Nie ma mocnych na Skrę - relacja z meczu Jastrzębski Węgiel - PGE Skra Bełchatów

Bełchatowska lokomotywa ani myśli zwalniać tempa. Po odprawieniu wicemistrzów Polski z Rzeszowa, tym razem o sile Skry przekonali się brązowi medaliści z poprzedniego sezonu, siatkarze Jastrzębskiego Węgla. W sobotnim hicie PlusLigi Skra wygrała 3:1.

W sobotnie popołudnie w jastrzębskiej hali było naprawdę gorąco. Początkowo jedynie na trybunach, za sprawą obu klubów kibica, później także na samym parkiecie. Już inauguracyjny set dostarczył sympatykom siatkówki nie lada emocji. Obie drużyny stworzyły nieprawdopodobne widowisko, w którym nie brakowało spektakularnych ataków, wspaniałych obron, a przede wszystkim wyrównanej i zaciętej gry.

Początkowo jastrzębianie nie umieli złapać rytmu w jednym z najważniejszych elementów siatkarskiego rzemiosła - zagrywce. W całym pierwszym secie oddali rywalowi dziewięć darmowych punktów, psując serwisy. Do połowy tej odsłony utrzymywała się nieznaczna przewaga mistrzów Polski, a punktem zwrotnym okazał się… problem z oświetleniem. Na około 10 minut niewielka hala w Jastrzębiu utonęła w ciemnościach i zawodnicy na nowo musieli założyć dresy i zacząć się rozgrzewać. Niespodziewana przerwa lepiej podziałała na miejscowych. Po bloku na Antidze zrobiło się remisowo (15:15), a chwilę potem Paweł Abramow wyprowadził gospodarzy na prowadzenie.

Od tej pory zaczęła się prawdziwa wojna psychologiczna. Wydawało się, że brązowi medaliści z poprzedniego sezonu pewnie zwyciężą w tym secie, lecz nie potrafili wykorzystać żadnej z piłek setowych od stanu 24:21. Nerwowa końcówka powinna być atutem bardziej doświadczonej Skry i przez chwilę tak było. Ostatnie słowo należało jednak do duetu Igor Yudin-Benjamin Hardy. Dwójka Australijczyków spisywała się w tym okresie bardzo dobrze, pierwszy posłał bombę z zagrywki, a drugi przypieczętował sukces skutecznym atakiem z lewego skrzydła.

Przegrany set mógł podłamać faworyta, lecz stało się zupełnie inaczej. Skra szybko podniosła się z kolan i nie pozostawiła Jastrzębskiemu Węglowi złudzeń w drugiej odsłonie. Miguel Angel Falasca zaczął w końcu grać środkiem, a z minuty na minutę rozkręcał się Bartosz Kurek, zdecydowanie najczęściej wykorzystywany w ataku. Podopieczni Jacka Nawrockiego szybko objęli kilkupunktowe prowadzenie i nie oddali już go do samego końca. Co ciekawe, w tym secie trener Roberto Santilli wpuścił na parkiet dwóch nowych stranieri - Pedro Azenhe i Aliego Alp Cayira. Dla obu był to debiut w PlusLidze, lecz niczym nie zachwycili.

Z całą pewnością ważniejszy był fakt, że po pięciu miesiącach pauzy na parkiecie pojawił się Mariusz Wlazły. Jeden z najlepszych atakujących w naszym kraju mógł zbierać gratulacje od swoich kolegów, ponieważ to właśnie on zakończył drugiego, dość jednostronnego seta.

Kiedy wydawało się, że Skra przejmie inicjatywę i pewnie wygra w czterech partiach, niespodziewany zryw zanotowali gospodarze. Trzecia odsłona nie mogła lepiej się dla nich zacząć, ponieważ schodząc na pierwszą przerwę techniczną prowadzili 8:2! W ataku mylił się Kurek i Antiga, a Michał Bąkiewicz nadział się na jastrzębski blok. Miejscowa publika znów uwierzyła, że rysuje się szansa na zgarnięcie pełnej puli, zwłaszcza że po świetnej akcji Abramow podwyższył wynik na 12:4. Bełchatowianie wcale się tym faktem nie załamali i mimo, że przegrywali wciąż 12:16, konsekwentnie grali "swoje".

Wzmocnili blok, a na dodatek, skutek w końcu zaczęły przynosić zagrywki, tzw. flotem. Nie radził sobie z nimi Abramow, a ataki jastrzębskich Australijczyków przypominały walenie głową w mur. Po przeciwnej stronie siatki nie do zatrzymania był Kurek, autor 24 punktów w całym spotkaniu. Po niespodziewanym zwrocie akcji Skra po raz pierwszy wyszła na prowadzenie w tym meczu.

- Kluczem do wygranej w całym meczu był fakt, że poradziliśmy sobie w tej specyficznej hali. Na tak trudnym terenie dobrze spisywaliśmy się w przyjęciu i to było najważniejsze - mówił po meczu Bąkiewicz, który był pierwszoplanową postacią w zamykającym secie. Kapitan reprezentacji Polski niczym stary lis obijał blok jastrzębian, doprowadzając ich do szewskiej pasji. Kto wie, czy wpływu na końcowy rezultat nie miało również zachowanie trenera Santilliego. Coach z Italii wpadł w furię po jednej z decyzji sędziów, którzy odgwizdali przejście linii po serwisie zawodnika gospodarzy. Włoski temperament dał znać o sobie; gestykulacja i wrzaski Santilliego nie spodobały się arbitrowi meczu, który ukarał opiekuna śląskiej ekipy żółtą kartką. Chwilę potem na środku ataku nie skończył Adam Nowik i z jastrzębian zeszło powietrze. Skra już do końca kontrolowała wydarzenia na parkiecie i pewnie zgarnęła pełną pulę.

Bełchatowianie po pokonaniu Asseco Resovii Rzeszów, odprawili z kwitkiem także Jastrzębski Węgiel. Czy mistrzowie Polski są w naszym kraju naprawdę nie do pokonania? - Nie przesadzajmy. Dzisiaj był naprawdę ciężki mecz. Moim zdaniem o wszystkim zadecydował trzeci set, gdzie Jastrzębie chyba zbyt szybko uwierzyło, że go wygra - krótko skwitował sobotni hit PlusLigi Bąkiewicz. Trudno nie zgodzić się z reprezentacyjnym przyjmującym, bowiem jeśli myśli się o zwycięstwie nad taką ekipą, to tak znaczne przewagi po prostu trzeba wykorzystywać.

Jastrzębski Węgiel - Skra Bełchatów 1:3 (35:33, 19:25, 21:25, 23:25)

Jastrzębski Węgiel: Grzegorz Łomacz, Igor Yudin, Paweł Abramow, Benjamin Hardy, Patryk Czarnowski, Adam Nowik, Paweł Rusek (libero) oraz Sebastian Pęcherz, Sławomir Master, Pedro Azenha, Ali Alp Cayir, Sławomir Szczygieł.

Skra Bełchatów: Miguel Angel Falasca, Stephane Antiga, Michał Bąkiewicz, Bartosz Kurek, Marcin Możdżonek, Daniel Pliński, Piotr Gacek (libero) oraz Radosław Wnuk, Mariusz Wlazły.

Sędziowie: Maciej Twardowski (sędzia pierwszy), Piotr Dudek (sędzia drugi)

MVP: Miguel Angel Falasca

Źródło artykułu: