Jacek Pawłowski: polskie siatkarki nadal niedoceniane [OPINIA]

Zdjęcie okładkowe artykułu: Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: siatkarki reprezentacji Polski
Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: siatkarki reprezentacji Polski
zdjęcie autora artykułu

Reprezentacja Polski siatkarek kapitalnie rozpoczęła Ligę Narodów 2024. Progres jaki uczyniła żeńska kadra chyba zaskoczył kibiców. Zamiast cieszyć się z sukcesów, podnoszą poprzeczkę. A jeszcze trzy lata temu niewielu wierzyło w ten zespół.

Reprezentacja Polski siatkarek przez lata była traktowana niczym Kopciuszek. Męska kadra odnosiła sukcesy, nakręcała popularność dyscypliny i przyciągała sponsorów, żeńska, po raz ostatni za czasów świętej pamięci Andrzeja Niemczyka była powodem do dumy. Godnego następcy utytułowanego szkoleniowca nie udało się znaleźć. Degradacja zespołu postępowała i potrzeba było lat oraz wielu zmian, aby kartę odwrócić.

Wypowiedzi siatkarek dotyczące konieczności zatrudnienia szkoleniowca z wyższej półki, co w męskim zespole od lat było standardem, traktowano jak fanaberie. Co prawda swego czasu w zespole był Marco Bonitta, jednak poza wielkim nazwiskiem trenera, niezbędna jest umiejętność komunikacji i współpracy z zespołem. Włochowi tego zabrakło. Następcy nie dorównywali mu osiągnięciami, choć wyniki były podobne. Ostatni z selekcjonerów, Jacek Nawrocki, przez lata nie zdołał zbudować nie tylko zespołu, ale nawet fundamentów. Przez lata powtarzał jednak, że to właśnie jest cel jego pracy.

Sebastian Świderski, przejmując PZPS, doprowadził do rewolucji. Przestał dzielić drużyny narodowe na lepszą i gorszą, zatrudnił dla pań selekcjonera z najwyższej półki i od kilku lat zbiera owoce swojej jakże trafnej decyzji. Biało-Czerwone do niedawna uważane za Kopciuszka na siatkarskich salonach, zaczynają królować na balu. Pozycja w rankingu FIVB, u progu losowania grup siatkarskiego turnieju igrzysk olimpijskich, obala wcześniejsze teorie o fanaberiach polskich siatkarek. Trener światowej klasy, tego było potrzeba zawodniczkom. Zespół potrzebował odpowiedniej osoby na tym stanowisku, aby uwolnić pełnię potencjału. W sobotni wieczór kolejny raz to potwierdził. Triumf nad mistrzyniami olimpijskimi, na ich terenie, grającym w najsilniejszym składzie, doskonale obrazuje potencjał polskiej reprezentacji.

Jedyne czego można żałować to pomeczowe opinie ze strony kibiców, którzy pewnie w znakomitej większości nie obejrzeli meczu emitowanego w późnych godzinach nocnych. Polki walczyły jak lwice o każdy punkt, jakby stawką był medal olimpijski. Aleksandra Szczygłowska dokonywała cudów w defensywie. Joanna Wołosz, dla której był to pierwszy turniej w tym roku, przeszła błyskawiczny kurs zgrywania z drużyną, a Martyna Łukasik momentami sprawiała wrażenie, jakby była atakującą, przyjmującą i libero w jednej osobie. To wszystko złożyło się na spektakularny sukces, którego niestety nie wszyscy potrafią docenić.

ZOBACZ WIDEO: Śmierć zajrzała w oczy Świderskiemu. "Mogliby mnie nie odratować"

"Za łatwo i za szybko wygrywamy, za dobrze nam idzie, inni odpuszczają, a my gramy na sto procent" - to tylko niektóre komentarze po meczu. Zadziwiające są takie opinie, biorąc pod uwagę, że kilka dni temu "eksperci" wróżyli lekcję siatkówki z rąk siatkarek USA. Problem rzekomo stanowią igrzyska, na których kilkanaście miesięcy temu nikt nas nie widział. Dzisiaj Polki udowadniają, że awans był w pełni zasłużony. Pokonaliśmy wszak wicemistrzynie świata i mistrzynie olimpijskie w turnieju kwalifikacyjnym. Teraz to Włoszki muszą pilnować rankingu.

Paradoksalnie kilkanaście miesięcy temu Biało-Czerwone zajmowały w tym zestawieniu miejsce, które nie gwarantuje obecnie awansu. Wówczas na występ Polek w Paryżu nikt nie liczył. Obecnie wszechobecny jest lament, że szczyt formy przyszedł zbyt szybko, bo przecież Polki mają walczyć o medale igrzysk olimpijskich, a przecież według oczekiwań wielu, miały ten turniej obejrzeć w TV.

Rolą dziennikarzy jest relacjonowanie i opiniowanie wyników w sposób, jaki ma to miejsce w rzeczywistości. Niektórzy określają to zjawisko pompowaniem balonika. Nie do końca zgadzam się z tym określeniem, bowiem kolejne sukcesy zespołu pobudzają apetyty, nie tylko mediów. Nie można wmawiać kibicom, że nic się nie dzieje, gdy dzieje się dobrze.

Dobrze, gdyby kibice to doceniali i oceniali w miarę chłodno, zamiast próbować deprecjonować sukces zespołu przez lata tłamszonego działaniami związku. Bilans 8 zwycięstw - 0 porażek po dwóch turniejach Ligi Narodów w przypadku naszych siatkarek jest kapitalny i zdecydowanie powyżej oczekiwań. Drużyna przez lata tłamszona, bardziej wprawiana w kompleksy niż budowana, dzięki Stefano Lavariniemu odradza się. Jacek Nawrocki w trakcie swojej kadencji nieprzerwanie mówił o pobieraniu nauki od najlepszych. Włoch bardziej skłania się w kierunku równorzędnej walki, ryzyka i budowaniu własnej wartości. Opcja numer dwa rozwija i cementuje zespół, co podkreślają same siatkarki.

Polki przez lata utwierdzane były w przekonaniu, że są słabsze od światowej czołówki. Sebastian Świderski i Stefano Lavarini stworzyli zawodniczkom warunki, w których mogą one pokazać swoją realną wartość. Nasze zawodniczki nie zawodzą, udowadniając, że mogą być równorzędnymi partnerkami dla męskiej kadry, która od lat wiedzie prym w światowej siatkówce. Wyniki w Lidze Narodów to spełnienie marzeń wielu zawodniczek. Za kilkadziesiąt dni igrzyska olimpijskie, na których większość siatkarek pewnie marzyła, aby wystąpić. Trudno powiedzieć, czy podobne oczekiwania mieli kibice.

Jacek Pawłowski, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej: Polska noc w Arlington. Mistrzynie olimpijskie pokonane!

Źródło artykułu: WP SportoweFakty