Okoliczności spotkania Projektu Warszawa z Cerrad Enea Czarnymi Radom były kuriozalne. W przeszłości zdarzało się już, że rozgrywano mecze w święta państwowe. Tak było i teraz, bowiem oba zespoły mierzyły się ze sobą 1 listopada. Przechodząc jednak do meritum, starcie to miało rozpocząć się o 21:00. Zamiast tego kibice mogli podziwiać na telebimie końcówkę pojedynku Barkom Każany Lwów - PGE Skra Bełchatów.
- To był piękny... może nie piękny wieczór, bo musieliśmy rozegrać to spotkanie o godzinie 21:25. Czekaliśmy aż inny pojedynek się zakończy. To wszystko zaczyna wyglądać trochę nieprofesjonalnie. Zaczęliśmy się rozgrzewać, bo mieliśmy rozpocząć o 21:00. Proszę uważać na to, jak te mecze są przydzielane, bo boję się, że zaraz będziemy grali w Wigilię albo Nowy Rok - krytykował decyzję o takim układzie terminarza libero warszawian Damian Wojtaszek w rozmowie z WP SportoweFakty.
- Jeśli ktoś kto o tym decyduje nie ma pojęcia o siatkówce to myślę, że można spokojnie zapytać, zasięgnąć rady, jak ułożyć spotkanie tak, aby nie było podobnych sytuacji. My będąc już gotowymi do meczu nagle musieliśmy czekać 20-25 minut. Jedni poszli do szatni, drudzy dalej odbijali piłki w dwójkach. Tak nie może być, jesteśmy ligą profesjonalną i utrzymajmy ten status do samego końca. Meczów mamy dużo przed sobą, oby nie było takich "wpadek" w najbliższych spotkaniach - wyraził nadzieję siatkarz Projektu.
O odniesienie się do słów wypowiedzianych przez byłego reprezentanta Polski poprosiliśmy Ireneusza Mazura, szkoleniowca naszej kadry w latach 1998-2000, a obecnie eksperta i komentatora PlusLigi w Polsacie Sport.
ZOBACZ WIDEO: Hit sieci. Siedział na trybunach, wziął piłkę i zrobił to
- To fakt, jest dość duże nagromadzenie meczów, terminy są bardzo napięte i to jest w znacznym stopniu związane z szerokością ligi, ilością zespołów. Z jednej strony są to oczywiście minusy całej sprawy związane z niedogodnością rozgrywania meczów w różnych porach, ale ja potrafię sięgnąć pamięcią wstecz i pamiętam czasy, kiedy żebraliśmy o to, żeby jedna transmisja w ogóle była w telewizji, wówczas publicznej. Nie było to regularnie, tylko raz na jakiś czas - wspomniał dawne czasy Ireneusz Mazur.
- W związku z tym nie wiem, czy jestem dobrym adresatem tego tematu. Być może wielu oczekuje radykalnych ocen, zmian, krytyki. Ja uważam, że mamy błogosławieństwo posiadania telewizji, która relacjonuje wszystkie mecze. Możemy na to narzekać, że jest ich dużo i występuje spiętrzenie, ale ja na przykład uważam, że to jest właśnie prawo wyboru. Mogę sobie wybrać, który chcę oglądać i będąc kibicem określonej drużyny to przede wszystkim oglądam ich spotkania. Świadomość tego, że posiadamy telewizję, która relacjonuje wszystkie mecze i jest możliwość ich oglądania, analizowania, jest z punktu widzenia popularności rzeczą, którą inne dyscypliny nam zazdroszczą - stwierdził.
Sprawa ta ma plusy i minusy, z których ciężko o złoty środek. Praktycznie niemożliwe jest, aby wszystko było idealne i brakowało głosów niezadowolenia z choćby jednego powodu.
- Nie zmienia to postaci rzeczy, że są m.in. takie właśnie powody, gdzie następuje zagięcie. Byłem akurat w Warszawie i komentowałem ten mecz, czekaliśmy właśnie na to wydarzenie. Mogę sobie nabijać sympatię niezadowolonych, ale ja uważam, że taka jest kolej rzeczy. Jesteśmy dyscypliną popularną i faktycznie tak było, że terminy nałożyły się, wynikało to z meczu, który był przed nami. Plusem całym tego wydarzenia jest jednak fakt, że ja jako kibic czy inni kibice możemy wybierać. Nie mamy kompleksów z tego, że cały czas transmitowane są mecze mistrzów Polski - ZAKSY czy Jastrzębskiego Węgla. Wówczas były pretensje, bo też pamiętam takie czasy, te nieodległe, w których wielu kibiców narzekało na brak meczów innych drużyn - przypomniał były szkoleniowiec Biało-Czerwonych.
