Arkadiusz Dudziak - Korespondencja z Turynu
Królowie europejskiej siatkówki są tylko jedni - Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. Mimo pasjonującej walki z Jastrzębskim Węglem to ostatecznie kędzierzynianie po tie-breaku zdobyli Ligę Mistrzów. To ich trzecie zwycięstwo z rzędu w tych rozgrywkach.
Wielkie wzruszenie gwiazdy
Marcin Janusz zna już smak wielkich trofeów. Rok temu też wygrał Ligę Mistrzów, do tego z kadrą zdobył wicemistrzostwo świata. Jednak nigdy rozmawiając z nim po jego wielkich osiągnięciach, nie widziałem, by był tak wzruszony, jak w sobotę.
- Ten sezon zdecydowanie więcej mnie kosztował - wyjawia rozgrywający. - Już rok temu było ciężko, ale teraz nasza droga do finału PlusLigi czy Ligi Mistrzów była niesamowicie trudna. To coś niesamowitego, że w takim stylu potrafimy zdobyć puchar - dodaje.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Miss Euro szaleje! "Mamba na koniec"
A droga do wygranej w finale była ekstremalnie trudna. Obie drużyny zaprezentowały znakomitą siatkówkę. Oglądaliśmy wiele zwrotów akcji, kapitalnych obron i wybornych wymian. Do tego kędzierzynianie musieli odbudować się po przegranej finałowej rywalizacji z Jastrzębskim Węglem w PlusLidze. Ekipa Tuomasa Sammelvuo w trzech meczach wygrała zaledwie jednego seta.
- To coś niesamowitego, biorąc pod uwagę to, jak ten mecz się układał i w jakiej sytuacji byliśmy przed nim. Niewiele wskazywało na to, że będzie w stanie wyjść z tak słabej gry, jaką prezentowaliśmy w finale PlusLigi. Jednak podnieśliśmy się na jeden z najważniejszych meczów w naszych karierach i zdołaliśmy przy takiej atmosferze zdobyć Ligę Mistrzów - ocenia zawodnik.
- Było blisko, żeby jastrzębianie to odwrócili. Ukłony dla nich. Nawet jak wydawało się, że już są złamani, to gdzieś się podnosili. Trzeba im oddać, że są świetną drużyną - przyznaje.
Co więc było kluczem to tak diametralnej zmiany w ZAKSIE zaledwie na przestrzeni 10 dni?
- Powtarzaliśmy sobie, że jesteśmy świetną ekipą, że zasłużyliśmy w pełni na to miejsce, w którym jesteśmy. Jako sportowcy często spotykamy się z przegraną, jesteśmy świadomi, że nie da się wszystkiego wygrać. Nie złamaliśmy się. Wiedzieliśmy, że jeśli zagramy lepiej, to będziemy w stanie narzucić dużo większą presję na rywali i będzie im ciężej się grało - wyjawia.
Feniks z popiołów?
Na uwagę zasługuje także ogromna przemiana Łukasza Kaczmarka. Ten w pierwszych dwóch partiach nie skończył niemal nic, a w drugiej zanotował ledwie 8 proc. w ofensywie. Jednak jego przemiana należy do jednej z bardziej spektakularnych w finałach Ligi Mistrzów. W trzeciej partii się przełamał, a oprócz skutecznych ataków dołożył jeszcze po dwa bloki i asy.
- W tym meczu każdy miał dobre i słabsze momenty. Jednak w tym sezonie pokazaliśmy, że jeśli coś nam nie idzie, to potrafimy przerzucać ciężar na innych zawodników. Łukasz na początku nie miał szczęścia. Jego ataki były mocne, kierunkowe, omijały blok, ale trzeba oddać rywalom, że świetnie bronili - tłumaczy Marcin Janusz.
- W takich momentach ważna jest cierpliwość, a my ją zachowaliśmy. Łukasz później wzniósł się na bardzo wysoki poziom. Te punkty w ataku, bloku, zagrywce są bezcenne i cieszymy się, że przetrzymaliśmy tę chwilę - dodaje.
Za rok ZAKSA będzie miała szanse na zdobycie czwartej Ligi Mistrzów. I wcale nie będą one małe, bowiem w drużynie zostaną wszyscy najważniejsi zawodnicy. - Zrobimy wszystko, by po raz kolejny zdobyć dla ZAKSY to trofeum - kończy Marcin Janusz.
Czytaj więcej:
"Siatkarski nokaut". Ależ wynik seta w finale Ligi Mistrzów. I jeszcze to zagranie! (WIDEO)