Piękne słowa Nikoli Grbicia po półfinale z Brazylią. "Polska ma godnych następców swoich wielkich graczy"

- Jakkolwiek skończy się finał, już teraz mogę powiedzieć, że Polska ma godnych następców swoich wielkich siatkarzy - mówi po półfinale mistrzostw świata siatkarzy Polska - Brazylia (3:2) trener naszej drużyny Nikola Grbić.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Nikola Grbić PAP / Łukasz Gągulski / Na zdjęciu: Nikola Grbić
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Gdzie umieściłby pan półfinałowy mecz przeciwko Brazylii na skali intensywności?

Nikola Grbić, selekcjoner siatkarskiej reprezentacji Polski: Na samym szczycie tej skali. Po pierwszym secie trochę się martwiłem, nie dlatego, że graliśmy źle, tylko z powodu fantastycznej siatkówki, którą pokazali Brazylijczycy. W pierwszej partii mieliśmy mniej niż 40 procent skuteczności po pozytywnym przyjęciu, a tak niskiego wskaźnika nie mieliśmy w tej statystyce nigdy wcześniej. Nawet w spotkaniu ze Stanami Zjednoczonymi mieliśmy około 80 procent skuteczności. Trzymać nasz zespół na trzydziestu kilku procentach w ataku po dobrym przyjęciu - to niesamowite. Im się to udało, bo grali dobrze. Nie dlatego, że my robiliśmy coś nie tak. Dotykali każdego ataku, bronili jak szaleni i kapitalnie wyprowadzali kontry. Myślałem sobie: Wow! Jeśli utrzymają ten poziom, będziemy mieli problem.

Wystraszyli pana?

Nie. Tak jak mówiłem, byłem trochę zmartwiony. Po ich oczach i mowie ciała widziałem, że są pewni siebie. To się zmieniło po drugim secie, bo wróciliśmy na nasz dobry poziom, naciskaliśmy serwisem i byliśmy skuteczni w naszych pierwszych akcjach. Nie powiem, że drugą i trzecią partię wygraliśmy łatwo, ale w obu prowadziliśmy od samego początku. A czwarty set? Klasyka. Kiedy postawisz pod ścianą takie ekipy, jak USA, Francja czy Brazylia, ich reakcją będzie najlepsza siatkówka, jaką są w stanie grać.

ZOBACZ WIDEO: Zwycięski thriller! Kulisy ćwierćfinału z USA | #PodSiatką - vlog z kadry #27

Jak ważne było wejście na boisko Bruno Rezende, właśnie w czwartej partii?

Jeszcze przed meczem powiedziałem chłopakom: "Nie wiem kiedy, ale Bruno wejdzie do gry. Na sto procent". To w końcu jeden z najlepszych rozgrywających w historii siatkówki i nie mówię o nim tak dlatego, że ma ładną fryzurę. W takim położeniu, jak w sobotni wieczór, był milion razy. Zmienił układ kart na stole. Cachopa spisywał się bardzo dobrze, był trudny do przeczytania, nieprzewidywalny. Ale kiedy my zaczęliśmy grać swoją grę, było jasne, że nadchodzi czas Bruno.

Mówił pan o tym, co widział w oczach Brazylijczyków w trakcie spotkania. A co pan zobaczył w oczach swoich graczy przed tie-breakiem?

Skupienie. Jestem bardzo dumny z tych chłopaków, że cokolwiek nie dzieje się na boisku, są w stanie radzić sobie z presją i w kluczowych momentach dowodzą, że są skoncentrowani na swoich zadaniach. Gdy gramy tie-breaka w półfinale mistrzostw świata i remisujemy 12:12, oni są cierpliwi, nie podejmują niepotrzebnego ryzyka, ale kiedy przychodzi odpowiednia chwila, pokazują agresję. Tak jak zrobił to Aleksander Śliwka, gdy musiał skończyć piłkę na 13:12. Dlatego właśnie uważam, że jest stworzony do takich spotkań. Cieszy mnie jego występ. I nie tylko jego. Jakkolwiek skończy się finał, już teraz mogę powiedzieć, że Polska ma godnych następców swoich wielkich siatkarzy.

Według pana Śliwka i Bartosz Kurek to gracze stworzeni do spotkań o wielką stawkę. A co z Kamilem Semeniukiem?

A co mogę powiedzieć o chłopaku, który atakował 41 razy, wiele razy na podwójnym albo potrójnym bloku i miał 54-procentową skuteczność?

Wróćmy jeszcze do pierwszego seta. Był pan zirytowany, gdy przy wyniku 23:24 pańscy zawodnicy pokazali kapitalną akcję zakończoną skutecznym atakiem Śliwki, ale to Brazylia dostała punkt, bo Śliwka minimalnie dotknął plecami dolnej taśmy?

