Jerzy Matlak wściekły na były klub oraz z nadziejami na powrót gwiazdy do reprezentacji

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Reprezentacja Polski występuje na turnieju w Montreux w osłabionym składzie. Jednak jest to początek budowania kadry na mistrzostwa świata, na których mają wystąpić największe gwiazdy żeńskiej siatkówki w naszym kraju. Czy do Japonii pojedzie również Małgorzata Glinka? <i>- Na pewno bardzo by się nam przydała</i> - powiedział na łamach Przeglądu Sportowego Jerzy Matlak.

Turniej otwierający sezon charakteryzuje się tym, że zazwyczaj nie występują w nim najlepsze zawodniczki, które odpoczywają po rozgrywkach ligowych. Tak jest również w przypadku reprezentacji Polski. Jednak szkoleniowiec kadry powtarza od początku, że Montreux Volley Masters jest wstępem do budowy składu na mistrzostwa świata. Czy pojedzie również jedna z największych gwiazd naszej siatkówki, czyli Małgorzata Glinka-Mogentale, która niedawno podpisała kontrakt z Vakifbankiem Stambuł?

- Rozmawiałem z Gośką na ten temat. Żadnej deklaracji od niej jednak nie usłyszałem. Na pewno bardzo by się nam przydała. Liczę na to, że na mundialu nam pomoże. Po powrocie ze Szwajcarii reprezentację czeka zgrupowanie w Dźwirzynie (21.06 - 4.07 - przyp. PS). Tam będą już nasze czołowe zawodniczki. Ma przyjechać między innymi Katarzyna Skowrońska-Dolata. Z kolei Ania Barańska ze względu na ślub dołączy do nas tydzień później - poinformował Jerzy Matlak.

W cieniu reprezentacji toczy się życie ligowej siatkówki, które jest ciekawe, a momentami wręcz zaskakujące. Matlak zapisał się złotymi zgłoskami w historii klubu z Piły, który z powodu problemów finansowych odsprzedał miejsce w PlusLidze Kobiet.

- Jestem wściekły na zarząd klubu. Nie mogę na spokojnie komentować ich działań, bo przecież przez wiele lat poświęcałem się dla pilskiej siatkówki. Doprowadziłem drużynę do czterech tytułów mistrzyń Polski, a do Piły przyjeżdżały czołowe zespoły Europy i często przegrywały. Jeszcze w ubiegłym roku zdobyłem z zespołem brązowy medal. Traktowałem ten klub jak swoje dziecko, a teraz lekką ręką przystano na to, aby znalazł się w pierwszej lidze. Proszę spojrzeć na Wybrzeże Rumia, które mimo braku pieniędzy, nie odsprzedało miejsca Treflowi. Bardzo boli mnie to, że zniszczono potęgę, którą budowałem. Na dodatek działacze uważają, że postąpili słusznie - powiedział rozgoryczony Jerzy Matlak.

Więcej w środowym Przeglądzie Sportowym.

Źródło artykułu: