że niektóre rzeczy, na które naciskałem, by robić w pewien sposób na początku mojej trenerskiej kariery, teraz już nie są ważne. Nie można być zamkniętym, to nigdy nie jest skończony produkt. Trzeba modyfikować, adaptować się do siatkówki, jaką się gra. Wiele razy gracze sami proponują nowe rzeczy pod względem taktycznym czy technicznym.
Zmienia pan swoje podejście, bo przez niecałą dekadę, od początku gdy pan jest trenerem, siatkówka też się zmieniła?
Ja się zmieniłem, bo się uczyłem, co jest dobre dla mnie, dla drużyny. Modyfikowałem rzeczy w sposób, które są autentyczne dla mnie. To mój styl, taki mam charakter. To są wartości, które są ważne dla mnie: autentyczność. Staram się być szczery w swoich metodach i myślę, że można to zobaczyć z zewnątrz. Zawsze będą ludzie: kibice, dziennikarze, prezesi, którzy mogą nie lubić twojego stylu pracy.
Według mnie jednak praca w zgodzie ze sobą jest czymś najważniejszym. Trzeba pozostawać autentycznym bez względu na rezultat. Kiedy się przegra to się nauczy z tej porażki i wtedy pozmienia rzeczy. Takie podejście według mnie jest najlepsze.
Był jakiś szczególny okres w karierze, w którym trener ustabilizował się w kwestii metod?
Metody, jakie stosowałem w Weronie, kadrze Serbii były bardzo podobne do tego, co aplikowałem w ZAKSIE. Kwestia jest taka, że te rzeczy były perfekcyjne dla tego klubu i grupy siatkarzy. Ufali mi, wierzyli w rzeczy, które proponowałem i razem rośliśmy. Kiedy osiąga się rezultaty, to przy pracy z inną grupą ci nowi będą słuchali cię bardziej. Wtedy rezultat mówi za ciebie.
Nie było jednak jednego szczególnego momentu. Seria złych wyników, również tego, że byłem zwolniony trzy razy, to rzeczy, które sprawiają, że trochę się zmieniasz. Nie z racji tego, co robisz, bo nie miałem szczególnych przewinień w Weronie i nie zmieniłem się dużo od tego czasu. Zmieniłem się od środka. Owszem, początek był ciężki po zwolnieniach, a później uświadomiłem sobie. "Jeśli nie wierzycie w to, co robię i nie chcecie mnie tu, to wasza strata. Nie ma problemu. Pójdę do miejsca, w którym ludzie będą mnie rozumieć i znajdę klub czy kadrę, która doceni to, co mogę dać".
Spędził pan wiele czasu we Włoszech jako trener i jako gracz. Określiłby się pan jako przedstawiciel włoskiej szkoły trenerskiej, która niewiele zmienia?
We Włoszech kluby nie mają tyle pieniędzy, by kupić 12-14 zawodników. Masz siedmiu siatkarzy, którzy grają i tyle. Oczywiście, jeśli ktoś jest kontuzjowany to się zmienia. To, że włoscy trenerzy nie przeprowadzają tylu roszad to raczej konieczność niż włoski styl. Wiele się nauczyłem w Italii, od nich. To świetna szkoła i najtrudniejsza liga do pracy. Pozwoliła mi ona się rozwijać jako zawodnik i trener. Może mogę się uważać za przedstawiciela włoskiej szkoły.
Czytaj więcej:
Kochanowski zdradza maksymę Grbicia. Mówi, co napawa optymizmem
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)