Pierwszy Włoch na obczyźnie
32-letni Włoch w rodzimych rozgrywkach Serie A zadebiutował w 1997 roku w barwach Jeans Hatu Bolonia. Jego kariera rozwijała się w błyskotliwym tempie. Już w 1998 roku zadebiutował w seniorskiej reprezentacji Italii w spotkaniu… z Polską. Szybko stał się ikoną włoskiej siatkówki i zgarniał coraz więcej trofeów. Černic w annałach włoskiej siatkówki zapisał szczególną kartę. Jako pierwszy przełamał bowiem stereotypy i w 2005 roku postanowił spróbować swych sił zagranicą w lidze greckiej w zespole Iraklisu Saloniki. Było to wydarzenie bez precedensu bowiem wcześniej żaden jego rodak nie wychylił się poza rodzimą ligę. - Absolutnie, nie żałuję tych decyzji - mówi 32-latek, który następnie przeniósł się do Rosji, gdzie bronił barw Fakiełu Nowy Urengoj i Dynama Moskwa. - Grałem w Grecji potem w Rosji, a teraz przeniosłem się do Polski i jestem z tego faktu zadowolony. Liga jest bardzo ciekawa i wymagająca z tego względu, że jest wiele zespołów prezentujących wysoki, zbliżony poziom. To naprawdę ważne i cieszę się z tego - podkreśla siatkarz. Przed transferem do PlusLigi Włoch znów zakotwiczył w rodzinnych stronach i przez dwa ostatnie lata występował najpierw Stamplast Prisma Martina Franca, a następnie w zespole z Perugii.
Można powiedzieć, że Černic podpisując kontrakt w Grecji przetarł szlaki dla swoich rodaków. Jego drogą nie podążyło jednak zbyt wielu Włochów i wciąż na palcach jednej ręki można policzyć włoskich siatkarzy z uznaną marką i nazwiskiem, którzy wybrali grę poza granicami Italii. - Nikt nie wyjechał za granicę poza mną i Giacomo Sintinim, który gra w lidze rosyjskiej w Biełgorodzie na pozycji rozgrywającego. Pozostali włoscy zawodnicy nie kwapią się do wyjazdu i grają w lidze włoskiej. Naprawdę, nie wiem z czego to wynika. Może po prostu boją się wyjazdu zagranicę i uważają, że liga włoska jest najlepsza, a pozostałe kraje, to zupełnie inny świat i inna rzeczywistość. Ciężko odpowiedzieć na to pytanie - przyznaje z uśmiechem na ustach.
Polska liga ciekawsza od Serie A?
Przez lata włoska Serie A dzierżyła miano najlepszej w Europie, o której marzyli najlepsi zawodnicy na świecie. Od pewnego czasu Włochom po piętach depcze jednak liga rosyjska oraz PlusLiga. Zdaniem 32-latka kartą przetargową naszej ligi jest wielka popularność i splendor, a także widowiskowość, której czasem brakuje na Półwyspie Apenińskim. To wszystko efekt taktyki, która jest chlebem powszednim i myślą przewodnią we włoskim sporcie. - We Włoszech więcej uwagi przywiązuje się do taktyki. W Polsce natomiast główne znaczenie odgrywa moc i siła. Wielu zawodników nie zwalnia ręki na zagrywce i serwuje, czy atakuje bardzo mocno, sprawiając wiele problemów przyjmującym - podkreśla zawodnik - We Włoszech wygląda to nieco inaczej i większy nacisk kładzie się na taktyczne niuanse.
Oprócz zbyt dużej ilości taktyki, która przesiąka włoską siatkówkę, kluby Serie A borykają się z innym dużym problemem. 32-letni zawodnik rzuca dodatkowy cień na rodzime rozgrywki. - Szczerze mówiąc, we Włoszech tylko kilka czołowych zespołów jest naprawdę dobrych i profesjonalnych. Pozostałe borykają się z wieloma problemami natury finansowej. Rok temu, gdy grałem w Perugii przez sześć miesięcy nie dostawałem pieniędzy i w takiej sytuacji naprawdę ciężko jest skupić się na dobrej grze w siatkówkę i być zrelaksowanym, czy spokojnym. Wiele klubów postępuje w taki sposób, że obiecują złote góry, aby tylko podpisać z nimi kontrakt, a kończy się na obietnicach i nie płacą w ogóle. Myślę, że nie tak to powinno wyglądać i nie jest to dobre - ubolewa.