- Doszliśmy do takiego pułapu, że wyniki drużyn klubowych, a także narodowej, powodują ogromne zainteresowanie. Dzięki temu rozszerzono ligę, o tym opinie też są różne, że 16 to bardzo dużo, ale to też wynik popularności. Kluby starają się o to, żeby mieć w PlusLidze dyscyplinę. Taka była intencja, jednak będę za każdym razem powtarzał, że ma też swoje pewne niedogodności wynikające chociażby z faktu, że jest bardzo dużo meczów rozgrywanych, niewiele czasu dla zawodników na regenerację. Nie zmienia to tego, że zainteresowanie jest ogromne. Trzeba kontrolować te wszystkie wydarzenia, mieć świadomość, że kalendarze, godziny i terminy rozgrywania meczów mogą się nakładać. Jednak to jest po prostu taki urok, nie lekceważę tego, bo wiem doskonale jak jest, rozmawiam z trenerami, szefami klubów. Jest masa informacji i uwag co do tego, natomiast nie spotkałem się z myślą o rezygnacji z czegoś. Nasza dyscyplina nie jest jak inne, popularna jest w określonych krajach, szczególnie w naszym i musimy walczyć o realia, rzeczywistość i byt, który zapewniają sponsorzy, dzięki którym zespoły mają niezbędną ekonomię - opisał całkowicie sytuację związaną z trudnym terminarzem Mazur.
Na pewno opinię Wojtaszka podziela wielu zawodników występujących w PlusLidze, a zwłaszcza kadrowicze. To właśnie oni z uwagi na grę w reprezentacji mają niewiele czasu na odpoczynek między sezonami. Od powrotu do gry w lidze dużo problemów ma ZAKSA, w której od początku oszczędzany był mający lekkie problemy ze zdrowiem Aleksander Śliwka, aby nie narazić go na kontuzję. W SuperPucharze Polski trudów pięciosetowego boju nie wytrzymał Marcin Janusz. W ostatnim czasie urazu doznał David Smith, a blisko podzielenia jego losów był Łukasz Kaczmarek. Na szczęście atakującemu mistrzów Polski nic się nie stało i w miniony weekend rozegrał całe spotkanie. W wyniku urazów problemy kadrowe miał LUK Lublin.
Swoje trzy grosze do tego tematu dorzucił Fabian Drzyzga w wywiadzie, którego udzielił naszej redakcji. Rozgrywający Asseco Resovii Rzeszów bardzo dobrze wszedł w obecne rozgrywki, a warto przypomnieć, że po ostatnim sezonie po raz pierwszy od bardzo dawna nie został powołany do kadry. - Nie wiem, jak bym grał, gdybym latem występował w kadrze, dlatego nie mogę powiedzieć, że spisuję się lepiej, bo odpocząłem. Choć przyznaję, że skorzystałem na tym, że miałem spokojniejszy sezon przygotowawczy. Mogłem zadbać o zdrowie, co bardzo mi się przydało.
Właśnie na jego przykładzie można zobaczyć, że mniej grania a więcej odpoczynku powoduje, że na boisku oglądamy lepsze wersje zawodników. Jednak nie wszyscy mają taką możliwość. - Bylibyśmy zdrowsi, co przełożyłoby się na poziom naszej gry. Ludzie często nie zdają sobie sprawy, że zawodnicy, których widzą na boisku co trzy dni, w ciągu tygodnia muszą opuszczać treningi, a potem przed meczem biorą magiczne tabletki i wszystko jest fajnie. To działa na krótką metę, ale na dłuższym dystansie nie da się funkcjonować w ten sposób. Prędzej czy później zawsze przyjdzie kryzys formy albo pojawią się problemy zdrowotne, których tabletki już nie stłumią. Nie ma na to silnych, nie jesteśmy przecież robotami. Gdybyśmy w każdym roku mieli miesiąc całkowitego odpoczynku od siatkówki, głowa by odpoczęła, a ciało mogłoby się trochę zregenerować. Potem mielibyśmy więcej werwy do grania, czy to w lidze, czy w reprezentacji. Jakość, którą pokazywalibyśmy na boisku, też byłaby moim zdaniem większa.
