Razem z Nikolą Grbiciem zdobył olimpijskie złoto. O Polakach mówi: zagrają w finale mistrzostw Europy

PAP/EPA / EPA/Koca Sulejmanović / Na zdjęciu: Andrija Gerić
PAP/EPA / EPA/Koca Sulejmanović / Na zdjęciu: Andrija Gerić

- Uważam, że w finale mistrzostw Europy zagrają reprezentacje Polski i Włoch - mówi nam Andrija Gerić. Mistrz olimpijski z Sydney wspomina też turniej, w którym razem z m.in. Nikolą Grbiciem sięgnął po złoto IO i opowiada o swoim obecnym zajęciu.

Przez długie lata był uważany za jednego z najlepszych środkowych bloku na świecie. Lista jego sukcesów jest bardzo długa. Największy osiągnął w 2000 roku na igrzyskach w Sydney - był wówczas kluczowym graczem legendarnej reprezentacji Jugosławii, która sięgnęła po olimpijskie złoto.

Na arenie reprezentacyjnej wygrał też mistrzostwa Europy (2001), zdobył srebro mistrzostw świata (1998) i cztery srebrne medale Ligi Światowej. Na klubowej scenie w barwach Lube Banca Macerata wygrywał Serie A (2006) i Ligę Mistrzów (2002).

W rozmowie z WP SportoweFakty Andrija Gerić mówi o tym, czym jako siatkarz wyróżniał się Nikola Grbić, obecny selekcjoner kadry Polski, i jaką ważną lekcję dał mu wiele lat temu. Typuje swoich faworytów trwających mistrzostw Europy 2023 i opowiada o pracy ze sportowcami w roli trenera mentalnego i psychologa sportu.

ZOBACZ WIDEO: Wyjątkowy dzień trenera polskiej reprezentacji. Siatkarze nie zapomnieli - Pod Siatką

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Na pańskim profilu na Instagramie przy pana nazwisku widnieją takie określenia jak sportowy trener mentalny, psycholog i mówca motywacyjny. Po siatkarskiej karierze zajął się pan zawodowo psychologią sportu?

Andrija Gerić, mistrz olimpijski w siatkówce z 2000 roku, mistrz Europy (2001), srebrny medalista mistrzostw świata (1998), wielokrotny medalista Ligi Światowej: Zgadza się. Już jako sportowiec bardzo interesowałem się tą materią, dużo o niej czytałem. Chciałem wiedzieć, co mogę zrobić, żeby być coraz lepszym zawodnikiem. W ostatnim roku mojej zawodowej gry rozpocząłem studia psychologiczne. Równolegle kształciłem się na trenera mentalnego. I dziś jestem zarówno psychologiem, jak i trenerem mentalnym. Przedstawiciele tych zawodów ścierają się o różne kwestie, na przykład ci pierwsi sądzą, że trenerzy mentalni chodzą drogami na skróty, a ci drudzy uważają, że tradycyjna psychologia działa zbyt wolno. Ja jestem w tym sporze po obu stronach barykady. Stosuję to, co uważam za najlepsze w tych dwóch różnych podejściach.

Współpracuje pan z wieloma sportowcami?

W ciągu ostatnich dziesięciu lat współpracowałem z ponad pięcioma setkami osób uprawiających najróżniejsze dyscypliny. Tenis, piłka ręczna, siatkówka, koszykówka, jazda konna, taekwondo, kick-boxing, karate, judo, piłka nożna, MMA, szachy. Większość moich klientów pochodzi z Serbii, ale są też osoby z innych krajów.

W jaki sposób pańskie osobiste doświadczenia z czasów sportowej kariery pomagają panu w obecnej pracy?

Bardzo mi pomagają. Kiedy moi klienci ze mną rozmawiają, wiem o czym mówią, ponieważ sam jako sportowiec miałem podobne do nich przeżycia. Wiem, jakie to uczucie grać w finale mistrzostw świata czy igrzysk olimpijskich, jak to jest być na boisku, gdy walczy się o najważniejsze punkty. Wiem jak czuje się zawodnik, kiedy przegrywa najważniejszy mecz sezonu. Przeszedłem przez to, poczułem wszystkie te emocje na swojej skórze. Dzięki temu lepiej rozumiem innych i jestem lepszy w tym, czym się teraz zajmuję.

Legendarną reprezentację Jugosławii, w której pan występował, zespół siatkarskich mistrzów olimpijskich z 2000 roku, uważa się za drużynę, której wielką siłą była właśnie siła mentalna.

Myślę, że przede wszystkim byliśmy głodni sukcesu. Mieliśmy bardzo mocny zespół, złożony z zawodników w podobnym wieku, i dobrze się między sobą dogadywaliśmy. Wciąż mamy ze sobą kontakt, niektórych z nas łączą pozasportowe więzy, na przykład jesteśmy ojcami chrzestnymi swoich dzieci.

W tamtej drużynie obok pana grali Vladimir i Nikola Grbić, Goran Vujević, Ivan Miljković, Vasa Mijić. Same mocne charaktery. Zdarzało się, że między wami iskrzyło?

