Dominik Stachowiak, WP SportoweFakty: Dwa turnieje Ligi Narodów za nami, na koncie naszych siatkarek komplet ośmiu zwycięstw, 24 punkty, bilans setów 24:2. Jak pani podsumowałaby dotychczasowe poczynania naszej reprezentacji?
Paulina Maj-Erwardt, była reprezentantka Polski: Tak naprawdę lepszego początku nie mogliśmy sobie wymarzyć. Dziewczyny idą jak burza. Chyba pierwszy raz w historii tak ładnie zagrały, biorąc pod uwagę turnieje Ligi Narodów. Pokazujemy swoją siłę, pokazujemy, że jesteśmy zespołem, z którym wszyscy muszą się liczyć i bardzo dobrze przygotowywać do rywalizacji z nami.
Można powiedzieć, że siatkówka kobieca w Polsce przeżywa renesans. Co stoi za takimi wynikami naszych siatkarek?
Myślę, że wszystko po trochu. Przyszedł Stefano Lavarini, wprowadził swoją koncepcję, grupie dobrze się z nim pracuje. Dziewczyny, które od lat były w kadrze, teraz przeżywają swoje najlepsze lata gry. Zdobyły doświadczenie, ograły się w najlepszych ligach. To wszystko składa się na ten sukces.
ZOBACZ WIDEO: Pod Siatką: rozchwytywani jak gwiazdy Hollywood! Kulisy meczu z Japonią
Mówiła pani niedawno o dodatkowej energii, którą w zespół tchnął trener Stefano Lavarini. Jak scharakteryzowałaby pani tego szkoleniowca?
Trener Lavarini daje dziewczynom dużo pewności siebie. Bierze dużą odpowiedzialność w trakcie gry na siebie, odciąża zawodniczki. Dzięki temu nie boją się ryzykować w trudnych momentach meczu. Znają swoją wartość i pokazały to w dotychczasowych spotkaniach. Myślę, że trener wykonał dużą pracę pod kątem mentalnym, jeśli chodzi o zespół.
Myśli pani, że stać nas na sukces długofalowy z Lavarinim u sterów i nawiązanie do czasów kadry Andrzeja Niemczyka?
Wszystko idzie w dobrym kierunku. Jeśli nie będzie jakiegoś „tąpnięcia”, które sprawiłoby, że wszystko by się posypało, to nie widzę przeszkód, żeby te cele długofalowe osiągać. Musimy dać trenerowi spokojnie pracować. Już widać efekty, więc na tym trzeba się skupić i cieszyć się tym, co teraz mamy.
Niewątpliwie gra bez presji z powodu zapewnionego awansu na turniej olimpijski też jest mocnym atutem.
Zdecydowanie to ma duże znaczenie. Wszyscy są spokojniejsi - nie tylko dziewczyny, ale też sztab, ludzie wokół kadry, kibice. Nie ma pompowania balonika i napinania się na zdobycze punktowe. Zawodniczki mogą spokojnie grać, trener może dokonywać spokojnych zmian i analizować, w jakich konfiguracjach zespół wygląda najlepiej. Każdy w reprezentacji ma teraz komfort, to jest fajne.
Nie pojawiła się może przypadkiem myśl „może za szybko skończyłam grać”, kiedy ogląda pani mecze kadry?
Nie. Ja się bardzo cieszę z sukcesów i wygranych dziewczyn. Przeżyłam swoje dobre i gorsze momenty w kadrze i nie mam poczucia, że żałuję zakończenia kariery. W takich latach przypadło mi grać i nie mam czego żałować.
Co podoba się pani najbardziej w obecnej kadrze?
Praca nad cierpliwością. Dziewczyny nie załamują się, kiedy nie idzie i cały czas realizują swoją taktykę, założenia, koncepcje gry przeciwko danemu zespołowi. Inne drużyny pękają. Często było tak, że rywalki miały przewagę punktową w danym secie, nie tylko 2-3 punktową, ale i większą. Natomiast taką cierpliwością w realizacji planu na mecz i spokojną grą potrafiłyśmy wyrównać i w końcówce przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. To ważne w kontekście Igrzysk Olimpijskich, gdzie jeden mecz będzie tym najważniejszym.
Pani, jako libero, na pewno odpowie na to pytanie najlepiej – jest coś w tym, że kluczem do sukcesu jest szczelna obrona? Spoglądając w statystyki indywidualne po dwóch turniejach, Aleksandra Szczygłowska zajmuje 2. miejsce w klasyfikacji najlepiej broniących zawodniczek.
Oczywiście, choć wiemy, że każdy element jest tu ważny. Natomiast system blok-obrony napędza zespół i determinuje do jeszcze lepszej gry. Mamy taki ogólny wydźwięk, że po dobrym przyjęciu dolnym, powinnyśmy skończyć akcję, a w gorszym możemy sobie pozwolić na to, żeby tej piłki nie skończyć. I to jest normalne dla zespołu, ale blok-obrona jest motorem napędowym. Widzieliśmy to chociażby w meczu z Amerykankami, kiedy przy wyniku 24:23 mieliśmy serię obron Aśki Wołosz i Oli Szczygłowskiej i każda z tych obron nas jeszcze bardziej napędzała - każdy atak był mocniejszy, tak samo wyprowadzenie akcji, determinacja rosła i ostatecznie wygrałyśmy tego seta. Takie momenty uskrzydlają zespół.
