Taki problem ma tylko jedna z polskich siatkarek. "Muszę reprezentować dwie rodziny"

Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: Klaudia Alagierska-Szczepaniak (z prawej)
Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: Klaudia Alagierska-Szczepaniak (z prawej)

- Trzeba było się na to nastawić mentalnie i porozmawiać z trenerem. Ja wiem, że jestem potrzebna i staram się temu sprostać - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Klaudia Alagierska-Szczepaniak, środkowa reprezentacji Polski podczas MŚ siatkarek.

Trzy zwycięstwa i jedna porażka - tak prezentuje się bilans polskich siatkarek przez ostatnią kolejką pierwszej fazy grupowej mundialu. Sposób na Biało-Czerwone znalazła w czwartek Dominikana wygrywając w czterech setach. Nadal jednak Polki mają szansę na pierwsze miejsce w grupie B, a bilans z trzema ekipami, które również znajdą się w kolejnej fazie, jest zaliczany do dorobku w dalszej części turnieju.

Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty: Jak czuje się pani po chłodnym prysznicu od reprezentacji Dominikanek?

Klaudia Alagierska-Szczepaniak, środkowa reprezentacji Polski siatkarek: Uważam, że to nie był chłodny prysznic.

No dobrze, letni.

Okej, miałyśmy swoje szanse. Zaczęłyśmy turniej świetnie, bo trzema wygranymi, choć bałyśmy się, że zespoły z Tajlandii i Korei będą ciężkimi przeciwnikami. Byłyśmy jednak mega sfokusowane i pokazałyśmy że jesteśmy od nich lepsze. Schody zaczęły się na Dominikanie. Mają fajne warunki fizyczne i pokazały, że są lepsze, ale myślę też że są w naszym zasięgu.

ZOBACZ WIDEO: "Ćwierćfinał mistrzostw świata? Brzmi super!". Analiza szans polskich siatkarek

A ja mam wrażenie, że nie byliśmy zespołem gorszym, ale zadecydowała dyspozycja dnia. Stać nas przecież na dużo, co pokazały pierwsze dwa sety.

Mam podobnie. Pierwsza partia pokazała, że grało u nas wszystko, dopiero później niepotrzebnie przygasłyśmy. Wkradły się małe błędy i potknięcia, a rywalki już to wykorzystały.

I nie bez powodu są liderem grupy i wejdą do drugiej rundy. Podobnie jak my. Ten fakt też już pewnie zrzucił pewien ciężar, bo pojawiały się głosy, że do Łodzi nie dojedziemy.

Dużo lepiej wygląda to niż w Lidze Narodów. Dobrze, że zaczęłyśmy dobrze ten turniej. Bardzo chciałyśmy się zakwalifikować do Łodzi. Nie wiem, czy w czwartek zabrakło już trochę siły? A może w głowach miałyśmy to, że awans sobie zapewniłyśmy? Ale walczymy dalej. Każdy punkt ma znaczenie, bo liczy się w drugiej rundzie i będziemy walczyć o te punkty z Turcją.

Można powiedzieć, że teraz dopiero mistrzostwa świata rozpoczęły się na dobre. Czuć już wagę każdego spotkania, prawda?

Bardzo fajne było odczucie po czwartkowym meczu. To był trudny rywal, ale obrony i kontry równie mocne z naszej strony pokazały, że umiemy walczyć na wysokim poziomie z dobrymi przeciwnikami. Turcji też się nie obawiamy. Wiemy, że będzie ciężko, ale pokażemy siłę. Przy naszej dobrej grze też są do ugryzienia. Ale musimy zagrać wszystkie perfekcyjnie.

Czy poznałyście klucz doboru Stefano Lavariniego, jeśli chodzi o zmiany? W meczu z Tajlandią dobra zmiana Weroniki Szlagowskiej, później z Dominikaną wchodzi Monika Fedusio i zagrywa asa, wchodzi Klaudia Alagierska-Szczepaniak pod siatkę i rusza grę środkiem. Pod każdego przeciwnika chyba ten klucz jest nieco inny.

Myślę, że o to trzeba byłoby zapytać trenera. Nie wiem, jaki ma plan, ale wierzę, że te zmiany są trafione i szkoleniowiec ma na to pomysł. W sumie sama jestem ciekawa.

Weszła pani na boisko w meczu z Dominikaną, ale podstawową parą środkowych są raczej Agnieszka Korneluk i Kamila Witkowska. Myśli sobie pani czasem: "gdzie tu miejsce dla mnie?"

Moja sytuacja jest trudna, bo nie jestem przyzwyczajona do niegrania w pierwszej szóstce, ale myślę, że dobrze się odnalazłam w tej roli. Trzeba było się na to nastawić mentalnie, porozmawiać z trenerem. Ja wiem, że jestem potrzebna i staram się temu sprostać.

Od mistrzostw świata gra pani pod podwójnym nazwiskiem "Alagierska-Szczepaniak". Trzeba go było aż złamać na dwie linie na koszulce. To dodatkowa odpowiedzialność?

- Śmieję się, że teraz muszę reprezentować dwie rodziny. A nazwisko ledwo się zmieściło, bo zdaje się, że można było dodać jeszcze maksymalnie jeden znak. Mój tata naciskał, bym pozostawiła nazwisko panieńskie. Już się przyzwyczaiłam, choć momentami zastanawiałam się, co ja kombinuję. Jestem szczęśliwa z tego wyboru.

Z Gdańska - Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty
Czytaj też: Czy Turczynki mają słabe punkty? Ekspert wskazuje kluczową kwestię

Źródło artykułu: