W starciu beniaminka z sześciokrotnym mistrzem Polski faworyt był jeden. Bełchatowianie, którzy w piątek zaczęli między innymi bez Michała Winiarskiego, Daniela Plińskiego i Stephana Antigi od początku narzucili rywalowi swój styl i już do pierwszej przerwy technicznej inauguracyjnej osłony spotkania zbudowali czteropunktową przewagę. Kielczanie, stremowani zapewnie PlusLigowym debiutem, mieli duże problemy ze skończeniem ataku. To właśnie nieudane ataki Sławomira Jungiewicza pozwoliły Skrze odskoczyć już na początku seta, a kiedy na aut huknął Piotr Łuka, było już 13:7 dla gości.
Grający swobodnie i na dużym luzie bełchatowianie dowieźli wysoką przewagę do końca seta. Prowadzili już 23:15 i 24:17, ale gospodarze chwycili wiatr w żagle i zbliżyli się do Skry na cztery oczka. Ostatecznie to jednak przyjezdni wygrali 25:20. Warto podkreślić, że gdyby nie masowo psute zagrywki, ich zwycięstwo byłoby jeszcze wyższe.
Przy zagrywce Marcina Możdżonka podopieczni Jacka Nawrockiego szybko wyszli na prowadzenie 3:0 już na początku drugiej odsłony spotkania, a po asie Mariusza Wlazłego zwiększyli przewagę do czterech punktów (1:5). Schodząc na pierwszą przerwę techniczną Skra miała już pięć oczek więcej od rywala. Wydawało się, że set ten będzie właściwie bez historii, bo bełchatowianie przejęli inicjatywę i prowadzili już 15:9, ale drużyna z Kielc zmobilizowała się jeszcze przed drugą przerwą techniczną. Po udanych atakach (Piotra Łuki i Xaviera Kapfera) i bloku na Bartoszu Kurku Fart zbliżył się do rywala na 12:15.
Miejscowi jakby przestraszyli się jednak szansy na dogonienie Skry, bo oddali jej cztery punkty z rzędu i właściwie przekreślili swoje szanse na nawiązanie wyrównanej walki z mistrzami Polski. Liczne zmiany dokonane w składzie przez trenera Dariusza Daszkiewicza nie odmieniły gry ekipy z Kielc, która w tym secie nie była już w stanie znaleźć żadnych argumentów przeciwko dobrze dysponowanym bełchatowianom. - Musimy przede wszystkim wyeliminować własne błędy, których popełniliśmy masę. To nasza główna bolączka i musimy na to zwracać dużą uwagę na treningach - oceniał po meczu w rozmowie z Polsatem Sport Łuka.
Trzeci (i ostatni) set był właściwie kopią dwóch poprzednich partii. Skra pewnie kontrolowała grę i nie pozwalała rywalowi na nawiązanie żadnego kontaktu punktowego. Kiedy o czas, już na początku partii, prosił trener Daszkiewicz, Skra prowadziła 5:2, z czego aż trzy punkty zdobyła po udanych blokach. Przez dłuższą chwilę kielczanie nie pozwalali Skrze zwiększyć dystansu i byli w stanie prowadzić w miarę wyrównaną grę.
Kiedy jednak atak, po najdłuższej chyba akcji w meczu, skończył Kurek, przyjezdni odskoczyli na 14:9 i skończyła się wyrównana rywalizacja. - Czuliśmy bezradność. Zakładaliśmy, że jesteśmy w stanie nawiązać wyrównaną walkę ze Skrą, a tymczasem rywale w każdej partii odskakiwali nam już na początku. Kiedy wrzucaliśmy "na luz" nie byliśmy już w stanie ich dognonić - narzekał po meczu w rozmowie z Polsatem Sport Łuka. Z uśmiechami na twarzy Skra dokończyła, już w rezerwowym składzie, trzeciego seta i wygrała cały mecz 3:0. - Rywale byli mocno spięci. Doświadczeni gracze pokazali momentami klasę, ale widać było tremę w zespole - oceniał po spotkaniu libero Skry, Paweł Zatorski.
Fart Kielce - PGE Skra Bełchatów 0:3 (20:25, 18:25, 16:25)
Fart: Jungiewicz, Kapfer, Zniszczoł, Łuka, Szczerbaniuk, Dobrowolski, Swaczyna (libero) oraz Sopko, Kozłowski, Bielicki, Żuk
Skra: Wlazły, Kłos, Kurek, Falasca, Możdżonek, Bąkiewicz, Zatorski (libero) oraz Woicki, Nowotny, Winiarski, Pliński, Antiga
MVP: Miguel Angel Falasca (Skra)