Świąteczne odśnieżanie wydarzeń roku: Na co komu Klubowe Mistrzostwa Świata i Puchar Wielkich Mistrzów?

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Na 2009 rok, po 17 latach przerwy, zaplanowano wznowienie rozgrywek o Klubowe Mistrzostwo Świata. Tytuł miał być niezwykle prestiżowy, a spotkania stać na najwyższym, godnym mistrzów, poziomie. Ale mijający rok przyniósł nam również Puchar Wielkich Mistrzów.

Ośmiu pretendentów do tytułu

Klubowe Mistrzostwa Świata miały wzbudzać wiele emocji. I owszem, wzbudzały. Tyle tylko, że emocje nie dotyczyły poziomu gry, a raczej udziwnionych reguł gry. Chodzi tutaj o tzw. "złotą formułę", według której pierwszy atak po odbiorze zagrywki musi być wykonany zza drugiego metra. Taka forma gry nie była obca Katarczykom, natomiast dla drużyn europejskich była to nowość. Już przed rozpoczęciem tejże imprezy głos zabrali liczni eksperci krytykujący "złotą formułę". Argumentami było spowolnienie gry i sprowadzenie jej do poziomu podwórkowego. Jednak protesty i żale na nic się zdały - taki był warunek Katarskiej Federacji Siatkówki - impreza zostanie zorganizowana u nas, ale po naszemu. Nie dziwi również fakt, że przed rozpoczęciem rozgrywek nie wiadomo było kogo można traktować za faworyta. Teoretycznie, według powszechnych zasad gry w siatkówkę, silne były drużyny europejskie. Z tą jednak różnicą, że musiały się nauczyć gry według nowych reguł. Te z kolei w małym palcu mieli zawodnicy Al-Arabi Dauha...

Czy to sportowa zaciętość, czy chęć zagrania na przekór "złotej formule" sprawiły, że gospodarzom utarto nosa. W Klubowych Mistrzostwach Świata na podium ustawiły się drużyny ze Starego Kontynentu zostawiając w tyle zespoły z Iranu, Egiptu, Brazylii, Portoryko czy Kataru. Nas, Polaków, szczególnie cieszy fakt, że w obliczu niesprzyjających czynników tytuł Klubowych Wicemistrzów Świata powędrował do Skry Bełchatów. Podopieczni Jacka Nawrockiego w finałowy spotkaniu ulegli Włochom z Trentino. Brąz z tejże imprezy wywiózł Zenit Kazań.

Turniej w Katarze był udany dla Skry

Jeden milion, chętnych sześciu*

Ledwie bełchatowianie wrócili z Kataru, a już większość spośród nich musiała zacząć pakować się do Japonii. To właśnie w Kraju Kwitnącej Wiśni od 18 do 23 listopada rozgrywał się Puchar Wielkich Mistrzów. Geneza powstania tego turnieju nie jest do końca zrozumiała ze sportowego punktu widzenia, za to z ekonomicznego i owszem. Przede wszystkim PWM rozgrywany jest w rok po igrzyskach olimpijskich, a przed mistrzostwami świata. Dzięki temu co roku odbywa się międzynarodowa impreza pod szyldem FIVB. Ponadto za każdym razem areną zmagań turniejowych jest Japonia. Jednak poza tytułem i nagrodą pieniężną drużyny uczestniczące w PWM nie dokładają żadnych punktów do rankingu prowadzonego przez Międzynarodową Federację Siatkówki. To jedyny tego typu turniej, który nie daje punktów rankingowych.

W tym roku przypadła piąta edycja Pucharu Wielkich Mistrzów oraz debiut Polaków w imprezie. Przed wylotem do Japonii Daniel Castellani zapowiadał, że jego podopieczni spróbują wygrać turniej oraz, iż miejsce poza podium będzie porażką. Jego słowa szybko zostały zweryfikowane. Porażki z Japonią, Kubą i Brazylią zostały źle odebrane przez środowisko siatkarskie. Na osłodę biało-czerwoni wygrali z Iranem oraz Egiptem, ostatecznie zajmując 4. miejsce - najbardziej znienawidzone przez sportowców.

Mistrzowie Europy nie błysnęli w PWM

Wnioski? Przede wszystkim jaki był sens robienia dwóch dużych imprez w tak krótkim odstępie czasu? Miał być prestiż, sława i pieniądze - zostało tylko to ostatnie. Ponadto do głosu doszło przemęczenie. W przypadku naszych reprezentantów było ono doskonale widoczne już w Japonii, u pozostałych uczestników azjatyckich wypraw ujawniło się po jakimś czasie. Doskonałym przykładem tej turniejowej bezmyślności jest obecnie postawa Skry Bełchatów - połowa spośród zawodników w ciągu miesiąca dwukrotnie odwiedziła kontynent azjatycki, rozgrywała dzień po dniu spotkania, trenowała. Nic dziwnego, każdy po takich zmianach czasu odczuwał by zmęczenie.

Prestiż, sława i pieniądze są fajne, ale nie za wszelką cenę.

* Głowna nagroda w Pucharze Wielkich Mistrzów wynosiła 300 tysięcy dolarów, czyli około miliona polskich złotych.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)