Musisz akceptować, że takie rzeczy się zdarzają. Myślę, że Brazylijczycy wzięli challenge, bo piłka po ataku Olka leciała naprawdę długo. W meczu z Amerykanami podobna akcja zakończyła się z korzyścią dla nas - Matt Anderson wybił piłkę po naszym bloku, ale zanim ona spadła, przekroczył linię środkową. Trzeba akceptować, że rywale od czasu do czasu mają trochę szczęścia. Przecież po ataku Lucarellego z pierwszej partii, który challenge'owaliśmy, piłka zahaczyła mniej niż milimetr o linię. Takie akcje mogą odmieniać losy meczów i decydować o zwycięstwie lub porażce. Czy byłbym złym trenerem, gdybym przegrał przez coś takiego? Czasami potrzebujesz szczęścia. Ja uważam, że w tym turnieju je mieliśmy. Pamiętajmy, że w spotkaniu przeciwko nam Micah Christenson grał z urazem. Teraz w czwartym secie z powodu kontuzji zszedł Lucarelli.

Jak bardzo uraz Lucarellego wpłynął na tie-breaka? Kiedy na boisko wszedł Bruno, to właśnie na nim oparł grę w ataku.

Oczywiście dużo. Lucarelli dobrze atakował, dobrze przyjmował. Robił to, co do niego należało. Nie będę ukrywał - jego nieobecność w tie-breaku nam pomogła. Mam do niego ogromny szacunek, bo do końca starał się pomóc zespołowi. Do końca wierzył, że jest w stanie to robić. Poświęcił swoje ego dla drużyny. Tak postępują wielcy gracze.

Po ćwierćfinale z USA powiedział pan, że był to mecz godny finału. Czego był godny półfinał Polska - USA?

To był nasz drugi finał, przed nami jeszcze jeden. Z kimkolwiek nie zagramy, będziemy musieli zagrać bardzo dobrą siatkówkę. Do meczu o złoto mistrzostw świata nikt nie wchodzi przez przypadek. Mam nadzieję, że pokażemy w nim taki poziom, jak w trzech ostatnich spotkaniach, że będziemy umieli wywrzeć presję na naszych rywalach.

Marcin Janusz powiedział, że to był jego najtrudniejszy mecz i z jednej strony chciałby świętować awans do finału, ale z drugiej strony wie, że powinien wstrzymać radość, bo kluczowy mecz jest w niedzielę.

Powiedziałem mu na koniec meczu, żeby się nie przejmował. Wiem, że w ćwierćfinale świetnie grał pierwszym tempem, ale przeciwko Brazylii trudno było to realizować, gdy ich blokujący skakali do każdej naszej próby ataku. Ich środkowi byli zawsze czujni i gotowi. Nawet jeśli Marcin uważa, że nie zagrał dobrze, to i tak wygraliśmy z jedną z najlepszych drużyn na świecie. To mu pomoże w budowaniu jego pewności siebie nie tylko na jutrzejszy finał, ale w ogóle na przyszłość.

Z pana doświadczenia jako byłego zawodnika - co się robi przed takimi meczami jak finał mistrzostw świata? Są jakieś sprawdzone rutyny?

Nie wymyśli się niczego nowego, nie zrobi inaczej niż do tej pory. Najpierw trzeba wyrzucić z głowy to, co się wydarzyło w sobotę i przygotować na finał. Przyjedziemy do hali rano, będziemy mieli rozruch. Mimo zmęczenia trzeba będzie się rozgrzać, dotknąć piłę.

Co będzie kluczowe przed finałem?

Podejście. My musimy zagrać najlepiej jak potrafimy. To jest finał mistrzostw świata, więc trudno tu mówić, że jeśli zagramy ze Słowenią to będzie się liczyć to, a jeśli z Włochami - coś innego. Niezależnie od rywala, czeka nas mecz niemalże z nożem w zębach. Trzeba myśleć tylko o kolejnym secie, o następnym punkcie.

W którymś momencie pomyślał pan "możemy przegrać"? Albo był pan całkowicie przekonamy, że wygracie? 

Obawiałem się tylko w końcówce pierwszego seta. W momencie, w którym pojawia się pierwsza myśl: "Mogę przegrać", to przegrałeś, jesteś skończony.

Pana strategia spełnia się w stu procentach. My mieliśmy swoje wątpliwości dotyczące pańskich decyzji, mieli je kibice, ale jak na razie to pan pokazuje, że we wszystkim miał rację. 

Wy macie swoją pracę, a ja mam swoją - trenować ten zespół. Znam tych zawodników, część poznałem dopiero w tym roku, ale wiem, jakie każdy z nich ma możliwości. Wiem, jak są skupieni na swoich zadaniach, jak realizują to, co im mówię. Tylko jedna rzecz to są moje wskazówki, a druga kwestia jest taka, że to nie ja, a oni wchodzą na boisko i realizują to wszystko. Oni cierpią dużo mocniej ode mnie, bo gdy jesteś na parkiecie towarzyszy ci milion myśli. Dlatego największe pochwały należą się siatkarzom, nie mnie.

Czytaj także:
Co za słowa kapitana polskich siatkarzy. "Jestem dumny z tych chłopaków"
To był powód przegranej Brazylii? Kapitan zaprzecza

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×