Grał w PlusLidze. Teraz wybrał Rosję

WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Jingyin Zhang
WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Jingyin Zhang

Jingyin Zhang był pierwszym chińskim zawodnikiem w PlusLidze. Po pobyciu w Treflu Gdańsk wrócił do kraju, ale nie będzie w nim kontynuował kariery. 23-latek został nowym siatkarzem rosyjskiego klubu Biełogorie Biełgorod.

W ramach promocji polskich rozgrywek w Państwie Środka Jingyin Zhang został zawodnikiem Trefla Gdańsk, jednak tylko do końca sezonu 2022/23 PlusLigi. Chiński siatkarz znakomicie odnalazł się w Polsce, gdzie notował bardzo dobre występy.

Przyjmujący zagrał (czy to w pierwszym składzie, czy wchodząc z kwadratu dla rezerwowych) w 13. meczach i zdobył 105 punktów. Atakował z bardzo wysoką skutecznością 57 procent (82/144). Do tego dołożył 13 asów i 10 bloków. Pozytywne przyjęcie miał z kolei w 41 proc. przypadków.

Zhang pomógł gdańskiemu klubowi w awansie do fazy play-off. A po tym, jak zakończył się sezon, chiński siatkarz wraz z trenerami wrócił do Chin. Jednak w swojej ojczyźnie nie będzie on kontynuował kariery.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zatańczyli przed... selekcjonerem. I ten komentarz!

23-latek bardzo dobrze zaprezentował się w tegorocznej Lidze Narodów. Mimo że jego zespół zajął ostatnie miejsce w tabeli, to on przykuł uwagę zagranicznych klubów. I to zaowocowało kontraktem z rosyjskim Biełogorie Biełgorod. Tym samym jest on pierwszym siatkarzem z Chin, który trafił do drużyny z tego kraju.

Po tym, jak nowy klub Zhanga ogłosił jego przenosiny, zdecydował się kontynuować prezentowanie swojego nabytku. Z tego powodu udostępnione zostały jego statystyki, bo potwierdzić, że ma za sobą udany turniej, mimo że jego reprezentacja spisała się fatalnie.

Biorąc pod uwagę, że chiński siatkarz przeniósł się teraz do klubu z Rosji, wydaje się, że już nigdy nie będzie miał on okazji zagrać w Polsce. Kraj ten prowadzi wojnę w Ukrainie i z tego powodu zawodnicy grający w tamtejszej Superlidze są bardzo źle odbierani w naszej ojczyźnie.

Przeczytaj także:
W końcu! Na taki mecz Polek czekaliśmy