Oczywiście, że od czasu do czasu zdarzały się konflikty, ale byliśmy skupieni na naszym celu i każdy z nas rozumiał, po co jest w zespole. Potrafiliśmy ze sobą rozmawiać i wyjaśniać sobie wszelkie nieporozumienia. Po pewnym czasie spędzonym razem znaliśmy się na tyle dobrze, że wiedzieliśmy, o co komu chodzi.

Kto był liderem tamtej reprezentacji Jugosławii? Najbardziej wyrazistą postacią wydawał się Vladimir Grbić.

Vlad mógł wydawać się liderem dla tych, którzy patrzyli z boku, bo lubił robić show. Natomiast według mnie jednym z przywódców zespołu był Nikola. Nie był tak wokalny i widoczny, jak jego starszy brat, ale przemawiał do nas tym, co robił dla drużyny swoją grą. Najważniejsze było jednak to, że stanowiliśmy zgraną grupę.

Turniej w Sydney zaczął się dla was źle, od dwóch porażek. Po takim starcie trudno jest wierzyć, że zdobędzie się złoto?

Nasz trener Zoran Gajić wykonał wtedy dobrą robotę wyjaśniając nam, co staramy się zrobić. Wytłumaczył, że w najwyższej formie mamy być na mecz ćwierćfinałowy, który w formule, w której rozgrywa się turniej olimpijski, jest najważniejszym spotkaniem. Szykowaliśmy się właśnie na dzień ćwierćfinału. W pierwszych dwóch przegranych meczach z Włochami i z Rosją nie graliśmy źle, ale mieliśmy ciężkie nogi od ciężarów przerzucanych na siłowni. I stąd wzięły się porażki. A później, w półfinale i finale, graliśmy już naprawdę dobrze i obie te ekipy, którym ulegliśmy w grupie, pokonaliśmy po 3:0. Natomiast co do ćwierćfinału, to myślę, że spóźniliśmy się z formą o jeden dzień, bo mecz z Holandią był dla nas naprawdę trudny. Wygraliśmy, ale dopiero po pięciosetowej walce, 17:15 w tie-breaku. Ja zdobyłem wtedy jeden z moich ulubionych punktów w całej karierze, blokując w ostatniej akcji Reindera Nummerdora.

Jak zapamiętał pan finałowe spotkanie IO 2000 z Rosją? To wtedy Vladimir Grbić wykonał swoją spektakularną akcję...

Tak, to było wtedy! Najpierw obronił piłkę, wyciągając ją zza band reklamowych, a potem wrócił na boisko i zablokował Romana Jakowlewa. Dziś to jedna z najsłynniejszych akcji w historii siatkówki. Pamiętam, że w pierwszym secie było dużo walki, ale potem złamaliśmy rywali. Nie myśleliśmy o tym, że gramy w olimpijskim finale i uważam, że takie podejście bardzo nam pomogło.

Wasza droga po złoto igrzysk zaczęła się w Polsce, od turnieju kwalifikacyjnego w Katowicach. Mecz Polska - Jugosławia obrósł u nas legendą, trochę starsi kibice do dziś pamiętają, co się wtedy wydarzyło.

Szczerze mówiąc, nie pamiętam już zbyt dokładnie tamtego spotkania.

Prowadziliście 2:1 w setach, ale w czwartym przegrywaliście z Polakami 17:23. A jednak wygraliście 3:1.

Ach, o to chodzi. To pokazuje, że w siatkówce wszystko jest możliwe, dlatego niezależnie od wyniku trzeba grać twardo i zawsze wierzyć w zwycięstwo. Co do waszej siatkówki, to mogę o niej mówić same dobre rzeczy. Dzięki dobrym trenerom i mądrym działaniom krajowej federacji dyscyplina jest u was bardzo popularna, a męska i żeńska reprezentacja prezentują wysoki poziom.

Trenerem naszej męskiej drużyny narodowej jest obecnie Nikola Grbić. Jaki był jako zawodnik i kolega z zespołu?

W 100 procentach oddany siatkówce i z tego co widzę, teraz też taki jest. Czasami był bardzo uparty, ale przede wszystkim zapamiętałem go jako świetnego gracza, doskonale przygotowanego fizycznie. Lubił rywalizować, bardzo dobrze grał w piłkę nożną i w koszykówkę. Jestem od niego cztery lata młodszy i pamiętam, że kiedy byłem dzieciakiem, on odbywał służbę wojskową w moim rodzinnym Nowym Sadzie i od czasu do czasu przychodził na siatkarskie treningi w czasie, gdy ja też miałem zajęcia ze swoją drużyną.

Nikola zawsze chciał wygrać, w cokolwiek byśmy nie grali. Nawet na treningu w sobotę rano, kiedy nikomu nic się nie chciało. Pewnego razu zapytałem go, dlaczego taki jest. Powiedział mi: "wiesz, zawsze wyobrażam sobie, że obserwuje mnie dwóch agentów z Włoch i że od tego treningu zależy, czy pojadę grać do Italii czy nie". To było świetne nastawienie, doskonała lekcja co zrobić, żeby zmotywować się do dawania z siebie wszystkiego niezależnie od okoliczności. Dziś uczę takiego nastawienia młodych sportowców.