Jego zdanie podziela Mazur, który przypomina, że wszystko ma drugą stronę medalu. - Święte słowa, pełna zgoda, ciężko cokolwiek tutaj dopowiedzieć czy z czymś się nie zgodzić. To są fakty, natomiast to jest jakby jedna strona wydarzeń i tych wszystkich problemów. Druga strona to są te rzeczy, o których wcześniej powiedziałem. Ekonomia klubu, finanse, utrzymanie na wysokim poziomie finansów, które by gwarantowały ściąganie najlepszych zawodników itd.
- To o czym powiedział Fabian jest kwintesencją strony zawodniczej, problemów zdrowotnych, kondycji, wypoczynku, regeneracji, przygotowań. Nie chce powtarzać tych rzeczy, jedziemy takim szybkim pojazdem, który pędzi do przodu i trzeba przede wszystkim dbać o to, żeby nie wypaść z toru. Niebezpieczeństwa są, o których wspominają zawodnicy, ale z drugiej strony też jest fakt, że jak będzie tych mniej, to spowoduje zmniejszenie transmisji, sponsorów, projektu, o którym każda z firm mówi, jak ten produkt jest ważny i przynosi oglądalność. To wszystko gdzieś tam się momentami kłóci ze sobą, ale jednocześnie trudno nie żyć ze sobą wspólnie w takich okolicznościach, trzeba to umieć - kontynuował.
- Nie mam tutaj złotego pomysłu żeby było czegoś mniej i więcej. Niektóre rzeczy mimowolnie gryzą się ze sobą i ja obecnie nie widzę tutaj rozwiązania. Ktoś powie, że jest tu prosta rzecz - wystarczy, że będzie 10 zespołów w lidze i będzie mniej meczów. No tak, ale rynek z kolei, że tak powiem medialny, jest i ta przestrzeń błyskawicznie zostanie przejęta przez inne dyscypliny sportowe, wówczas już nie będzie takiego szału na siatkówkę. To są rzeczy, na które trzeba również patrzeć - podkreślił nasz rozmówca.
Zanim wszystkie osądy spłyną na zarządzających ligą, trzeba również wspomnieć o prezesach klubów. Decyzje są uzgadniane z nimi poprzez głosowanie i przy większej liczbie negatywnych głosów, niektóre projekty nie wchodzą w życie.
- Przed szefami polskiej ligi siatkówki są również prezesi klubów, którzy przyjmują projekty, które są poddawane pod głosowanie i wówczas następuje zgoda na określone rzeczy. Bardzo istotne jest to, żeby przeanalizować na przyszłość. Nie można rozpędzać jeszcze szybciej tej lokomotywy, bo może się coś wydarzyć. To już jest uwaga na przyszłość i szczególna koncentracja oraz analiza tego, co w tym roku będzie, żeby wyciągnąć wnioski na przyszłość - podkreślił ekspert i komentator Polsatu Sport.
Warto również nie zapominać, że z takimi kłopotami borykają się również szefowie głównych federacji. - Ten problem istnieje również w federacji światowej i europejskiej. To jest trwały "konflikt" interesów jeśli chodzi o zdrowie zawodników, ilość imprez i skoordynowanie ich wszystkich. Tego czasu niezbędnego na wypoczynek potrzeba i to naprawdę dużo, no ale tym też trzeba się jakoś spokojnie, rozsądnie zająć. To pewnie czeka w najbliższej przyszłości ludzi, którzy decydują o kalendarzach, sposobie i ilości rozgrywania meczów - zakończył swoją wypowiedź Mazur.
Czy w kolejnym sezonie prezesi klubów, a także szefowie polskiej ligi oraz federacji światowej i europejskiej zdecydują się na zmiany, które zawodnicy przyjmują z uśmiechem na twarzach? Czas pokaże, ale każde kolejne skargi powinny dawać do myślenia. W końcu sport to zdrowie, a biorąc pod uwagę wysiłek siatkarzy z PlusLigi, obecnie mija się to z celem, kiedy to meczami naraża się na pogorszenie swojego stanu. To pokazuje choćby kontuzja Norberta Hubera. Środkowy ZAKSY zerwał ścięgna Achillesa i po znakomitym sezonie jego końcówkę spędził w szpitalu. Przez to nie mógł pomóc swojej drużynie w finale Ligi Mistrzów i wspólnie cieszyć się ze zwycięstwa, a w dodatku nie pojechał na mistrzostwa świata z kadrą, gdzie udało się zdobyć wicemistrzostwo. Mimo znakomitej gry, nagrody takiej jakby sobie wymarzył Huber nie było. Trzeba zatem uniknąć kolejnych takich przypadków, zwłaszcza, że już teraz urazów nie brakuje.
Jakub Fordon, dziennikarz WP SportoweFakty