Dziewięć finałów, ale tylko jeden stojący na półce Tauron Puchar Polski to bardzo bolesna statystyka dla zespołu Jastrzębskiego Węgla. Ostatni raz klub z Jastrzębia-Zdroju po trofeum sięgał w 2010 roku. Od tego momentu mimo wielu rozegranych finałów, zwycięski sen nie może się ziścić.
- Na pewno to boli. Jesteśmy bardzo zawiedzeni, bo przyjeżdżaliśmy z takim poczuciem, że to musi być ten rok. Wreszcie staniemy po finale do wywiadów i będziemy mówić, dlaczego wygraliśmy i dlaczego jesteśmy tacy mocni, świetni, wspaniali. Kończymy znowu z niedosytem, żalem, ogromnym smutkiem. Każdy z nas wkłada mnóstwo energii w to, żeby takie mecze grać i takie mecze wygrywać. Kolejny raz się nie udaje - mówił po finałowej porażce dziennikarzom Jakub Popiwczak.
W czterech poprzednich edycjach rozgrywek szanse na triumf jastrzębianom odbierała ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. Tym razem przeszkodą nie do przejścia okazała się . Jurajscy Rycerze po świetnym meczu zwyciężyli 3:1 i w swoim pierwszym w historii finale Pucharu Polski sięgnęli po trofeum.
ZOBACZ WIDEO: "Awaria transmisji". Ludzie przecierali oczy ze zdumienia
- Zawiercie po prostu było dzisiaj lepsze. Było świetnie dysponowane w każdym elemencie, ciężko ich było złamać. Udało nam się to tylko w drugim secie. W każdym innym graliśmy punkt za punkt, ale to oni zawsze w końcówkach odskakiwali na tych „kilka” oczek i domykali te partie - docenił klasę przeciwnika libero drużyny Jastrzębskiego Węgla.
- W starciu czołowych ekip polskiej ligi nigdy nie możesz być pewnym tego, że już masz przewagę i przeciwnik cię nie dogoni. My przeżyliśmy to w tym sezonie już kilka razy i z doświadczenia wiemy, że trzeba domykać pewne rzeczy. W drugim secie było, jak było, ostatecznie mimo wszystko kontrolowaliśmy przebieg tej partii. We wszystkich pozostałych to raczej Zawiercie było ten kroczek z przodu i to my musieliśmy gonić. Niestety dzisiaj nam się to nie udało - podsumował.
Jednym z liderów zespołu z Zawiercia był Bartosz Kwolek, który brylował w elemencie ataku, zdobywając łącznie 16 punktów. - Topowe drużyny w naszej lidze mają świetnych zawodników i tam naprawdę decyduje dyspozycja dnia, dyspozycja danego okresu, forma. Każdy może wygrać z każdym, szczególnie w takich meczach jak tutaj, gdzie jedno spotkanie decyduje o wszystkim. Bartek parę ważnych meczów w życiu już zagrał i dzisiaj kolejny raz pokazał, że jest świetnym siatkarzem - pochwalił reprezentacyjnego kolegę Popiwczak.
Jastrzębianie w ostatnich dniach walczą nie tylko z przeciwnikami, ale też ze zdrowiem. Problemy z łydką ma między innymi Benjamin Toniutti. - Na pewno miało to znaczenie. W trakcie meczu także miał problemy i to również miało wpływ na naszą grę. (...) Mówiłem wczoraj w wywiadach, że mam nadzieję, że jeśli przegramy to z przeciwnikiem, nie ze zdrowiem. Na pewno przeciwnik dzisiaj był świetny i trzeba mu to oddać, ale przy tym zdrowiu gdzieś z tyłu znowu zapaliła się czerwona lampka, coś było nie tak - przyznał libero.
Co okazało się kluczowe dla rozstrzygnięcia finału? - Gdy ścierają się ze sobą dwa mocne zespoły, decydują detale. (...) Jestem przekonany, że każdy z nas włożył maksa, każdy dał kupę serducha, emocji, energii. Nie wypaliło po raz kolejny, ale jestem pewien, że zapamiętamy dzisiejszy mecz i da on nam mnóstwo energii do tego, żeby w tym sezonie zapracować na kolejne dwa trofea - powiedział 27-letni zawodnik.
Na celowniku zespołu z Górnego Śląska są mistrzostwa Polski i Liga Mistrzów. W PlusLidze na siedem kolejek przed końcem fazy zasadniczej podopieczni Marcelo Mendeza prowadzą z trzypunktową przewagą nad Wartą Zawiercie. Wyraźniejszy akcent jastrzębianie stawiają jednak na europejskie puchary, gdyż już w połowie marca rozegrają pierwszy półfinał z zespołem tureckim Ziraat Bankasi Ankara.
- Liga Mistrzów jest priorytetem. W PlusLidze jesteśmy liderem. Mamy swoje kłopoty zdrowotne, także jeśli tylko będzie się dało, będziemy starali się oszczędzać chłopaków w meczach ligowych. Faza zasadnicza jest ważna, ale to play-offy będą decydować. Na pewno z tyłu głowy już jest to, że będziemy niedługo grali w półfinale Ligi Mistrzów i kolejny raz chcemy zameldować się w finale - zakończył Jakub Popiwczak.
Kinga Filipek, WP Sportowe Fakty
Zobacz także:
"Emocje zamienić w przyjaciela". Za tą radą poszli siatkarze Warty i sięgnęli po trofeum
Faworytem nie byli, ale zagrali na miarę mistrzów. "Od początku czułem, że jesteśmy w grze"