A jaki był jako rozgrywający?

Świetny w wielu siatkarskich aspektach, ale ja miałem tego pecha, że jedyną rzeczą, która nie wychodziła mu świetnie, była gra pierwszym tempem. Na początku trudno było mi się przystosować do jego stylu gry, ale z czasem mi się to udało. No i dzięki grze z Nikolą rozwinąłem się jako zawodnik - skądkolwiek nie leciałaby do mnie wystawa, wiedziałem, jak uderzyć piłkę.

Gdy byliście jeszcze zawodnikami, spodziewał się pan, że Nikola Grbić będzie sobie tak dobrze radził jako trener?

Szczerze mówiąc, tak. Jak już mówiłem, poświęcał się siatkówkę 24 godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu. Na początku swojej trenerskiej ścieżki dostał do prowadzenia bardzo dobry zespół, co nie zdarza się często. Potrzebował trochę czasu, żeby okrzepnąć, dostosować się do wymagań, jakie stawiała przed nim nowa rola, nauczyć się jej, bo praca trenera to więcej aspektów niż sama gra w siatkówkę i taktyka, również m.in. psychologia. Zrobił to i dziś jest bardzo dobrym trenerem.

Jakie cechy charakteru mu w tym pomagają?

Nikola robi to, co mówi i to jedna z najważniejszych rzeczy. Ma u swoich zawodników duży autorytet. Oni mu ufają, bo wiedza, że jako były świetny gracz zna się na rzeczy.

Jest duża szansa, że w ćwierćfinale trwających mistrzostw Europy prowadzona przez Grbicia Polska zmierzy się z Serbią. Jak ocenia pan szanse swoich rodaków w takim starciu?

Z łezką w oku muszę przyznać, że nasze szanse przeciwko w Polsce nie są zbyt wysokie. Na tych mistrzostwach Serbia gra młodym składem. Ci, którzy dostali szansę, grają najlepiej jak potrafią, ale zespół nie jest tak mocny, jak w poprzednich latach.

A który z zawodników polskiej drużyny robi na panu najlepsze wrażenie?

Podoba mi się Tomasz Fornal. Pokazuje na boisku fajną energię.

Widzi pan Polaków wśród faworytów do złota?

Tak. Uważam, że w finale wasza reprezentacja zagra z Włochami.

Nikola Grbić zdobył z Polakami już kilka medali, ale my marzymy przede wszystkim o medalu przyszłorocznych igrzysk w Paryżu. Ćwierćfinał igrzysk olimpijskich od wielu lat jest dla nas jak zaklęty. Nikola Grbić jest odpowiednią osobą, żeby tę klątwę przełamać?

Jeśli doda do sztabu dobrego trenera mentalnego, to na pewno tak (śmiech).

Zachęca go pan do podjęcia współpracy?

Nie mam na myśli siebie, na pewno macie w Polsce świetnych specjalistów. Mówię o tym, ponieważ za jedno ze swoich zadań uważam podkreślanie znaczenia współpracy z psychologami sportowymi i trenerami mentalnymi. Każdy zawodnik powinien być w kontakcie z kimś takim, żeby stawać się coraz lepszym. W najważniejszych momentach w sportowej rywalizacji kluczowe nie jest przygotowanie fizyczne, taktyczne czy umiejętności techniczne. Najważniejsze jest wtedy, to, co myślisz i czujesz. Dlatego tak istotna jest współpraca z kimś, ktoś, kto nauczy sportowca te myśli i uczucia okiełznać.

Kiedyś mówił pan, że ludzie w Polsce traktują pana jak swojego. Skąd te słowa?

Lata temu miałem mieć w Lube Banca Macerata polskiego kolegę z drużyny, Arkadiusza Gołasia. Zginął w wypadku samochodowym w drodze z Polski do Włoch. Po tym wydarzeniu nasz zespół uczcił pamięć Gołasia i wydaje mi się, że polscy kibice zapamiętali to i docenili. Ja bardzo lubię Polaków, ponieważ lubicie siatkówkę i traktujecie swoich przeciwników z szacunkiem. W sporcie to bardzo ważna rzecz.

Kiedy po raz ostatni był pan w Polsce?

W 2017 roku na mistrzostwach Europy. Oglądaliśmy wtedy mecz ćwierćfinałowy Serbii w barze ze znajomymi i powiedziałem, że jeżeli nasz zespół awansuje do półfinału, wsiadamy w samochód i jedziemy do Polski. Dwa dni później byliśmy w drodze do Krakowa. Mam z waszego kraju miłe wspomnienia. Mam nadzieję, że jeszcze go odwiedzę.

Czytaj także:
Wrzało w studiu TVP po meczu Polaków. "Wygląda to fatalnie"
Co z rekordem Wilfredo Leona? Jest głos z kadry

Źródło artykułu: WP SportoweFakty