Siatkarski ekspert o bojkocie europejskich pucharów

WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Wojciech Drzyzga
WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Wojciech Drzyzga

Żenująco niskie nagrody fundowane przez CEV za występy w europejskich pucharach zapoczątkowały w siatkarskim środowisku dyskusję na temat możliwego bojkotu tych rozgrywek. Zdaniem Wojciecha Drzyzgi, należy poszukać innej drogi do poprawy sytuacji.

Po wygranej Projektu Warszawa w Pucharze Challenge, w siatkarskim środowisku ruszyła dyskusja na temat wysokości nagród ufundowanych przez CEV dla triumfatorów rywalizacji w europejskich pucharach. Stołeczna ekipa za zwycięstwo zainkasowała 50 tys. euro, czyli około 215 tys. złotych. Dla porównania Aluron CMC Warta Zawiercie za wygranie Tauron Pucharu Polski otrzymał niewiele mniej, bo 200 tys. złotych.

Asseco Resovia Rzeszów, która po niepowodzeniu w fazie grupowej Ligi Mistrzów sięgnęła po zwycięstwo w Pucharze CEV, pokonując niemiecki SVG Luneburg, wzbogaciła się o... 80 tys. euro (344 tys. złotych). Wysokość nagrody można określić mianem jałmużny, uwzględniając koszty, jakie ponoszą kluby biorące udział w rywalizacji.

- Nie ma chyba polskiego klubu, który nie mówiłby głośno o tym, że te środki są nieadekwatne. Żeby w ogóle wystartować w rozgrywkach europejskich, trzeba na dzień dobry zapłacić wpisowe. Co więcej, jeżeli wyjdzie się z grupy, ponownie trzeba wysłać przelew do CEV, aby być dopuszczonym do fazy pucharowej. Jednocześnie gratyfikacje za wygrane mecze i awanse do kolejnych rund są śmiesznie niskie i chyba aż szkoda o nich mówić - powiedział w rozmowie z serwisem interia.pl prezes stołecznej ekipy Piotr Gacek.

ZOBACZ WIDEO: Herosi WP. Jóźwik, Małysz, Świderski i Korzeniowski wybrali nominowanych

Szef Asseco Resovii pokusił się o przybliżenie kosztów, jakie kluby ponoszą w związku z występami na arenie europejskiej. Już sam wyjazd na mecz to spore obciążenie dla budżetu. Do tego należy jeszcze doliczyć koszty organizacji spotkań przed własną publicznością oraz zobowiązania wobec arbitrów i oficjeli obecnych na meczach.

- Każdy wyjazd na mecz za granicą, co oznacza zwykle trzydniowy pobyt, to w zależności od kraju wydatek 100-150 tysięcy złotych. A przecież na klubach spoczywają wszelkie koszty, począwszy od transportu i hotelu, przez diety przyjeżdżających do nas oficjeli - przyznał Piotr Maciąg na łamach "Super Expressu".

W związku z powyższym w siatkarskim środowisku ożyła dyskusja na temat możliwego bojkotu rozgrywek. Zwolennicy podkreślają, że brak polskich ekip zdecydowanie obniżyłby prestiż rywalizacji, co zmusiłoby przedstawicieli CEV do podjęcia rozmów. Przeciwnicy podkreślają, że przyniosłoby to stratę punktów w rankingu, co w późniejszym czasie mogłoby negatywnie wpłynąć na wyniki polskich drużyn w europejskich rozgrywkach.

- Cyferki, które są podawane, wzbudzają śmiech wśród braci piłkarskiej, co jest zrozumiałe, ale też wśród koszykarzy czy szczypiornistów. To jest żart. To są sumy, które ciężko podzielić na zespół, to naprawdę na waciki - przyznał w rozmowie z "Faktem" Wojciech Drzyzga siatkarski ekspert i komentator telewizyjny stacji Polsat Sport.

Były reprezentant Polski jest jednak przeciwny drastycznym rozwiązaniom i rezygnowaniu z występów na arenie międzynarodowej w geście protestu przeciwko niesatysfakcjonującym gratyfikacjom finansowym.

- To jest bomba atomowa. Nie wiem, jaka byłaby relacja tego, kto by się za nami ujął i jak by się to skończyło. Być może nasi najwierniejsi kompani nagle wzruszyliby ramionami. Jak Polacy tak chcą, to niech tak mają i by się okazało, że zostajemy z czapką śliwek w ręku i wykluczeni na 2, 3 lata - uważa Drzyzga.

Czytaj także:
Wielki triumf mistrza Polski i kolejna kompromitacja CEV. Mamy finał Ligi Mistrzów!
Asseco Resovia Rzeszów dopłaci do gry w Pucharze CEV

Źródło artykułu: WP SportoweFakty