Mocno zawodzą na początku sezonu. "Nie trzeba być rozczarowanym, ale złym"

WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski / Na zdjęciu: Błażej Krzyształowicz
WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski / Na zdjęciu: Błażej Krzyształowicz

Tylko dwa zwycięstwa w pierwszych sześciu meczach Tauron Ligi odniosła MOYA Radomka Lotnisko Radom. W ostatniej kolejce przegrała z beniaminkiem, pomimo prowadzenia 2:0. - Był marazm, który mi się nie podobał - powiedział Błażej Krzyształowicz.

Na pewno nie tak początek sezonu Tauron Ligi wyobrażali sobie sympatycy, same zawodniczki i sztab szkoleniowy MOYA Radomki Lotnisko Radom. Po sześciu meczach podopieczne Błażeja Krzyształowicza mają zaledwie dwa zwycięstwa i siedem punktów na koncie. W ostatniej kolejce niespodziewanie przegrały z Roleskim Grupą Azoty Tarnów 2:3, pomimo prowadzenia 2:0.

- Nie wygraliśmy żadnej końcówki w tych trzech setach - trzecim, czwartym i piątym. Doprowadzaliśmy do momentów, w których była jedno-, dwupunktowa przewaga, ale nie potrafiliśmy wygrać tych końcówek - odpowiedział trener, zapytany przez nas o główne przyczyny niepowodzenia.

Zawodzą taktyka i technika

- Działo się wiele rzeczy - było bardzo wiele niedokładności, jeśli chodzi o blok, bardzo mało różnorodności w formie ataku. Wiele razy my odbijaliśmy się od bloku, nie zdobywając punktu, a rywalki wychodziły w górę, uderzały przed siebie, a my ściągaliśmy tę piłkę na ziemię albo w aut. Traciliśmy w ten sposób mnóstwo punktów. Kulały taktyka i technika - kontynuował szkoleniowiec.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Katarczycy się wściekli, gdy ją zobaczyli. To miss mundialu?

Krzyształowicz był wyraźnie zawiedziony postawą drużyny. - Była masa piłek na podwójnym bloku, a my "machaliśmy" rękami cały czas. Powtarzaliśmy jak mantrę o tym, że należy stawiać blok, może nie żeby bezpośrednio zdobywać punkty, ale żeby ich nie tracić - podkreślił.

- Druga sprawa to nasza kontra, w której, mając piłkę na podwójnym bloku, nie "odwracaliśmy" sytuacji w ten sposób, w jaki robił to zespół z Tarnowa. Nie mieliśmy jakości, daliśmy się zablokować więcej razy, rywalki więcej razy broniły. Po dwóch wygranych setach, w których graliśmy nieźle, później nasza gra padła - przyznał trener.

Mnóstwo szkód narobiły radomiankom skrzydłowe beniaminka - Wiktoria Kowalska i Katarzyna Marcyniuk, zdobywczynie odpowiednio 25 i 29 punktów. - Mieliśmy otwierać w pierwszych fragmentach meczu prostą i blokować do skosu. Te piłki, które się pojawiły, miały być bronione. Nie mieliśmy zawodniczki, która miała wejść w tę przestrzeń, nie ustawiała się tam, więc ewidentnie zawiodło realizowanie taktyki. Później, kiedy to zminimalizowaliśmy, nasz blok był niedokładny. Nie mieliśmy szans na kontry, stąd wysoka skuteczność przeciwniczek na skrzydłach - zanalizował Krzyształowicz.

Duży zawód na początku sezonu

Radomka zajmuje obecnie dopiero ósme miejsce w tabeli. O ile wcześniejsza porażka, w Rzeszowie, była wkalkulowana, o tyle jej styl pozostawił bardzo wiele do życzenia. - Trzeba być nie tyle rozczarowanym, co po prostu złym. Gramy jeden set z Rzeszowem, który jest od nas mocniejszy, mamy pomysł na grę, aby jak najbardziej uprzykrzyć życie Jelenie Blagojević, "ściągamy" ją z boiska i wygląda to tak, jakby weszło pełne rozprężenie, i w kolejnych setach notujemy blamaż, bo przegrywamy sety różnicą dziesięciu punktów - nie ukrywał szkoleniowiec.

Po przegranej z beniaminkiem z Tarnowa głos postanowił zabrać Łukasz Kruk, dyrektor sportowy klubu, który mówił o konieczności przeprowadzenia poważnych rozmów z zawodniczkami. - W tych dwóch spotkaniach, kiedy gra przestała się układać po naszej myśli, byłem tym, który najbardziej się wydzierał, natomiast na boisku było trochę marazmu, który mi się nie podobał - zakończył Krzyształowicz.

Czytaj także:
>> Trudna misja polskiego ćwierćfinalisty Ligi Mistrzyń. Faza grupowa z wyraźnym faworytem
>> Wicemistrz Polski zainauguruje sezon Ligi Mistrzyń. PlusLiga nie zwalnia tempa

Komentarze (0)