Polacy mogli mieć kolejny duży problem przed igrzyskami. Przez moment zawodnicy zamarli

Materiały prasowe / FIVB / Reprezentacja Polski siatkarzy
Materiały prasowe / FIVB / Reprezentacja Polski siatkarzy

W sobotę polscy siatkarze przegrali swój przedostatni sprawdzian przed igrzyskami olimpijskimi w Paryżu. Podopieczni Nikoli Grbicia znów zagrali przeciętne spotkanie, a mało brakowało, by mecz kończyli w jeszcze gorszych nastrojach.

Wszystko przez niefortunny upadek Aleksandra Śliwki w piątym secie. Przyjmujący po jednym z wyskoków momentalnie na jego twarzy pojawił się grymas sporego bólu. Konieczna była zmiana, o którą zresztą sztab szkoleniowy poprosił sam zawodnik. Na decydującą część meczu na przyjęciu pojawił się więc Kamil Semeniuk.

Na szczęście po meczu Śliwka udał się do szatni o własnych siłach, a po sposobie chodzenia trudno było zgadnąć, że zawodnik jeszcze chwilę wcześniej dobrowolnie opuścił parkiet z podejrzeniem drobnej kontuzji. Wiele wskazuje na to, że w tym przypadku skończyło się na strachu, choć zapewne skutki tego zdarzenia uda się rzetelnie ocenić dopiero w niedzielę.

- Najprawdopodobniej to był tylko skurcz. Nie da się tego porównać do tego, co stało się z jednym z Japończyków - tak niebezpieczną sytuację (WIĘCEJ TUTAJ) z udziałem swojego zawodnika skomentował po meczu, Nikola Grbić. W trakcie gry sytuacja wydawała się jednak dość niepokojąca, a zaskoczenia nie kryli także sami zawodnicy, których zaskoczyła nagła zmiana.

ZOBACZ WIDEO: dziejesiewsporcie: Niecodzienne obrazki z boiska. Bramkarz aż wziął się za łopatę

Ostrożności naszego reprezentanta nie ma się jednak co dziwić, bo kadrowicze są już na ostatniej prostej przed wylotem do Paryża. Szkoleniowiec wciąż nie ogłosił, którzy zawodnicy stanowić będą podstawową parę przyjmujących. Choć w sobotę w pierwszym składzie wyszli Wilfredo Leon i właśnie Śliwka, to później po raz kolejny bardzo dobrze zaprezentował się Tomasz Fornal. Wydaje się, że to właśnie zawodnik Jastrzębskiego Węgla ma większe szanse na częstszą grę na igrzyskach.

W sobotę parkiet z podejrzeniem poważnego urazu opuścił Japończyk Kentaro Takahashi. Służby medyczne wywiozły go z hali na noszach, a szyję zabezpieczyły mu kołnierzem ortopedycznym.

W naszej drużynie o powrót do pełnej sprawności po kontuzji mięśniowej wciąż walczy Wilfredro Leon. Zawodnik wraca po 10-dniowej przerwie i w sobotę przeciwko Japończykom zagrał tylko pierwszego seta. Już wiadomo, że w niedzielę przeciwko USA będzie podobnie.

- W tym przypadku nie ma powodów do zmartwień. Chcemy, by Leon spokojnie wracał do rytmu meczowego. Na treningach daje z siebie sto procent, ale jednak sparing przy pełnych trybunach to coś innego, a my wolimy zachować ostrożność i powoli zwiększać mu obciążenia. Cieszymy, że z Japonią świetnie zaprezentował się na zagrywce - wyjaśniał po meczu trener Grbić.

Zdrowie zawodników jest obecnie kluczowym elementem, bo jedynym zawodnikiem, który może być dowołany do kadry w czasie trwania igrzysk jest atakujący Bartłomiej Bołądź. Niewiele to jednak pomoże, gdyby kontuzji doznał jeden z przyjmujących. Na razie powodów do optymizmu nie ma, bo choć nikt nie narzeka na urazy, to gra naszej reprezentacji pozostawia wiele do życzenia. Trener jednak zapewnia, że cały czas ma wszystko pod kontrolą.

Czytaj więcej:
Porażka w cieniu dramatu
O oprawie kibiców Legii będzie głośno

Źródło artykułu: WP SportoweFakty