Fatalna decyzja dla polskich siatkarzy. Mówią o tym głośno

Materiały prasowe / FIVB / Reprezentacja Polski mężczyzn
Materiały prasowe / FIVB / Reprezentacja Polski mężczyzn

Polacy zachwycili świat, wygrywając wszystko, co mogli. Pokazali, że kłopoty są im niestraszne i potrafią wychodzić z każdej sytuacji. Biało-Czerwoni mają jednego wroga. I jest nim przemęczenie, które do niewyobrażalnego stopnia spotęguje liga.

To był rok - marzenie w wykonaniu reprezentacji Polski siatkarzy. Biało-Czerwoni arcydługi sezon rozegrali perfekcyjnie. Jako pierwsza drużyna od ośmiu lat wygrała mistrzostwo swojego kontynentu i Ligę Narodów. A do tego wywalczyli bezpośrednią kwalifikację olimpijską.

Zwłaszcza to ostatnie trzeba docenić. Gdyż faworyci jak Brazylia, Argentyna czy Włochy zawodzili, a Biało-Czerwoni nie. I ze spokojem będą mogli przygotowywać się do igrzysk w Paryżu.

Wyjątkowa odporność psychiczna

Ta reprezentacja ma coś, co jest rzadkością w polskim sporcie - wyjątkową odporność psychiczną. Nerwowe końcówki w decydujących meczach turnieju w Chinach zostały wyszarpane nie tylko umiejętnościami, a przede wszystkim zimną krwią i sporą dawką szczęścia.

ZOBACZ WIDEO: Pod Siatką - Polacy lepsi od Meksyku. Zobacz kulisy meczu

Właśnie takie momenty scementowały drużynę i pozwoliły jej rosnąć. Urazy Bartosza Kurka oraz Mateusza Bieńka dla kadry zdawały się katastrofą. Ale nic bardziej mylnego. Przy kontuzji naszego kapitana dowodzenie mentalem zespołu przejął Aleksander Śliwka. W odpowiednich momentach potrafi on uspokoić lub pobudzić swoich kolegów. Z kolei w ataku rządzi Łukasz Kaczmarek. Nie musimy się martwić o następcę Kurka, gdy ten zdecyduje się zakończyć karierę, choć mamy nadzieję, że nie stanie się to szybko. Sukcesorów mamy po prostu dwóch.

Na uwagę zasługuje także Norbert Huber, który musiał zastąpić Bieńka. Niecałe 1,5 roku temu doznał poważnej kontuzji, po której musiał na nowo nauczyć się chodzić. Ale znakomicie wszedł w buty bardziej doświadczonego kolegi. I sprawił, że jego braku wcale nie było widać.

Nikola Grbić będzie mógł sobie ułożyć przyszły sezon tak, jak będzie chciał. Dzięki wygranej turnieju w Xi'an nie musi martwić się o ranking, będzie mógł dowolnie rotować składem i dawać odpoczynek tym zawodnikom, którzy tego potrzebują. To niewyobrażalny luksus. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, jak morderczą dawkę spotkań PlusLiga zaaplikuje swoim siatkarzom.

"Zabójstwo" dla siatkarzy

Po trwającym ponad 4 miesiące sezonie reprezentacyjnym siatkarzom w końcu należy się odpoczynek. Ale go nie dostaną. Wszystko dlatego, że PlusLiga zdecydowała się nie dawać swoim gwiazdom chwili wytchnienia i nie udało się wypracować lepszego terminarza. Winna jest zbyt duża 16-zespołowa liga. Dla porównania Serie A, z którą nasze rozgrywki walczą o miano najlepszej na świecie, ma tylko 12 uczestników. A to oznacza aż o 8 meczów mniej w sezonie zasadniczym.

I nie pomoże tu w naszym wypadku nawet krótsza faza play-off. Liga wystartuje bowiem 1,5 tygodnia po przylocie reprezentacji z Chin. Gracze klubów, którzy występują w europejskich pucharach, będą grać niemal cały czas co trzy dni. I to od samego początku. A zawodnikami tych ekip jest zdecydowana większość naszych czołowych kadrowiczów z wyjątkiem Semeniuka, Leona i Kurka.

Protestowali przeciwko temu sami siatkarze. Ale bez skutku. - Gdybym miał się szczerze wypowiedzieć na temat decyzji ligi, to nie wiem, czy wystarczyłoby mi pieniędzy na karę finansową i na tym skończę - mówił dla "Przeglądu Sportowego" Łukasz Kaczmarek. Trzeba przyznać, że z tą sprawą nie zrobili nic również działacze i prezesi klubów, którzy zagłosowali właśnie za takim terminarzem. A na wszystkim najbardziej mogą ucierpieć siatkarze.

Nie jest tajemnicą, że z przemęczeniem wiąże się także liczba kontuzji. A z urazem kilku podstawowych zawodników lub plagą na jednej pozycji, nic nie zrobi nawet Nikola Grbić, który zawsze ma przygotowane kilka wyjść awaryjnych. Trzeba będzie więc pomocy losu, by wszyscy czołowi zawodnicy dotarli w możliwie jak największym zdrowiu.

Trudne decyzje Grbicia

W przyszłym sezonie Nikola Grbić będzie musiał dokonać trudnych wyborów na dwóch pozycjach. Na igrzyska może bowiem pojechać tylko 12 siatkarzy, a nie 14, jak na inne turnieje. To będzie budziło rywalizację na dwóch pozycjach.

Na środku o trzy miejsca będą walczyć najpewniej Norbert Huber, Jakub Kochanowski, Karol Kłos i powracający po urazie Mateusz Bieniek. A nie można wykluczyć eksplozji któregoś z młodych talentów. Miejmy nadzieję tylko, że do czasu igrzysk w Paryżu wszyscy będą zdrowi.

To samo będzie na przyjęciu. Do Paryża Grbić nie weźmie pięciu zawodników i będzie musiał odstrzelić kogoś z grupyi: Aleksander Śliwka, Wilfredo Leon, Kamil Semeniuk, Tomasz Fornal, Bartosz Bednorz. A wszyscy w tym sezonie dali Serbowi argumenty, że zasługują na miejsce w składzie. Do tego w odwodzie pozostają jeszcze przecież mistrzowie świata: Artur Szalpuk oraz Bartosz Kwolek.

Kogo nie wybierze Grbić, zrobi to z pewnością biorąc pod uwagę dobro całej drużyny, a nie poszczególnych zawodników. Bo będzie mu przyświecał jeden cel - upragniony, wyczekiwany niemal od poł wieku medal olimpijski. Jeśli Polacy nie staną na podium, to zasługi Serba zostaną błyskawicznie zapomniane.

Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
"Ale to jest aut!". Oszalał po awansie Polaków na IO

Źródło artykułu: WP SportoweFakty