Przejdźmy do turnieju w Hongkongu. Jak pani zapatruje się na starcia z Brazylią, Dominikaną, Tajlandią i Chinami? Patrząc na tabelę, z Brazylijkami zagramy o fotel lidera.
Osobiście najciekawsza jestem meczów z Brazylijkami i Chinkami. Chinek jeszcze nie widziałam, a Brazylijki oglądam, bo gra tam Roberta (Roberta Silva Ratzke, siatkarka ŁKS-u - dop. red.), której bardzo kibicuję. Spotkanie z Brazylią na pewno będzie ciekawym starciem. Zagrają dwa mocne zespoły i tu może zadecydować dyspozycja dnia. Przeciwko Chinkom liczę na wartościową rywalizację. Jeżeli chodzi o Tajlandię, to jest to zespół, który za bardzo nie ma do nas podskoku. Liczę zatem na szybkie 3:0, może 3:1, jeśli Tajki czymś nas zaskoczą w swojej grze. Dominikanki z kolei nie radzą sobie w Lidze Narodów tak dobrze, jak w zeszłym roku, więc nie spodziewam się większych problemów z wygraniem tego spotkania.
Powinniśmy obawiać się szczególnie pojedynków z Brazylijkami i Chinkami?
Myślę, że nie powinniśmy się obawiać żadnego meczu, żadnego rywala. Patrzę na te starcia bardziej pod kątem wyciągania wniosków i analizowania gry. Nie mamy podstaw, żeby się bać. Mamy awans na turniej olimpijski, jesteśmy bez presji i ewentualna porażka w tych meczach o niczym nie będzie świadczyć. To po prostu kolejna nauka, kolejne doświadczenie.
Kto będzie kluczową postacią do osiągnięcia dobrego wyniku?
Nie wyróżniałabym pojedynczych siatkarek, tylko skoncentrowała się na całym zespole, bo w newralgicznych momentach kluczowe jest, aby być drużyną i móc na siebie nawzajem liczyć. Każda z tych dziewcząt, bez znaczenia czy jest w danym momencie na boisku, dokłada swoją cegiełkę do wygranych. Poczucie wsparcia i bezpieczeństwa zespołowego jest w trudnych momentach najważniejsze.
Nasze siatkarki może i nie królują, jeśli chodzi o indywidualne statystyki ofensywne, ale często wyróżniamy Magdalenę Stysiak czy Martynę Łukasik. Jak ważnymi punktami naszej kadry są te dwie młode zawodniczki?
Te dziewczyny są już dość doświadczonymi zawodniczkami, bo mają rozegranych po kilka sezonów ligowych. Oczywiście, Magda ma bardzo dobre statystyki i jest liderką tego zespołu. Martyna zagrała bardzo dobry pierwszy turniej, drugi trochę gorszy, patrząc na suche liczby. Natomiast też potrafiła te trudne momenty przezwyciężyć i zakończyć sety, mając nieraz trudne piłki. Zmienniczki, wchodzące w trakcie tych turniejów, też pokazały swoją wartość. Aśka Wołosz, która wróciła, też dobrze się czuje w tym zespole. Naprawdę, trudno mówić tu o jednej zawodniczce, bo jako zespół wyglądamy bardzo fajnie.
Zwłaszcza że w przekroju tych dwóch turniejów nie graliśmy w najmocniejszym składzie.
Dokładnie. Trener ma ten komfort, że może rotować. Pewnie gdyby nie było kwalifikacji, to te punkty byłyby bardziej istotne, ta presja byłaby troszeczkę większa. Ta sytuacja jest korzystna dla wszystkich.
Czy jest pani w stanie zaryzykować typ, o co nasza kadra może powalczyć w Final Eight w Bangkoku? Czy stać nas na poprawienie 3. miejsca sprzed roku i zdobycie czegoś więcej niż brąz przywieziony z Arlington?
Myślę, że jesteśmy w stanie to zrobić i na pewno dziewczyny mają w głowach myśl, że chcą walczyć o jak najlepszy wynik. Z drugiej strony trudno powiedzieć, jak to się wszystko poukłada - z kim zagramy itd. Końcowy rezultat będzie zależał nie tylko od dobrej gry, ale też od dyspozycji dnia czy kwestii zdrowotnych. Medal z całą pewnością jest w zasięgu i niezależnie od jego koloru, trzeba się będzie z niego cieszyć. Zwłaszcza, że w roku olimpijskim, to turniej na Igrzyskach jest tym turniejem docelowym. Liga Narodów stanowi przygotowanie do niego i na pewno wszyscy skupiają się właśnie na występie w Paryżu.
Słowem zakończenia - czy uważa pani, że obecna kadra ma największy potencjał od czasów zespołu, który zdobywał w 2003 i 2005 roku złoto na Mistrzostwach Europy?
Ten potencjał był już wcześniej, ale go zmarnowano i powtarzam to od dawna. Natomiast obecna kadra oczywiście ten potencjał ma ogromny. Są możliwości ku temu, żeby siatkówka żeńska była traktowana na równi z męską i osiągała podobne sukcesy. To jest coś, do czego każdy z nas chciał i dalej chce dążyć - żeby obie te kadry były potęgami na tle europejskim i światowym - i jeśli wszyscy będziemy szli w jednym kierunku, to na pewno taki cel osiągniemy.
Czytaj też:
- Polki chcą rozstawienia przed IO. "Od początku wiedzieliśmy, że o to walczymy"
- Polki dotarły do Hongkongu. Dla Biało-Czerwonych to była droga przez piekło
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)