Černic może pochwalić się niezwykle bogatym dorobkiem osiągnięć, o którym niektórzy siatkarze mogą tylko pomarzyć. 32-latek na swoim koncie ma m.in dwa Mistrzostwa Europy, wicemistrzostwo Olimpijskie zdobyte ze Squadra Azurra, dwa Puchary CEV, czy tytuł Mistrza Rosji. Mimo tego cały czas potrafi czerpać inspirację i radość z siatkówki. - Absolutnie nie uważam się za zawodnika, który osiągnął już wszystko. Nadal chcę grać i wygrywać, to normalne. Przybyłem do Rzeszowa, bo stworzono tu na prawdę dobry zespół obdarzony wielkim potencjałem. Chcemy zgarnąć wszystkie trofea w tym sezonie i myślę, że każdy zawodnik powinien tak do tego podchodzić i myśleć tylko o zwycięstwach - poucza.
PlusLiga - nowe wyzwanie w karierze
Pod koniec maja Matej Černic związał się kontraktem z Asseco Resovią Rzeszów. Choć za nami ledwie kilka kolejek ligowych włoski przyjmujący uważa, że przybycie do Polski było strzałem w dziesiątkę. Jedynym utrapieniem 32-latka jest katorżnicze tempo rozgrywek PlusLigi. - Czuje się tutaj dobrze, niczego mi nie brakuje. Nie mam, co prawda za wiele wolnego czasu na zwiedzanie i oglądanie czegokolwiek, bo gramy i trenujemy praktycznie codziennie i jest to dla nas ogromne wyzwanie - kręci nosem.
Rzeszowscy działacze w lecie głębiej sięgnęli do sakiewki i do gry w Polsce skusili kilka znanych nazwisk. Obok Černicia na warunki włodarzy Resovii przystali filar reprezentacji Niemiec, Gyorgiy Grozer, środkowy reprezentacji USA, aktualny mistrz Olimpijski, Ryan Millar, czy dobrze rokujący na przyszłość włoski rozgrywający z polskimi korzeniami, Michał Baranowicz. Transfery te spowodowały, że rzeszowski klub z miejsca urósł do miana jednego z faworytów do mistrzostwa Polski. - Resovia, to bardzo dobry klub. Jest bardzo dobrze zorganizowany, a dodatkowo przemawiają za nim wyniki. Mamy dobry skład i musimy myśleć tylko i wyłącznie o zdobyciu jakiegoś trofeum. Jesteśmy do tego zobowiązani - przekonuje zawodnik.
Zespół Ljubomira Travicy udanie rozpoczął tegoroczny sezon i już w trzeciej kolejce pokonał na własnym parkiecie PGE Skrę Bełchatów. W siedmiu dotychczasowych kolejkach rzeszowianie uzbierali na swoim koncie trzynaście punktów. Po drodze nie ustrzegli się jednak porażek i w niedzielę na wyjeździe musieli uznać wyższość Tytanu AZS Częstochowa. - Myślę, że nie graliśmy źle w pierwszym secie, ale rywale pokazali więcej i przede wszystkim nie popełniali błędów. To było bardzo ważne. W kolejnym secie zaprezentowali się jeszcze lepiej, zwłaszcza na zagrywce. Grali na luzie i to było widać. Przebudziliśmy się nieco w trzeciej partii, zaczęliśmy lepiej grać i wygraliśmy. W ostatnim secie również nie odstawaliśmy od rywali i byliśmy blisko, ale częstochowianie znów spisywali się bardzo dobrze. Mieliśmy wyraźne problemy z zatrzymaniem ich blokiem - oceniał po meczu Cernić.
Choć niedzielny pojedynek był prawdziwym festiwalem błędów Resovii, Włoch wcale nie uważa, że był to najgorszy mecz w wykonaniu jego drużyny w tym sezonie. - Nie sądzę, żeby był to najgorszy mecz w naszym wykonaniu do tej pory. Faktycznie, najlepsze mecze rozegraliśmy dwie, czy trzy kolejki temu, ale moim zdaniem teraz zagraliśmy nieźle, ale rywale spisali się jeszcze lepiej i wygrali - kończy siatkarz.